Romans panny Brook. Helen Dickson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Romans panny Brook - Helen Dickson страница 5
Zatrzymali się przed wejściem. Alex spojrzał na nią. Zauważył maleńki dołek w jej podbródku. Panna Lydia Brook ma klasę, stwierdził w duchu. A ton jej głosu i sposób trzymania głowy świadczyły o dobrym wychowaniu, jak również o tym, że nie jest kimś pospolitym czy choćby przeciętnym, tylko sytuuje się znacznie wyżej. Wyczuwał, że ta kobieta ma silną osobowość i jest świadoma własnej wartości.
Był oszołomiony tym, co do niej czuł. Nie potrafił znaleźć słów na określenie swoich emocji. Wiedział tylko, że to uczucie różni się diametralnie od tych, których ostatnimi czasy doświadczał. To było coś, co zaiskrzyło niespodziewanie, zaskakując go i szokując, ale wiedział, że nie mógłby ani nie chciałby znaleźć się z dala od niej.
– Też zatrzymam się w tym hotelu – powiedział. – Sprawiłoby mi zaszczyt i ogromną przyjemność, gdyby zechciała pani zjeść ze mną obiad, panno Brook.
Lydia zastanowiła się przez chwilę nad przyjęciem jego zaproszenia, uznając, że w obliczu tego, co się stało, powinna odmówić. Była jednak zdenerwowana i przygnębiona, a w dodatku nie chciała być sama podczas swej niedoszłej nocy poślubnej, więc przyjęła zaproszenie.
– Cóż… ja… tak, dziękuję, z przyjemnością – rzekła.
Alex wrócił tam, gdzie miał się odbyć ślub, i wezwał Harrisa, swego pokojowego, na którego dyskrecję mógł liczyć zarówno w sprawach zawodowych, jak i osobistych.
– Gdzie jest mój szwagier? – spytał.
– Jeszcze w środku, stara się udobruchać duchownego, który prowadził ceremonię. Zachowuje się tak, jakby nie był niczemu winien.
– To mnie nie dziwi, Harris.
– Chciał pójść za tą młodą damą, ale powiedziałem, żeby zaczekał tutaj.
– Dobrze zrobiłeś. Henry jest ostatnią osobą, którą chciałaby teraz widzieć. Zaprowadziłem ją do hotelu. Przykro mi to mówić, ale mąż mojej siostry jest nicponiem z osobliwym poczuciem humoru, który rozumuje w sposób, mówiąc najoględniej, perwersyjny. Jest zdolny do każdego rodzaju oszustw i przeniewierstw, a gdyby dziś mu się powiodło, przechwalałby się tym podbojem wśród tyle samo co on wartych łapserdaków, nie dbając ani o swoją reputację, ani o ból, który by sprawił zarówno żonie, jak i pannie Brook.
– Cóż, ostrzegał pan siostrę przed tym małżeństwem – zauważył Harris.
– Od kiedy to Miranda słucha tego, co mam do powiedzenia? – odparował Alex. – Niekiedy zastanawiam się nad rodziną, w którą weszła po ślubie. Ileż skaz ma ta gałąź Seymourów! Jak wiesz, nie darzę szczególną sympatią mojego szwagra, ale nie przyszłoby mi do głowy, że jest zdolny do podobnego postępku. Ale cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni, skoro ojciec Harry’ego też był nieznającym żadnych hamulców kobieciarzem, a także hazardzistą, który pozostawił górę długów. Jakieś przekleństwo ciąży na tej rodzinie i nie wiadomo, w kim jeszcze się ujawni. Modlę się, żeby nie w moim jeszcze nienarodzonym siostrzeńcu czy siostrzenicy.
– Wątpię, by tak się stało – powiedział Harris.
– Miejmy nadzieję. Będę chronił Mirandę, ale jak dostanie bzika na jakimś punkcie, to nie ustanie, dopóki nie dowie się wszystkiego. Wie, że Henry spotykał się z inną kobietą, ale nie wie, że posunął się tak daleko. Dla jej dobra wolałbym, żeby ta sprawa została między nami. Jeśli przedostałaby się do publicznej wiadomości, skandal, który niewątpliwie by wybuchł, głęboko by ją zranił.
Alex był człowiekiem poważnym i świetnie zorganizowanym, miał opinię wymagającego pracodawcy. Był też bezwzględny w interesach. Dorobił się majątku na przewozach morskich i górnictwie na północy Anglii, a także na przemyślanych inwestycjach w koleje. Kapitał lokował nie tylko w kraju, ale i za granicą. Wyposażył Mirandę w hojne wiano, wiedząc o długach Henry’ego i jego podupadającym majątku ziemskim.
Ruszył w stronę budynku, w którym odbywał się ślub akurat w chwili, kiedy opuszczał go szwagier. Spojrzał na niego z pogardą.
Henry, zazwyczaj arogancki i pewny siebie, był wyraźnie przygaszony, może nawet trochę zalękniony.
– No i? – zagadnął Alex. – Sprawa się zakończyła w wiadomy nam sposób, bo się przeliczyłeś. Miranda nie chciała zostać w Surrey, a twoi przyjaciele okazali się aż nadto rozmowni. Popełniłeś głupi błąd, z rodzaju tych, które mogły kosztować cię małżeństwo. Co masz do powiedzenia na swoją obronę?
– Cóż mogę powiedzieć? Przecież wiesz wszystko – mruknął Henry.
– Wystarczająco – zgodził się Alex. – Zależy ci tylko na zabawach i rozrywkach, za nic masz innych. Jak śmiesz traktować moją siostrę w tak nikczemny sposób! Wzbudzasz we mnie wstręt.
– Posłuchaj… pozwól mi wyjaśnić – zaczął Henry.
– Zamilknij, głupcze! – Alex rzucił mu miażdżące spojrzenie. – Nie mam ochoty cię słuchać. Chciałbym oszczędzić Mirandzie szczegółów twojego postępku, ale nie wiem, czy uda się tego uniknąć. Będzie głęboko zraniona twoją zdradą, ale w końcu ci wybaczy… Głupia dziewczyna. Nie zasługujesz na jej poświęcenie. Domyślam się, że wynająłeś powóz, żeby tu przyjechać? – Gdy Henry przytaknął, Alex mówił dalej: – Masz natychmiast opuścić to miejsce, nawet gdybyś musiał podróżować nocą. Pojedziesz prosto do żony, wyznasz jej, co zrobiłeś i będziesz błagał o wybaczenie. Zrozumiałeś? – Przygwoździł go rozkazującym spojrzeniem. – Do diabła z tym, nie będę się grzebał w twoich brudnych postępkach, które cię tu przywiodły, bo mógłbym stracić resztki cierpliwości i rozprawić się z tobą tak, jak na to zasługujesz. Będę jeszcze kilka dni na północy. Po powrocie do Surrey zostaniesz w domu u boku żony i będziesz się zachowywał przyzwoicie. Jeśli chodzi o twoich przyjaciół, zachowasz dyskretne milczenie. Oczekuję, że się podporządkujesz. Mamy do przedyskutowania parę ważnych spraw.
– Lydia… panna Brook, ona… – zaczął Henry.
– Nie życzy sobie ciebie widzieć – wpadł mu w słowo Alex. – Nawet nie próbuj się do niej zbliżać, jasne?
Henry kiwnął głową i głośno przełknął ślinę.
– Tak.
Samotna w hotelu, ukryta przed wścibskimi spojrzeniami, Lydia miała wrażenie, jakby całe jej ciało było ściśnięte, żeby coś z niej nie uciekło. Starała się stłumić to uczucie, ale bezskutecznie. Łzy popłynęły jej po policzkach z frustracji i desperacji. Płakała nad teraźniejszością, w której zostały zrujnowane jej marzenia, i nad przyszłością, która jawiła się jej pusta i jałowa.
Pojawienie się w jej życiu Henry’ego i jego oświadczyny oznaczały uwolnienie się od życia, które trzymało ją w pracowni Alistaira. Był kochankiem i pracodawcą jej zmarłej matki, a teraz zatrudnił ją, każąc harować ponad siły, więc czuła się