Buntowniczka. Lisa Kleypas
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Buntowniczka - Lisa Kleypas страница 16
Rhys nie zamierzał jej puścić; przeciwnie − zaczął się sycić odsłoniętą skórą i białymi krągłościami, zwieńczonymi różowymi aureolami. Teraz i jego oddech stał się przyspieszony i nierówny. Koniuszkiem języka przeciągnął po pączku sutka, ogrzewając go palącym oddechem, zanim zassał go do ust. Helen, porażona dreszczem nieznanej, zdrożnej rozkoszy, zafascynowana zupełnie jej nieznanym zachowaniem mężczyzny, ciaśniej przylgnęła do niego, naglona narastającą potrzebą bliskości i… czegoś jeszcze… Wtem przez cienki materiał koszulki poczuła napór czegoś dziwnego, sterczącego i twardego jak klin. Zaskoczona, szarpnęła się w tył.
Rhys uniósł głowę. Bursztynowa poświata kominka zalśniła na jego wilgotnej dolnej wardze.
− Czekaj, nie uciekaj… – szepnął chrapliwie i znów przyciągnął ją do siebie. – To jest… − Z wysiłkiem wciągnął oddech i delikatnie przylgnął do niej biodrami. – Po prostu tak się dzieje ze mną, kiedy cię pragnę. Tam, gdzie czujesz twardość… ta moja część wejdzie w ciebie. – Dla ilustracji swoich słów naparł na nią delikatnie. – Rozumiesz?
Helen zamarła.
Wielki Boże!
Nic dziwnego, że akt płciowy jest taką tajemnicą. Gdyby kobiety wiedziały, nigdy by się na niego nie zgodziły!
Choć usilnie starała się ukryć przerażenie, Rhys musiał coś wyczytać z jej twarzy, bo rzucił jej spojrzenie zaniepokojone i rozbawione zarazem.
− Wiem, to nie brzmi zbyt romantycznie – dodał przepraszająco.
Helen drżała, jednak zebrała się na odwagę, żeby zadać pytanie:
− W którym miejscu wejdzie?
Zamiast odpowiedzi Rhys uniósł się lekko i przesunął tak, że położył się na Helen. Uspokajająco gładził dłonią kulące się z lęku kobiece ciało. Niespiesznie pieścił wnętrze ud, stopniowo je rozwierając. Z trudem łapała oddech, kiedy sięgnął pod rąbek koszulki. Poczuła leciutkie dotknięcie pomiędzy nogami i palce mężczyzny musnęły delikatne kędziorki.
Zesztywniała, porażona niezwykłym odczuciem, które przeszyło ją, gdy palec mężczyzny znalazł otwór pomiędzy jej nogami i zaczął się w niego zagłębiać, poruszając się i pieszcząc miękkie, wilgotne wnętrze. Helen nie mogła uwierzyć, że jej ciało otwiera się przed tym czułym, choć nieustępliwym dotykiem. Czyżby… Nie, to niemożliwe!
− Tutaj – powiedział cicho, obserwując ją spod zasłony czarnych rzęs.
Helen jęknęła w rozterce i usiłowała cofnąć biodra, aby uniknąć inwazji, lecz Rhys przytrzymał ją stanowczo.
− Kiedy w ciebie wejdę… − jego palec cały zniknął w otworze, cofnął się o cal, a potem znów się zanurzył − …z początku poczujesz ból. – Teraz dotykał wewnętrznych miejsc, o których istnieniu nie miała pojęcia. Czynił to nadzwyczaj czule i delikatnie. – Na szczęście ból jest tylko na początku. Potem już nigdy nie wraca.
Helen zamknęła oczy, zaintrygowana niezwykłym odczuciem, które budziło się w głębi jej ciała. Efemeryczne, niepochwytne, jak ulotne pasmo woni perfum unoszące się w pokoju.
− Będę się w tobie poruszał… o tak… − Subtelna pieszczota nabrała rytmu; palec przesuwał się w jej ciele z coraz większą łatwością, gdyż z każdym ruchem wewnętrzne błony stawały się bardziej gładkie, śliskie, zapraszające. – Aż się w ciebie spuszczę.
− Spuścisz się? − Usta Helen zrobiły się suche jak pustynia.
− Wytrysk. Moment, w którym serce zaczyna walić jak młot i każdym calem swojego ciała walczysz o dojście do celu, który ciągle ci umyka. Istna tortura, ale wolałbym raczej umrzeć, niż przestać. – Zbliżył usta do jej zaczerwienionego ucha i ciągnął zmysłowym, sugestywnym tonem: − Musisz się poddać rytmowi i być dzielna – szeptał. – Bowiem będzie ci się wydawało, że świat zaraz się skończy. I tak się stanie.
− Mało pocieszające – wydusiła z siebie Helen, walcząc z dziwnym, zdrożnym i zarazem piekielnie nęcącym żarem, który ogarniał jej ciało.
Bezbożna nuta śmiechu wdarła się w jej uszy.
− Nie musi być pocieszające. Liczy się piekielna przyjemność i tylko ona.
Wysunął palec, aby przez chwilę znów pieścić miękkie, zamykające się płochliwie krawędzie sekretnej szpary. Kiedy rozchyliły się ponownie, wzmógł pieszczotę, drażniąc różowe fałdy i aksamitne zakamarki, aż spazmy rozkosznych dreszczy przeszyły ciało Helen.
− Czy boli cię, cariad?
− Nie, ale…
Helen uznała, że nie ma sensu tłumaczyć Rhysowi tajników wychowania, które uczy, że pewne obszary ciała są zbyt wstydliwe, aby je poznawać, nie mówiąc już o dotykaniu – chyba że chodzi o mycie. Zasady te wdrażała krzepka niania, która wyżywała się w waleniu niegrzecznych dzieci po dłoniach drewnianą linijką, aż robiły się czerwone i opuchnięte. Takich lekcji nie sposób zapomnieć.
− To… jest wstydliwe miejsce – wykrztusiła wreszcie.
− Nie, nie jest – odparł natychmiast.
− Ależ jest. − Rhys pokręcił głową, lecz Helen nie dała się przekonać. − Tak mnie uczono.
Zrobił zdegustowaną minę.
− Kładła ci to do głowy ta sama osoba, która twierdziła, że dzieci znajduje się w kapuście?
Helen, widząc, że go nie przekona, zamilkła z miną wskazującą na urażoną godność. A przynajmniej usiłowała zachować godność w tych trudnych okolicznościach.
− Wielu ludzi wstydzi się swoich pragnień – powiedział Rhys. – Ale ja do nich nie należę. I nie chcę, żebyś ty należała. – Delikatnie położył dłoń na piersi Helen, a potem zaczął sunąć po jej ciele. – Jesteś stworzona do przyjemności, cariad. Żadna część twojego ciała nie jest wstydliwa. – Zdawał się nie zauważać, że Helen znów zesztywniała, kiedy jego ręka wsunęła się pomiędzy jej uda. – A już zwłaszcza to słodkie miejsce… Ach, jaka jesteś tam śliczna! Jak jeden z tych twoich storczyków.
− Co? – zapytała speszona, zastanawiając się, czy Rhys z niej nie kpi.
− Tak, przypomina płatki kwiatu. – Z zachwytem obwiódł palcem różowe zewnętrzne fałdy, po czym rozchylił je, udając, że nie zauważa, jak Helen szarpie go za przegub. Kciukiem i palcem wskazującym rozszerzył zapraszająco wejście. – I jeszcze to. Jak kielich kwiatu, prawda?
Dopiero teraz Helen pojęła, co dokładnie ma na myśli i jak celne jest jego porównanie. Zaczerwieniła się tam, gdzie tylko było to możliwe.