Martwa cisza. Will Dean
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Martwa cisza - Will Dean страница 6
Idę z iPadem na niepościelone łóżko. Na szafce nocnej stoi zdjęcie mamy i taty z czasów, zanim to wszystko się stało, kiedy mama jeszcze dawała radę, kiedy nie musiałam się o nią martwić, kiedy nie sprawiałyśmy sobie nawzajem tak wielkiego zawodu. Koncentruję się na tacie, jego przyjaznym uśmiechu i za dużych uszach. Nigdy nie przyglądam się mamie, bo jej widok wyprowadza mnie z równowagi. Wygląda jak ja, tyle że ma zielone oczy. Leniwi dziennikarze nigdy nawet się o tym nie dowiedzą, ale zniszczyli mamie życie swoimi kłamstwami o tacie, plotkami i pogłoskami, niedokładnymi cytatami i bzdurami wyssanymi z palca. Wcale nie był tej nocy pod wpływem alkoholu, wtedy już nie pił. Dlatego pisząc, zawsze się koncentruję na pokrzywdzonych, takich jak mama i ja. Żałuję, że nie mogę się zobaczyć z nią w tej chwili, złożyć jej niespodziewanej wizyty w środku tygodnia, ale te czasy dawno minęły. Wcześnie chodzi spać – to skutek uboczny leków. Widujemy się tylko w weekendy, a to za mało. Przecieram oczy i zmuszam się, żeby spojrzeć na nią na zdjęciu. To przez mamę nie wyobrażam sobie posiadania dzieci.
Padam na twarz na kołdrę. Jestem zbyt najedzona, żeby się ruszyć, i zbyt zmęczona, żeby grać. Chcę trochę poczytać i iść spać. Przeglądam strony internetowe dwóch ogólnokrajowych gazet, a potem zaglądam do regionalnego „Wermlands Tidningen”. Wszystkie podają historię, ale w żadnej nie ma lokalnych szczegółów. W jednej z gazet krajowych jest literówka w nazwie „Utgard”, która naprawdę mnie wkurza. Googluję „morderstwa Meduzy”. Pierwszym wynikiem wyszukiwania jest artykuł z Wikipedii. Tak jak zapamiętałam, doszło do trzech zabójstw: w 1991, 1993 i 1994 roku. Pracownik celulozowni, technik i zastępca kierownika miejscowego hotelu. Trzech mężczyzn po trzydziestce, wszyscy zginęli od strzału w klatkę piersiową. Po chwili dostrzegam, co ich łączy. Przezwisko zabójcy, Meduza, jest mylące. Ma niewiele sensu. Właściwie wcale go, kurwa, nie ma, ale tak już jest z przezwiskami. Przyklejają się.
Wszystkie zwłoki miały wyłupione oczy.
Według Wikipedii wszystkie ofiary zostały pozbawione oczu już po śmierci. „Elegancka robota”, jak stwierdził ówczesny koroner okręgowy podczas konferencji prasowej, ku wściekłości bliskich ofiar i lokalnych władz. Nie udaje mi się znaleźć zdjęć ciał ani obrażeń, jedyne dostępne fotografie pokazują las. Ściągam mapę morderstw. Były rozrzucone po całym Utgardzie, ofiary znaleziono wiele kilometrów od siebie, w różnych kierunkach od Mossen, ulicówki biegnącej przez las. Na początku lat dziewięćdziesiątych przesłuchano połowę miasteczka. Aresztowano mieszkającego w okolicy osiemnastolatka, Martina Farsberga, ale później zwolniono go bez stawiania zarzutów.
Otwieram komory baterii aparatów słuchowych i wrzucam je do słoiczka ze środkiem osuszającym, żeby wyschły przez noc. Potem wyjmuję z szafki nocnej wibrator. Myślę o koleżance ze studiów w Londynie. Dochodzę. Zamykam oczy do snu, ale w głowie widzę bezokiego mężczyznę z pustymi, bladymi oczodołami sięgającymi aż do kości.
5
Budzik pod poduszką zaczyna wibrować o szóstej.
W pokoju jest zaduch, muszę też zmienić pościel. Zakładam aparaty słuchowe, wstaję, żeby otworzyć okno, i zimne powietrze uderza mnie w twarz. Cofam się z powrotem w ciepło.
IPad jest prawie rozładowany, więc podłączam go do sieci i przeglądam szwedzkie portale i telewizje informacyjne. Najbardziej interesujące okazują się dyskusje w mediach społecznościowych. Hashtag „Meduza” zyskuje coraz większą popularność.
Prysznic. Ubrania. Zmiana baterii w aparacie słuchowym. W przezroczystej rurce łączącej słuchawkę z mikrofonem zebrały się kłaczki. Demontuję ją, przedmuchuję, myję pod kranem, czekam, aż wyschnie, i zakładam z powrotem. Otwieram pudełko płatków i wsypuję je do miski. Razem z nimi wypada nietoperz. Podskakuję na jego widok. Czy strzał, który wczoraj spłoszył łosia, kogoś zabił?
Drogę do biura – pięć minut spacerem – pokonuję samochodem. To absurdalne, zwłaszcza tutaj, gdzie mieszkańcy wszędzie dojeżdżają na rowerach – ale będę później potrzebować pikapa.
Saab Leny stoi na jej miejscu parkingowym przed redakcją. Zwykle przychodzi pierwsza i wychodzi ostatnia. Wchodzę do „Gavrik Posten” i nad moją głową rozlega się dzwonek. Brzmi jak dźwięk tłuczonego szkła.
– Lars przejmie twoje obowiązki związane z artykułami do dzisiejszego wydania – stwierdza Lena, która pojawiła się, gdy tylko weszłam do redakcji. – Ty będziesz się mogła skoncentrować na morderstwie. Pasuje ci to?
Kiwam głową.
– Chmary ludzi z gazet ogólnokrajowych pewnie ściągną tu przed lunchem i będzie zupełnie przerąbane. Zrób, ile się da, zanim tu dotrą.
Potakuję.
– Zaraz porozmawiam z policją, potem pojadę do Mossen pomówić z resztą mieszkańców.
– To może być ta sprawa, o której ci mówiłam – stwierdza Lena. – Twój temat. Meduza, o ile to Meduza, może pomóc ci zrobić karierę, więc się nie wychylaj, nie rozpraszaj i nie trać zimnej krwi, słyszysz?
Nie myśli o mnie jako o osobie głuchej – inaczej by tego tak nie ujęła. Kocham ją za to.
– To moja szansa na Pulitzera?
– Chciałabyś – odpowiada, opierając rękę na biodrze. – Zamierzasz zostawić mnie tu samą z Flipem i Flapem? Co to, to nie. Jeszcze nie. Gdyby zawracali ci głowę podczas pracy nad sprawą Meduzy, przyślij ich do mnie. Przygotowuję numer do druku, ale gdybyś mnie potrzebowała, będę do dyspozycji.
To dla niej tu pracuję. Lena zdobyła wiele nagród za działalność reporterską, wyspecjalizowała się w opisywaniu malwersacji i przestępczości zorganizowanej na wschodnim wybrzeżu USA, a potem, na swoje nieszczęście, zakochała się w Johanie, inżynierze hydroelektryku z małego szwedzkiego miasteczka. Z tego szwedzkiego miasteczka. Jednak, choć nigdy o tym nie rozmawiałyśmy, wydaje się zadowolona z obecnego życia.
Przesyłam Larsowi mailem wszystkie swoje artykuły. Gdzieś niedaleko w kostnicy leży ciało. Co, jeśli Nils ma rację i Meduza wrócił albo pojawił się jego naśladowca? Co, jeśli to ciało także jest pozbawione oczu? W jaki sposób wyłupuje się oczy zwłokom? Wpatruję się w ekran. Nagłówki o wadliwych fasadach bloków wyglądają absurdalnie.
Dzwonię na posterunek mieszczący się po przeciwnej stronie ulicy. Nikt nie odbiera. Mój telefon ma ośmiokątną naklejkę, która ma minimalizować sprzężenie. Działa całkiem nieźle. Raz za razem wciskam przycisk ponownego wybierania, jednocześnie googlując wioskę Mossen, żeby zdobyć informacje o pięciu domach i sprawdzić nazwiska ich mieszkańców. To wielka zaleta Szwecji: zeznania podatkowe, adresy i numery telefonów są tu publiczne.
Wybieram ponownie. Właścicielem pierwszego domu i przyczepy jest Bengt Gustavsson. Wybieram ponownie. W drugim domu mieszka Viggo Svensson, miejscowy taksówkarz. Kojarzę to nazwisko. W trzecim domu mieści się warsztat stolarski, a jego właścicielkami są dwie kobiety o norweskim nazwisku, Alice i Cornelia Sørlie. Wybieram ponownie. Tym razem linia jest zajęta. Ktoś jeszcze próbuje się dodzwonić –