Nocą drony są szczególnie głośne. Wolfgang Bauer
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nocą drony są szczególnie głośne - Wolfgang Bauer страница 6
– Chcę dwieście pięćdziesiąt tysięcy afgani – oświadcza mężczyzna na dwa tygodnie przed terminem zwolnienia. Rodziny jeszcze raz spotykają się w centrum mediacyjnym. – Od innych mógłbym za nią dostać milion.
Koniec końców strony godzą się na pięć tysięcy dolarów płatne w dwóch transzach, jedna od razu, druga w dniu ślubu. Pieczętują kontrakt odciskami palców.
W dzień poprzedzający opuszczenie poprawczaka dyrektorka wzywa do siebie Halimę i Rafiego. Młodzi widzą się pierwszy raz od momentu pojmania. Siedzą naprzeciw siebie na wyściełanych krzesłach. Przyglądają się sobie, słuchają, co dyrektorka ma do powiedzenia o uwolnieniu, są skonsternowani. Jak bardzo więzienie ich zmieniło!
– Halima jest inna – mówi potem niepewnie Rafi. – Taka cicha. To nie ta, którą znałem.
Zapamiętał ją jako wesołą dziewczynę. Gdy rozmawiali przez telefon, często chichotała, wygłupiała się.
Ona także jest zdziwiona. Więzienie, opowiada koleżankom w celi, zrobiło z chłopaka innego człowieka.
– Jak on rozmawiał z dyrektorką! Jest taki pewny siebie. – O sobie mówi, że poprawczak odebrał jej apetyt na życie. – Nigdy nie będę taka jak dawniej.
Rafi stara się odsunąć wątpliwości. Gdy tylko wyjdą, Halima się otrząśnie.
– Bardzo się o nią boję – martwi się tego wieczoru Saliha.
Podczas ostatnich odwiedzin w więzieniu ktoś usłyszał, jak jej ojciec powtarzał w rozmowie ze strażnikiem: „Robię to, żeby wyszła. Ale ta dziewczyna i tak musi umrzeć”.
W nocy oboje nie mogą spać. Rafi rozmawia ze swoim najlepszym przyjacielem w zakładzie, czternastoletnim złodziejem, który bez niego będzie bezbronny. Chłopcy płaczą. Halima nie śpi, bo do zdenerwowania dołączyła miesiączka. Ból w podbrzuszu jest silny jak nigdy dotąd.
– Jesteś szczęśliwa tak jak ja? – szepce Rafi następnego ranka do białego jak śnieg telefonu. Przekupił strażnika, żeby móc do niej zadzwonić. Ona z kolei dała pieniądze Jontab, by mogła odebrać. – Co teraz robisz? Stoisz? Siedzisz? – Za każdym razem, gdy mija go jakiś strażnik, chłopak ukrywa telefon w dłoni. – Pamiętasz, jak ci powiedziałem, że pewnego dnia wyjdziemy? Dziś jest ten dzień.
W życie Halimy i Rafiego wreszcie wkraczają mechanizmy tradycji, zasady i zwyczaje. Świadomość tego, co należy zrobić, przygotowując się do ślubu, przynosi ulgę. Rodzina Rafiego udekorowała jeden pokój nowymi kremowymi makatkami. Tu świeżo poślubieni spędzą pierwsze noce. Ciotki kupują cukierki i czekoladki, które rozsypią na drodze do domu. Kuzyni wybierają się na targ po mięso i warzywa na wesele. Gliniany dom położony jest idyllicznie nad niewielką rzeczką meandrującą przez dzielnicę. Szkółka drzewek wuja znajduje się tuż obok. Zima się skończyła, sosny wypuszczają delikatne pędy.
– Oddam życie, żeby ochronić mojego bratanka przed ojcem Halimy – oznajmia zabiegany wuj Rafiego. – Ale jeśli jeszcze raz sprowadzi na nas hańbę, to zerwę z nim wszelkie kontakty.
Starszy brat Rafiego wrócił na wesele z Kabulu. Od kilku miesięcy rozwozi ciężarówką wodę mineralną między Heratem a stolicą. Jako pomocnik murarza zarabiał zbyt mało, żeby zapłacić za Halimę. Jest blady, zamknięty w sobie. Nowa praca jest niebezpieczna. Chłopak pokazuje zrobione komórką zdjęcia z trasy. Wraki spalonych ciężarówek. Na terenach, przez które przejeżdża, armia podpala pola opium. Talibowie ostrzeliwują żołnierzy. Brat Rafiego nagle znalazł się między dwoma frontami.
– W ciągu dwóch ostatnich miesięcy zabili trzech moich kolegów – mówi.
Dwóm obcięli głowy, trzeciego przywiązali do kierownicy i podpalili auto. Matka martwi się teraz o obu braci.
W dzień wyjścia z więzienia i ślubu, gdy świat ma wrócić do porządku, w zakładzie gromadzą się obie rodziny. Przekraczają bramę odświętnie ubrani. Matka Rafiego w burce, wujowie i ciotki, starszy brat, imam, który ma udzielić ślubu, niewielka grupa adwokatek.
Halima przymierza w celi obcisłą suknię ślubną w kolorze łososiowym i buty na wysokich obcasach, prezent od starszej siostry. Na co dzień dziewczęta z Heratu mają być niewidoczne, w dzień ślubu wyzywająco wystawiają ciała na widok publiczny.
– Nie włożę jej! – protestuje. – Jest o wiele za obcisła!
Dziewczynie pomagają dwie koleżanki, przekonują, pakują walizki, porządnie wszystko składają. Obejmują ją i wyprowadzają przed gabinet dyrektorki, gdzie czekają goście i Rafi ubrany na biało, w koszuli wyszywanej na piersi złotem. Nerwowo krąży po korytarzu tam i z powrotem.
Dyrektorka wychodzi z gabinetu, zadziera głowę, to nie jest dobry znak. Jeszcze wczoraj naciskała, żeby ceremonia odbyła się w jej biurze. Teraz ogłasza:
– To nielegalne!
Wybucha awantura, adwokatki i dyrektorka poprawczaka krzyczą do siebie nad głowami młodych.
– Ty szmato! – Jontab, stara strażniczka, bez skrępowania obrzuca Halimę wyzwiskami. – Zaprowadzić ją z powrotem do celi!
Dyrektorka pyta, dlaczego nie ma ojca Halimy, choć zna odpowiedź: ojciec upoważnił wuja. Ale ona raptem tego nie akceptuje. Wuj dzwoni do ojca.
– Oby tylko odebrał – denerwuje się adwokatka.
Mają szczęście. Z telefonu dobiega głośne:
– Zgadzam się na ślub.
Mimo to dyrektorka nie zezwala na ceremonię. Idzie jej o własny interes. Już wcześnie rano przysłała do celi Rafiego księgowego. Kazała mu powtórzyć, że kogo spotyka dobro, powinien także dobro uczynić. Chce od rodziny chłopaka trzysta euro. Rafi odmawia, wuj zaciągnął już za dużo długów.
Ślub zostaje odwołany. Halima wraca do celi załamana. Przykrywa się prześcieradłem, płacze. Jej współtowarzyszki, które zwykle się kłócą, pocieszają ją, głaszczą, szepcą. Spryskują dziewczynę perfumami. Adwokatki negocjują z dyrektorką za zamkniętymi drzwiami. Po godzinie wychodzą z gabinetu, poczerwieniałe na twarzach.
– Jej chodzi tylko o kasę! Może umówiła się z ojcem dziewczyny. To nie byłby pierwszy raz.
Co jakiś czas, obrończynie praw kobiet z Heratu wiedzą o tym, kierownictwo zakładu zwalnia przedwcześnie dziewczyny i przekazuje je rodzinom, które planują je zabić. Podobno niektórzy adwokaci kryją takie umowy, dostają połowę łapówki. Poprawczak to źródło dochodów dla łapówkarzy.
– Kocham cię jak syna – oświadcza dyrektorka, żegnając się z Rafim, który zjawia się celowo wciąż jeszcze ubrany na biało. Komendant strażników rozkłada ręce, szczerzy zęby:
– Żadnego prezentu?
Dyrektorka, która stoi obok, pozwala mu na takie zachowanie. Chłopak przeprasza, jest spłukany, chce wreszcie stąd wyjść po dziesięciu miesiącach. Gdy rodzina zjawia się w kancelarii, odźwierny, Hazar,