Czerwony świt. Jędrzej Pasierski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czerwony świt - Jędrzej Pasierski страница 5
Chodkowski usiadł na krześle obok i wręczył Warwiłow ściągę. Zerknęła na nią, zadowolona z metodyczności podwładnego i jego zdrowego rozsądku. Imiona i nazwiska świadków zapisane były w takim samym układzie, w jakim siedzieli przy stole, i zagadka brata szybko się rozwiązała.
– Mamy do państwa kilka pytań – oznajmiła, przesuwając spojrzenie z twarzy na twarz.
– Teraz? – zapytał blondyn mocnym głosem.
Zerknęła na karteczkę. Michał Lutyński.
– A kiedy by pan chciał?
– To znaczy, myślałem, że raczej osobno… – Z pewnością jeszcze nie wytrzeźwiał; policzki miał zaczerwienione.
– Michał Lutyński, zgadza się? – skierowała do niego pytanie, zerkając do notatek. Nie czekając na odpowiedź, zadała kolejne: – Pan znalazł Sarę?
– Wszyscy ją znaleźliśmy.
– Ale pan zbadał jej puls?
– Tak.
– Czemu pan to zrobił?
– Leżała bez ruchu.
– Często sprawdza pan puls leżącym koleżankom?
– Nie – odparł, odchylając się lekko na krześle, na co dało się słyszeć skrzypiący odgłos folii.
– No więc dlaczego?
– Imprezowaliśmy całą noc, Sara wyglądała blado. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem.
Komisarz milczała.
– Chyba instynktownie – dodał.
– Rozumiem – powiedziała. – Przejdźmy do tego, co piła i jadła Sara Kosowska przed śmiercią i…
– Czy kawa była zatruta? – weszła jej w słowo androgeniczna dziewczyna.
Warwiłow szybko zerknęła do notatek. Karolina Moskal.
– …i tego, co dokładnie zażywała wczoraj wieczorem – dokończyła Nina, kierując spojrzenie na Moskal.
Zapadło milczenie. Zastanawiała się, czy trafiła. Wyglądali na wyrwanych prosto z balangi. I imprezowali przez całą noc, jak powiedział Lutyński. Jakieś narkotyki musiały być w grze. Kokaina, bo wyglądali na niebiednych, a jeśli nie, to ekstazy albo nawet szybko podbijający Warszawę mefedron. Albo jeszcze większe zło, najgorsze ze wszystkiego. Dopalacze: K2, Spice Gold, Mocarz i inne. Legalne narkotyki, czyli według niej największy skandal XXI wieku w Polsce.
– Może pani odpowie na to pytanie? – zapytała Karoliny Moskal.
– Byliśmy w Darze na Okrzei na śniadaniu. A potem w domu. To znaczy tutaj. I wszyscy piliśmy tę kawę mrożoną.
– Tylko tyle?
Warwiłow wyczekała kilka sekund, czy ktoś podejmie temat. W powietrzu, oprócz woni farby i spirytusu, dało się teraz wyczuć zapach męskiego potu.
– To, co pozostało w kubku, zostanie poddane badaniom – powiedziała. – Czy Sara sama przygotowywała sobie tę kawę?
– Nie – powiedział blondyn. – Oczywiście, że nie sama.
– To znaczy?
– Przygotowaliśmy dla wszystkich. Razem z Bartkiem.
Warwiłow zerknęła na bruneta z dużym nosem. Miała przed sobą parę i dwóch mężczyzn. A między nimi piękną, utalentowaną dziewczynę. Od godziny martwą. Tutaj musiało się coś dziać.
– Jak do tego doszło? Kto wpadł na pomysł kawy? – zapytała.
– Byliśmy nieprzytomni, poza tym wszyscy wiedzą, że robię dobrą kawę – powiedział Lutyński. – Mogłem to nawet sam zaproponować…
– I co było dalej?
– Przygotowaliśmy kawy, postawiliśmy je na tackę i zanieśliśmy na górę.
– Ale wcześniej – poprawił Borewicz – to poszliśmy do sklepu.
Również miał charakterystyczny głos, nie tyle tubalny, ile bardzo głęboki. Sami radiowcy. Warwiłow skierowała spojrzenie na Lutyńskiego.
– Racja – powiedział. – Wyszliśmy po lód.
– Lód?
– No do frappé.
– Rozumiem – mruknęła, myśląc o rozwodnionym kolorze kawy i zastanawiając się, jak przyśpieszyć pracę laboratorium i mieć wyniki jeszcze dzisiaj. – Ile czasu was nie było?
– Może piętnaście minut – powiedział Borewicz.
– Bałem się, że nie zdążymy na zaćmienie słońca – dodał Lutyński. – Teraz nie wierzę, że przejmowałem się takimi bzdurami.
Zamilkł nagle. Wyglądał na prawdziwie przygnębionego. Karolina Moskal też miała zaczerwienione oczy, a Paweł Kosowski trzymał głowę skierowaną w dół.
– Czyli przez piętnaście minut ta kawa była zostawiona bez opieki, zgadza się? – skonkludowała Warwiłow.
– No tak – powiedział Lutyński.
– Gdzie państwo wtedy przebywali? – zwróciła się do dziewczyny, ale patrzyła na Pawła Kosowskiego, mając nadzieję, że w końcu podniesie głowę. Kiedy to zrobił, dostrzegła, że jest bardzo podobny do siostry.
– Na tarasie – powiedziała Moskal. – Poszliśmy tam już wcześniej i obserwowaliśmy zaćmienie.
– Opuszczaliście taras przed przyjściem kolegów?
– Nie.
– Zastanówcie się dobrze – powiedziała. – Nawet na chwilę? Na przykład do łazienki?
– Nie – powtórzyła.
– Pan jest bratem ofiary, zgadza się? – Warwiłow zwróciła się w końcu wprost do Pawła Kosowskiego. Odniosła wrażenie, że ten lekko drży.
– Tak.
– Proszę przyjąć moje kondolencje.