Skarb w Srebrnym Jeziorze. Karol May

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Skarb w Srebrnym Jeziorze - Karol May страница 8

Автор:
Серия:
Издательство:
Skarb w Srebrnym Jeziorze - Karol May

Скачать книгу

próbujcie pytać po raz drugi, bo wyrzucę was w tej chwili poza burtę.

      – Oho! Czy sądzicie, że Ciotkę Droll tak łatwo wsadzić do wody? Spróbujcie!

      – No, no! – bronił się kapitan. – Wobec dam należy być grzecznym, a ponieważ jesteście ciotką, więc należycie do płci pięknej, przeto nie biorę waszego pytania tak poważnie. Zresztą z płaceniem się nie śpieszy!

      – Nie, na kredyt nie biorę – ani na minutę – taka już moja zasada, jeśli to potrzebne.

      – Well! Chodźmy więc do kasy!

      Po tych słowach oddalili się, a pozostali wypowiadali swe uwagi na temat tego szczególnego człowieka.

      Kapitan, który powrócił prędzej niż Droll, rzekł zdumiony:

      – Messurs, żebyście widzieli te nuggety, och, te nuggety! – Sięgnął jedną ręką w rękaw, a kiedy ją wysunął, miał dłoń pełną ziarnek złota, wielkości grochu, orzechów laskowych, a nawet jeszcze większych. – Ten człowiek musiał odkryć bonanzę i wypłukał ją!

      Tymczasem Droll, zapłaciwszy w kasie za przejazd, rozejrzał się wokół i spostrzegł ludzi kornela. Poczłapał powoli ku przodowi okrętu i przyglądał się im. Spojrzenie jego zatrzymało się dłużej na kornelu, którego zagadnął:

      – Przepraszam, sir, czyśmy się już kiedy nie widzieli?

      – Ja przynajmniej nic o tym nie wiem – odparł zapytany.

      – O, jestem pewny, żeśmy się już spotkali. Czy byliście może nad górną Missouri?

      – Nie.

      – A w porcie Sully także nie?

      – Nawet go na oczy nie widziałem.

      – Hm! Mogę się zapytać o wasze nazwisko?

      – A to po co?

      – Bo mi się podobacie, sir, a kiedy poczuję do kogoś życzliwość, to nie prędzej zaznam spokoju, aż dowiem się, jak się nazywa.

      – Co się tego tyczy, to wy mi się także podobacie – odpowiedział kornel ostro – mimo to nie byłbym tak niegrzecznym, aby pytać was o nazwisko.

      – Czemu? Ja tego nie uważam za niegrzeczność i zaraz odpowiedziałbym na wasze pytanie. Nie mam żadnego powodu kryć się ze swoim nazwiskiem. Tylko ten, kto nie ma zupełnie szczerych zamiarów, stara się przemilczeć, jak się nazywa.

      – Czy to ma być obraza, sir?

      – Ani mi to w głowie! Ja nie obrażam nigdy nikogo, jeśli to potrzebne! Adieu, sir, zachowajcie swe nazwisko dla siebie. Nie chcę go już słyszeć! – Odwrócił się i odszedł.

      – To do mnie pił – syknął rudy. – I ja muszę to znosić!

      – Dlaczego? – zaśmiał się jeden z jego ludzi.

      – Ja bym temu workowi odpowiedział pięścią.

      – I źle byś na tym wyszedł!

      – Pshaw! Ta żaba nie wygląda na bardzo silną!

      – Ale człowieka, który pozwala czarnej panterze zbliżyć się do siebie na długość ręki, a potem strzela z tak zimną krwią, jakby miał przed sobą kurę preriową, nie można lekceważyć. Zresztą, idzie tu nie tylko o niego samego; zaraz miałbym przeciw sobie także i tamtych, a musimy unikać wszelkiego hałasu.

      Droll wrócił na tył okrętu; po drodze natknął się na obu Indian, którzy siedzieli na pace z tytoniem. Ci, ujrzawszy go, powstali. Droll zatrzymał się, potem zbliżył się szybko do nich i zawołał:

      – Mira, el oso Viejo y el oso Moro! – Patrzcie! To stary Niedźwiedź i młody Niedźwiedź.

      Wyrzekł to po hiszpańsku, a więc musiał wiedzieć, że obaj czerwonoskórzy słabo znają angielski, a mówią biegle i rozumieją po hiszpańsku.

      – Què sorpresa, la Tia Droll! – Co za niespodzianka, Ciotka Droll! – odpowiedział stary Indianin.

      – Co robicie tutaj na wschodzie i na tym statku? – pytał Droll podając obu rękę.

      – Byliśmy w Nowym Orleanie i wracamy do domu. Upłynęło wiele księżyców, odkąd nie widzieliśmy twarzy Ciotki Droll.

      – Ten młody Niedźwiedź stał się tymczasem dwa razy większy, niż był wtedy. Czy moi czerwoni bracia żyją z sąsiadami w pokoju?

      – Zakopali topór wojenny w ziemi i pragną, by nie musieli go wydobywać.

      – Kiedy wrócicie do swoich?

      – Tego nie wiemy. Wielki Niedźwiedź nie może wrócić do domu, dopóki nie utopi swego noża we krwi tego, który go obraził.

      – Kto to taki?

      – Ten biały pies tam, z rudymi włosami. Uderzył Wielkiego Niedźwiedzia ręką w twarz.

      – Do wszystkich diabłów! Czy ten drab nie jest przy zdrowych zmysłach? Musi przecież wiedzieć, co to znaczy – podnieść rękę na Indianina, i to na starego Niedźwiedzia!

      – On nie wie, kim jestem. Powiedziałem mu swoje nazwisko w języku mego ludu i proszę mojego białego brata zachować je w tajemnicy.

      – Nie obawiaj się! Ale pójdę teraz do tamtych białych; chciałbym z nimi pomówić; przyjdę jednak jeszcze potem do was.

      Oddalił się ku rufie okrętu. Tam wyszedł właśnie z kajuty ojciec uratowanej dziewczynki i oznajmił, że córka jego obudziła się z omdlenia i czuje się stosunkowo dobrze. Potrzebuje tylko spokoju, aby zupełnie przyjść do siebie. Potem pośpieszył do Indian, aby odważnemu chłopcu podziękować za ten dzielny czyn. Droll słyszał jego słowa i zapytał się, co zaszło. Kiedy Tom opowiedział przygodę, rzekł:

      – Tak, tego spodziewałem się po tym chłopcu; nie jest już dzieckiem, ale zupełnie dojrzałym mężczyzną.

      – Czy znacie małego i jego ojca? Widzieliśmy, że rozmawialiście z nimi.

      – Spotkaliśmy się kilka razy.

      – Spotkali? On nazwał się Tonkawa, a ten prawie wymarły szczep nigdy się nie włóczy, lecz siedzi w swych nędznych rezerwatach (przestrzenie nadane przez rząd Stanów Zjednoczonych Indianom) w dolinie Rio Grande.

      – Wielki Niedźwiedź nie stał się osiadłym, lecz pozostał wierny zwyczajom swoich przodków. Przebiega kraj wzdłuż i wszerz, podobnie jak wódz Apaczów Winnetou, a swą siedzibę otacza tajemnicą. Mówi wprawdzie czasem o „swoich”, ale kim, czym i gdzie przebywają – nie mogłem się dowiedzieć. I teraz chciał się udać do nich, ale zatrzymuje go zemsta, jaką chce wywrzeć na kornelu.

      – Czy mówił o tym?

      – Tak; nie spocznie prędzej, aż jej dokona. Kornel w moich oczach jest człowiekiem

Скачать книгу