Krzyk do nieba. Mons Kallentoft
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Krzyk do nieba - Mons Kallentoft страница 2
Tajemnice to tajemnice.
Niektóre kłamstwa są lepsze od prawdy.
Anders przestał chrapać, oddycha spokojnie, pewnie nic mu się nie śni.
Dlaczego go kocham? – myśli. Bo on kocha mnie. Bo tak podpowiada mi natura.
Rozgląda się po rozświetlonym na zielono pokoju.
Oliver, Anders.
Dlaczego miłość nie może wystarczyć?
2
4.24. Godzina tęsknoty.
Malin Fors sprawdza godzinę na komórce, po czym wyłącza telefon i kładzie obok siebie na łóżku. Wpatruje się w sufit, wyobraża sobie, że jeszcze uda jej się zasnąć, jeśli będzie patrzeć wystarczająco długo.
Tutaj, w tę noc, jest tylko samotność, mimo że Tove śpi zaledwie kilka metrów dalej, w swoim dawnym pokoju. Przyjechała do domu na lato, odbywa praktykę w Östgötabanken jako asystentka dyrektora. Z początku chciała wynająć jakieś mieszkanie, ale Malin namówiła ją, żeby zamieszkała „w domu”, miało być „przyjemnie”, miały się cieszyć letnimi wieczorami na balkonie. Tych nie było jednak zbyt wiele.
Próbowała sobie odpuścić, ale nie potrafi, nie chce, kogoś jej brakuje.
Tinder.
Ma tam profil, ale jeszcze nigdy nie była na randce. Niektórzy wprawdzie jej odpisywali, rozpoznawali ją z gazety, zastanawiali się, czy jako policjantka lubi ostre gierki.
Czy to tak się teraz kogoś poznaje? Patrzy się na jakieś zdjęcia, najczęściej opalony tors na plaży, uśmiech na pokładzie łodzi, koszulę i krawat w eleganckiej restauracji. Ignoruje się wszystkie głupoty, idiotyzmy.
Don’t swipe me away.
Czasami czuje się jak dinozaur.
Jak coś, co wymarło, żywe wspomnienie.
Nawet Tove nie spędza z nią czasu. Jest milcząca, lecz czasami mimo to chce pogadać, tak jak wczoraj, kiedy opowiadała o tym, czego doświadczyła w Kongu, jak widziała kobiety gwałcone przez bojowników milicji w pewnej wiosce w dżungli, a mężczyźni kazali jej patrzeć. „Co mam zrobić z tymi obrazami, mamo? Bez przerwy noszę je w sobie. A cały ten syf w banku, te wszystkie liczby, jakie to ma znaczenie?”
Tove piła wino. Padał deszcz, siedziały przy stole w kuchni, zapach curry unosił się wokół wysłużonych szafek, Malin nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Rób tak jak ja – miała ochotę powiedzieć – wypieraj, próbuj zapomnieć, udawaj, że tych potworności nie było albo nie ma, a w tym samym czasie nieświadomie staną się dla ciebie wszystkim.
Co za idiotyczne rady, myśli, zrywając z siebie kołdrę, która nieznośnie grzeje.
Więc milczała. Dolała Tove wina, dostrzegła, jak jej córce zbielały knykcie, kiedy mówiła:
– Powinnam wyrwać im te kałasznikowy, zrobić z nich miazgę. Ale bałam się, wiesz? Naprawdę się bałam. Zamiast tego pojechałam do sierocińca w Tybecie. A tam? Umierające dzieci, którymi nikt się, kurwa, nie przejmował. Bo pieniądze są ważniejsze. Nie śmierdzą, nie marudzą, nie płaczą. Po prostu sobie są i wszyscy chcą je mieć.
Słowa dzwonią teraz Malin w uszach.
Przez żaluzje widzi nadchodzący świt. Tego ranka światło wydaje się jakieś dziwne, jakby ognie piekielne płonęły na horyzoncie, wyciągały języki do gwiazd, grożąc, że je połkną.
Łóżko jest szerokie i puste.
Każdego dnia robię się coraz starsza. A wszystkie te dni, wszystkie lata, wszystkie oddechy, cała ta ludzka niegodziwość, której byłam świadkiem, wszystko to doprowadziło mnie do tego miejsca, do tego punktu w życiu i pragnę tylko jednego:
Kochać kogoś.
I żeby ktoś pokochał mnie.
Jestem żałosna, myśli sobie. Sentymentalna kretynka, która powinna już zasnąć, jeśli ma przetrwać ten dzień.
Coś się stanie.
Czuje to.
Lawina zdarzeń.
Tymczasem za oknem jest już jasno, ciepłe światło poranka, nie ma żadnych płomieni, tylko palące, metaliczne ciepło, rozpaczliwa tęsknota serca.
Mojego serca, myśli Malin.
Mojego.
I może jeszcze czyjegoś.
3
Dźwięk dzwonka wwierca się w ucho Fanny Andersson, a telefon prawie podskakuje na biurku w otwartej przestrzeni biurowej.
Błona bębenkowa wibruje. Młoteczek, kowadełko i strzemiączko drgają, tworzą w niej tsunami, które po chwili sprawia, że niemal w panice podnosi słuchawkę, mówiąc:
– Profile aluminiowe Nyberg, czym mogę służyć?
Służyć?
Uczyła się tej formułki na pamięć, ale nigdy nie udało jej się dobrze jej wypowiedzieć. Nie może mówić o służeniu, to jak z dziewiętnastego wieku, a przedsiębiorstwo Nyberga jest nowoczesne. Ona jest nowoczesnym człowiekiem, w głębi ducha wie, że sięga po to staroświeckie sformułowanie umyślnie, żeby poprawić humor sobie i być może także dzwoniącemu.
Agneta, recepcjonistka, wciąż jest na urlopie. Czy to nie na Korfu się wybierała? Fanny nie pamięta, ale to nie ma znaczenia. Zajmują się centralą telefoniczną i innymi obowiązkami Agnety na zmianę. Dzisiaj kolej na Fanny, jest tak zestresowana, jak się spodziewała. To wciąż w niej tkwi od czasu zwolnienia lekarskiego, załamania nerwowego: wrażliwość, poczucie słabości, niepewność, z czym sobie poradzi, a z czym nie.
Uporała się już z pocztą. Teraz, na początku sierpnia, nie ma wielu listów do sortowania. Kraj wciąż pogrążony jest w uśpieniu, rozdzielenie przesyłek do przegródek zajęło jej