Rozmowy z seryjnymi mordercami. Christopher Berry-Dee
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rozmowy z seryjnymi mordercami - Christopher Berry-Dee страница 7
Ten potwór, w każdym znaczeniu tego słowa, spędził większość swojego bezsensownego życia za kratami, lecz nigdy nie potrafił przyznać się do winy. To cecha łącząca go z wieloma innymi seryjnymi zabójcami. W każdym przypadku napaści seksualnej, gwałtu i morderstwa istnieją przytłaczające dowody winy Carignana, jednak czuje on przymus psychologiczny, by przerzucać winę na swoje nieszczęśliwe ofiary.
Kiedy zostaje zdemaskowany i wszystkie wymówki okazują się stekiem łgarstw, cofa się na drugą linię obrony. Podobnie jak wielu innych przestępców obwinia policję i wymiar sprawiedliwości, utrzymując, że go wrobiono.
Gdyby zbrodnie Carignana nie były tak liczne i poważne, można by uznać te wymówki za śmiechu warte i traktować jego listy jako majaczenia szaleńca, które należy odrzucić lub w najlepszym razie zignorować. Jednak Harvey nie jest szaleńcem. To, czego nie chce powiedzieć, co ukrywa między wierszami albo o czym woli zapomnieć, może być w ostatecznym rozrachunku bardziej interesujące, ponieważ jego patologiczne zaprzeczenia wyrażają prawdziwą naturę Bestii.
W tej chwili Carignan może się ubiegać o zwolnienie warunkowe, bo w stanie Minnesota nikt nie może spędzić przeszło czterdziestu pięciu lat w więzieniu, niezależnie od liczby popełnionych morderstw.
Harvey ma obecnie przyjaciółkę, z którą prowadzi korespondencję. Trzydziestoletnią Glorię Pearson skazano za zabójstwo synka, wcześniej molestowanego przez nią seksualnie. Często wymieniają listy i wydaje się, że do siebie pasują.
Niniejszy rozdział oparto na wywiadach przeprowadzonych w 1996 roku przez autora z Harveyem Louisem Carignanem w zakładzie karnym w Minnesocie oraz na wieloletniej korespondencji. Wywiady, udzielone na wyłączność, zarejestrowano na taśmie magnetofonowej.
1 Zebrane w niniejszym tomie teksty powstały w 2001 roku. [wróć]
STANY ZJEDNOCZONE
Na chwilę skupił na mnie wzrok.
Przedtem rzadko pojawiający się uśmiech
maskował narastającą wściekłość Shawcrossa.
Teraz, po raz pierwszy, maska normalności opadła
i w jego oczach pojawił się błysk zbrodniczego szaleństwa.
Shawcross usiłował zapanować nad krwiożerczymi emocjami,
które w nim kipiały. W sali widzeń zapanowała cisza,
śmiertelna cisza.
REAKCJA SHAWCROSSA NA PYTANIE AUTORA
O ZABÓJSTWO DZIESIĘCIOLETNIEGO
JACKA BLAKE’A
W kazamatach zakładu karnego Sullivan w Fallsburgu w stanie Nowy Jork przebywa najsławniejszy seryjny morderca stanu, Arthur John Shawcross. Media nazwały go „Potworem znad Rzeki”, a ja spytałem, skąd się wziął ten przydomek.
– Bo tam ich zabijałem – odpowiedział. – Nad rzekami budził się we mnie potwór, i to dość często.
Nazwisko Shawcross jest spokrewnione z łacińskim zwrotem crede cruci i w wolnym tłumaczeniu oznacza „wiarę w krzyż”. Wczesne formy pisowni to Shawcruce i Shawcrosse. W Stanach Zjednoczonych mieszka obecnie około pięciu tysięcy Shawcrossów; jeszcze więcej jest ich w Wielkiej Brytanii. Wszystko wskazuje na to, że sir Hartley Shawcross, były prokurator generalny Wielkiej Brytanii i główny oskarżyciel brytyjski w czasie procesu w Norymberdze, jest dalekim krewnym seryjnego zabójcy.
Art był bardzo drobnym niemowlęciem; w chwili narodzin ważył niespełna 2,3 kilograma. Dziecko przyszło na świat o czwartej czternaście nad ranem w środę 6 czerwca 1945 roku w szpitalu amerykańskiej marynarki wojennej w Kittery – po przeciwnej stronie rzeki Piscataqua leży Portsmouth w stanie Maine.
Świadectwo urodzenia głosi, że ojcem dziecka był dwudziestojednoletni kapral Arthur Roy Shawcross, a matką osiemnastoletnia Bessie Yerakes Shawcross. Rodzice mieszkali w Portsmouth w lokalu numer 5 przy Chapel Street 28.
Ojciec, znany policji jako bigamista, służył w czasie drugiej wojny światowej w amerykańskiej piechocie morskiej. Wylądował na wyspie Guadalcanal z pułkiem artylerii Pierwszej Dywizji, za co otrzymał kilka gwiazdek upamiętniających udział w bitwach i medali. W lutym 1943 roku, po zakończeniu operacji oczyszczania wyspy, żołnierzy piechoty morskiej wysłano na odpoczynek do Australii, gdzie Arthur Roy Shawcross poznał na potańcówce Thelmę June. W poniedziałek 14 czerwca tego roku wzięli ślub w Melby w Australii. Thelma urodziła później syna, którego nazwano Hartleyem na cześć sławnego brytyjskiego imiennika.
W lipcu 1944 roku Arthur Roy Shawcross otrzymał urlop, po czym wrócił do Stanów Zjednoczonych, gdzie popełnił bigamię – w czwartek 23 listopada poślubił przyjaciółkę z dzieciństwa, Bessie Yerakes, będącą wówczas w ciąży. Bessie, powszechnie znana jako „Betty”, była córką robotników fabrycznych z Somersworth w stanie New Hampshire. Jej ojciec, James Yerakes, przyszedł na świat w Grecji, a matka, Violet Libby, pochodziła z jednego z krajów basenu Morza Śródziemnego. Upłynął zaledwie tydzień od wypisania Bessie ze szpitala z małym Arthurem, gdy jej męża wysłano do Watertown w stanie Nowy Jork, żeby dokończył służbę w piechocie morskiej. Matka z dzieckiem zamieszkali u jego siostry. Po demobilizacji małżonkowie przenieśli się do niewielkiego domu w malowniczym miasteczku Brownville niedaleko granicy z Kanadą i jeziora Ontario; jego mieszkańcy, w liczbie tysiąca dwustu osób, należeli do niższej klasy średniej.
Mały Arthur był najstarszym z czworga dzieci; troje pozostałych nosiło imiona Jean, Donna i James. Można uznać, że okazał się czarną owcą wśród rodzeństwa. W normalnym wieku rozpoczął naukę w szkole Brownville-Glen Park, jednak wkrótce wyszły na jaw jego problemy osobowościowe. Nie lubił brata i sióstr, z wyjątkiem Jean; fantazjował, że uprawia z nią seks.
W wieku pięciu lat Art wyobrażał sobie, że ma dwóch fikcyjnych przyjaciół. Pierwszy miał na imię Paul i był chłopcem w jego wieku; drugim była nieco młodsza, jasnowłosa dziewczynka bez imienia. W następnych miesiącach prowadził z nimi długie rozmowy, a koledzy i nauczyciele odnosili wrażenie, że gaworzy sam do siebie.
– Musiałem wymyślić sobie przyjaciół – powiedział autorowi niniejszej książki. – Chciałem się z kimś bawić, a nikt mnie nie lubił.
Mały Arthur, przezywany przez kolegów „Dziwadłem”, był w szkole wyśmiewany i terroryzowany. Wycofał się do własnego mrocznego świata, często chodził z klasy do klasy jak we śnie. Starsi chłopcy dręczyli go przy każdej okazji; krzyczał wtedy i wygrażał im pięściami albo wracał z ponurą miną do domu, gdzie z zemsty znęcał się nad siostrami i młodszym bratem.
Pedagodzy szkolni zrozumieli, że mają do czynienia z trudnym dzieckiem, i przeprowadzili wywiad rodzinny. Wkrótce ustalili, że rodzice rozpieszczają