Skarb w Srebrnym Jeziorze. Karol May
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Skarb w Srebrnym Jeziorze - Karol May страница 13
Przestrzeń, w jakiej się znajdował, miała wysokość człowieka i sięgała prawie środka okrętu, a ciągnęła się od jednej do drugiej burty. Dookoła leżało kilka małych pakunków.
Kornel przystąpił ku przedniej stronie i przyłożył świder do ściany okrętu, oczywiście poniżej linii wodnej. Pod silnym naciskiem jego ręki narzędzie szybko dziurawiło drzewo. Nagle natrafiło na silny opór; była to blacha, którą obłożono część kadłuba okrętowego, znajdującą się pod wodą. Należało ją przebić świdrem. Aby jednak woda szybko zalała wnętrze okrętu, potrzeba było dwu otworów. Kornel wywiercił więc drugi, a dotarłszy do blachy podniósł jeden z kamieni służących za balast i uderzał tak długo w rękojeść świdra, aż ten przeszedł przez blachę. Woda wdarła się do wnętrza i zmoczyła mu rękę; kiedy zaś wyciągnął świder, uderzył w niego tak silny strumień, że musiał się szybko cofnąć. Szum maszyny okrętowej zagłuszył uderzenia. Kornel przebił blachę w drugim otworze i wrócił na górę. Świder odrzucił dopiero wtedy, gdy się znajdował przed górnymi schodami. Po cóż brać go ze sobą?!
Kiedy stanął wśród swoich, a ci zapytali, czy się udało, odpowiedział twierdząco i oświadczył, że teraz wśliźnie się do kabiny nr 1.
Salon i przytykająca do niego palarnia leżały na tylnym pokładzie, a po obu stronach były kajuty, z których każda miała osobne drzwi, prowadzące do salonu. Ściany zewnętrzne, opatrzone dość dużymi oknami, zasłonięte były gazą. Między obu szeregami kajut a burtą ciągnął się wąski korytarz.
Kornel musiał się zwrócić ku chodnikowi po lewej ręce, to jest od strony steru. Kajuta nr 1, jako pierwsza, leżała na rogu. Kornel położył się na ziemi i poczołgał się ostrożnie naprzód, tuż przy burcie, aby go nie spostrzegł dyżurny oficer. Wkrótce dotarł szczęśliwie do celu. Przez gazę pierwszego okna przebijał lekki blask, a w kabinie paliło się światło. Czyżby Butler jeszcze czuwał?
Lecz kornel przekonał się, że i w innych kajutach się świeciło; to go uspokoiło. Wyciągnął nóż i przeciął bez szmeru gazę od góry do dołu. Firanka przeszkadzała mu zajrzeć do wnętrza, odsunął ją więc cicho i omal nie krzyknął z radości na widok tego, co ujrzał.
Na lewej ścianie nad łóżkiem paliła się lampka nocna, okryta od dołu, aby nie raziła leżącego.
Inżynier spał odwrócony twarzą ku ścianie. Obok na krześle leżała jego odzież, a pod drugą ścianą na składanym stoliku zegarek, sakiewka i – nóż „bowie”. Z zewnątrz łatwo go było dosięgnąć. Kornel wsadził rękę i zabrał nóż – pozostawiając jednak zegarek i pugilares – wyciągnął go z pochwy i spróbował odkręcić rękojeść – ruszyła się. To wystarczało.
– Do wszystkich diabłów, ależ łatwo poszło! – szepnął. – Mogłem wejść do środka i w razie czego nawet go udusić.
Nikt tej kradzieży nie widział, gdyż okno wychodziło na wodę od strony steru. Kornel wsadził nóż za pas i poczołgał się ku swoim ludziom. Szczęśliwie prześliznął się obok porucznika. O kilka łokci dalej, gdy wzrok jego padł na lewo, spostrzegł dwa słabo fosforyzujące punkty, które natychmiast znikły. Były to oczy, był tego pewny. Rzucił się więc naprzód silnym, ale niedosłyszalnym ruchem, a potem równie szybko potoczył się na stronę.
I słusznie! Z miejsca, gdzie zobaczył oczy, odezwał się szmer. Usłyszał to oficer i zbliżył się.
– Kto tu? – zapytał.
– Ja. Nitropan-hauey – odpowiedziano.
– Ach, Indianin! Idź spać!
– Tu czołgać się człowiek, coś złego uczynić, ja widzieć go, ale on prędko precz.
– Dokąd?
– Naprzód, gdzie kornel leżeć, może on sam być.
– Pshaw! Po co miałby się czołgać on czy kto inny? Spij i nie przeszkadzaj drugim!
– Ja spać, ale nie być winny, gdy się co stać. Oficer nadsłuchiwał, lecz że nic go nie doszło, uspokoił się. Był przekonany, że Indianin się pomylił. Minęło dużo czasu. Wtem zawołano go.
– Sir – rzekł wartownik – nie wiem, co się dzieje, lecz woda prędko się podnosi; okręt tonie.
– Bzdura! – zaśmiał się oficer.
– Spójrzcie jednak!
Porucznik spojrzał i, nic nie mówiąc, pośpieszył do kapitana. W dwie minuty byli już na pokładzie, a w rękach trzymali latarnie i świecili poza burtę. Porucznik wszedł do otworu przedniego, a kapitan do tylnego, aby zbadać wnętrze kadłuba. Trampi usunęli się szybko. Po krótkiej chwili powrócił kapitan i podszedł do sternika.
– Nie chce robić alarmu – szepnął kornel do swych ludzi. – Zobaczycie, że steamer popłynie ku brzegowi.
Nie mylił się. Obudzono majtków i służbę i okręt zmienił kierunek. Nie obeszło się jednak bez pewnego hałasu; pasażerowie przebudzili się i kilku weszło na pokład.
– Nic się nie stało, messurs! – zawołał kapitan. – Mamy trochę wody w pudle i musimy ją wypompować. Rzucimy kotwicę, a kto się boi, może wyjść na brzeg.
Chciał ich uspokoić, lecz wywołał wręcz przeciwny skutek. Zaczęto krzyczeć i wołać o pasy ratunkowe: kabiny się opróżniły – zapanowało straszne zamieszanie. Wtem światło latarni padło na wysoki brzeg; okręt zawrócił ku niemu i stanął. Spuszczono kotwicę, zrzucono pomosty i bojaźliwsi poczęli się cisnąć ku lądowi, a przed wszystkimi naturalnie trampi, którzy szybko zniknęli w ciemnościach nocy.
Na pokładzie oprócz załogi pozostali tylko Old Firehand, Tom, Droll i stary Niedźwiedź. Old Firehand zszedł w głąb kadłuba, aby przyjrzeć się wodzie. Po chwili powrócił ze świdrem w ręce i zapytał kapitana, nadzorującego przy ustawianiu pomp:
– Sir, gdzie jest miejsce na ten świder?
– W skrzyni – odpowiedział jeden z majtków.
– Tak? A ja go znalazłem na środkowym pokładzie. Koniec zagiął się o płyty, okrywające okręt. Założę się, że przedziurawiono ścianę.
Wrażenie tych słów powiększyło się jeszcze przez dodatkowe odkrycie. Inżynier, który wyprawiwszy żonę i córkę na brzeg, powrócił, aby dokończyć ubrania, wybiegł teraz z kajuty, krzycząc głośno:
– Okradli mnie! Dziewięć tysięcy dolarów! Przerżnęli gazę w oknie i wzięli je ze stołu!
Wtedy zawołał stary Niedźwiedź jeszcze głośniej:
– Ja widzieć! Kornel ukraść i przedziurawić okręt. Ja go widzieć – oficer nie wierzyć. Spytać czarny palacz! On pić z kornelem, on pójść do salonu i myć okna; on przyjść i pić znowu, on musieć wszystko powiedzieć! Obecni okrążyli Indianina i inżyniera, aby ich dokładniej wybadać.
Nagle od strony lądu poniżej miejsca, do którego przybił okręt, zabrzmiał okrzyk.
– To