Nie!. Stanisław Cat-Mackiewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nie! - Stanisław Cat-Mackiewicz страница 13
Warunki, któreśmy usłyszeli, różnią się od normalnych warunków pokojowych jeszcze pod jednym względem i ta różnica jest bardzo poważna, zasadnicza. Oto warunki pokojowe, o ile oczywiście mowa jest o pokoju, a nie o całkowitym podboju, przy którym jakiekolwiek warunki w grę nie wchodzą – mogą być łagodne lub surowe czy najsurowsze, ale składają się zawsze z części: dajesz i części: otrzymujesz. Francja w 1871 roku cedowała Alzację i Lotaryngię, ale otrzymała pokój. Państwo pobite po spełnieniu żądań mu postawionych ma zawsze tę pociechę, że wraca do jakiegoś wyraźnego i ustalonego statusu terytorialnego i politycznego. Otóż w warunkach postawionych nam 22 lutego widzimy wyraźnie tylko to, czego mamy się zrzec, co mamy oddać, natomiast to, co nam zostaje, określone jest w sposób niewyraźny. Mielibyśmy dostać administrację polską na reszcie, a raczej reszteczce ziemi, która by nam pozostała, ale nie było powiedziane, jakie będą kompetencje tej administracji, a to nie jest pytanie błahe, skoro wiemy, że ta administracja ma współżyć z okupacyjnymi wojskami sowieckimi. Nie był nawet w przybliżeniu określony termin ewentualnego opuszczenia przez wojska sowieckie tego terytorium, które ma rzekomo pozostać we władaniu niepodległego państwa polskiego. Zapowiedziano nam przyłączenie do Polski wschodnich części Niemiec, ale również z tym, że przez jakiś czas nieokreślony gospodarować tam mają Sowiety – i również nie wskazano nam, kiedy ma się to skończyć.
Premier Churchill nie wspomniał też o żadnej konfederacji państw środkowoeuropejskich ani o czymkolwiek w Europie Środkowej, co by nie było zgodne z życzeniami Rosji. Wiemy, że premier Churchill ma osobiste sympatie do Polski, i to większe aniżeli wielu jego kolegów w gabinecie. Ale nie łudźmy się, jego mowa z 22 lutego był to program Rosji z granicą na Odrze i z Polską jako częścią składową rosyjskiej politycznej całości. Była to akceptacja programu Stalina, a w najlepszym razie Beneša. Na niepodległą Polskę w tym programie miejsca nie ma.
Mowa z 22 lutego wraz z uprzednimi konferencjami Churchill–rząd polski jest niewątpliwie skutkiem uchwał październikowej konferencji w Moskwie i narad w Teheranie. Na tych konferencjach zadecydowano coś Rosji odstąpić, czymś Rosję ukontentować. Anglia krzyżuje swe wpływy z Rosją na różnych terenach, od dawna na Bliskim i Środkowym Wschodzie, a od niedawna także na Śródziemnomorzu, a nawet w Europie Zachodniej. Rosja jest dzisiaj w politycznej ofensywie: dociera do Algieru, odbyła już po mowie Churchilla swój triumfalny wjazd do Neapolu, wciska się nawet na tereny Ameryki Południowej i Europy Środkowej. Z tych wszystkich terenów strategicznie i gospodarczo najluźniej jest Anglia związana właśnie z Polską i Rumunią, nic więc dziwnego, że te tereny najłatwiej może odstąpić.
I to właśnie konstatowała lutowa mowa Churchilla, ku przerażeniu wielu moich rodaków, którym po raz pierwszy stanęło to wyraźnie przed oczami.
Nasz rząd a mowa premiera Churchilla
Czy można odpowiedzialnością za mowę Churchilla obciążać rząd polski w Londynie?
Co powinien był rząd polski zrobić po wysłuchaniu mowy premiera Churchilla?
Te dwa pytania, które się cisnęły wszystkim na usta już 22 lutego wieczorem, nie wymagają łącznej odpowiedzi. Przeciwnie, są zupełnie niezależne od siebie. Gdybyśmy nawet uznali, że w tym, co premier Churchill powiedział, nie ma krzty winy polskiego rządu, że rząd polski genialnie zrobił wszystko, co mógł, aby do takiej mowy nie dopuścić, aby ją politycznie uniemożliwić, to jeszcze należałoby orzec: rząd polski po mowie, w której nasz najpoważniejszy sojusznik, u boku którego weszliśmy do wojny, poświęcił nasze państwo na ołtarzu porozumienia z Rosją, powinien podać się do dymisji.
Dymisja rządu – oto powinna być natychmiastowa reakcja Polski na mowę z 22 lutego. Była to jedyna reakcja, na którą nas stać, ale też reakcja pod każdym względem odpowiednia.
Nie ma na świecie rządu, który by w takich okolicznościach zareagował inaczej. Nie ma na świecie monarchy lub prezydenta biorącego serio swe atrybucje polityczne, który by w podobnym wypadku nie udzielił dymisji swemu rządowi dla ratowania chociażby godności państwa. Niestety właśnie Polska będzie pod tym względem wyjątkiem.
Generał Badoglio na pewno nic nie był temu winien, że prezydent Roosevelt zaproponował Sowietom jedną trzecią floty włoskiej. A jednak Badoglio samą pogłoskę o tego rodzaju propozycji odparł oświadczeniem o swojej dymisji. Szczęśliwe Włochy: mają rząd!
Traktat brzeski – oddanie Chełmszczyzny Ukrainie – zawierał dużo analogii do omawianej mowy premiera Churchilla, oddającej Wilno i Lwów. Ale wówczas premier Kucharzewski złożył swoją dymisję natychmiast, ministrowie polscy w Wiedniu złożyli dymisje również bez chwili wahania.
Dymisja rządu polskiego uświadomiłaby społeczeństwa angielskie i amerykańskie, że chcą nam wyrządzić niezasłużoną krzywdę, ułatwiłaby samemu Churchillowi grę w naszej obronie.
Czy dymisja zajątrzyłaby stosunki angielsko-polskie? Nie, nie, po trzykroć nie. Nie byłoby parlamentarzysty angielskiego zarówno na prawicy, jak na lewicy, który by nie tylko nie pomyślał, ale nawet nie powiedział głośno: zachowali się tak, jak się powinni byli zachować. To samo byłoby w Ameryce, we wszystkich innych krajach nam przyjaznych.
Brak dymisji rządu w odpowiedzi na mowę premiera Churchilla stanowi dla naszego narodu klęskę równą klęsce wypowiedzenia tej mowy.
Dnia 23 lutego pytali mnie Anglicy i Polacy, czy nasz rząd poda się do dymisji. Od pierwszych ze wstydem odwracałem głowę, drugim z poczuciem bezsilnego upokorzenia odpowiadałem, że mają taki rząd, na jaki swoim tchórzostwem cywilnym na emigracji sobie zasłużyli.
Byli co prawda w naszym gabinecie ludzie, którzy zapytywali nieśmiało swoich kolegów, czy jednak „nie wypada” wystąpić z formalną chociażby prośbą o dymisję, z tym oczywiście, że prezydent jej nie przyjmie, ale większość uznała te skrupuły za zbyt subtelne, a samą operację za ryzykowną.
Wracając do zapytania pierwszego, czy zachowanie się naszego rządu w Londynie wpłynęło na rzeźbę przemówienia z 22 lutego, odpowiadamy, że oczywiście ustępliwość naszego rządu, jego brak samodzielnych koncepcji w polityce zagranicznej, jego brak powagi w wystąpieniach na zewnątrz, wreszcie jego dezorientacja w stosunku do wydarzeń politycznych umożliwiały i ułatwiały Sowietom ich wobec nas politykę i odbiły się na tonie mediatora.
Rząd polski jest ustępliwy, jak tylko nowicjusze polityczni ustępliwi być mogą. Umieszcza w swej rezolucji z 16 lutego zwrot o „rozmowach granicznych”2, wiedząc, że jego rezolucja, będąca kompromisem pomiędzy jego intymnym programem politycznym a strachem przed opinią publiczną emigracji i kraju, nie zadowoli Stalina, nie zadowoli nawet Churchilla, nie spowoduje żadnych dalszych pertraktacji, a wywoła tylko krótkie spięcie. A więc zwrot o „rozmowach granicznych” rzucony był tak sobie, w oderwaniu od jakiejkolwiek koncepcji politycznej czy politycznej myśli, po prostu dla przyjemności amatorskiej repetycji targowicy