Masz wiadomość. Agata Przybyłek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Masz wiadomość - Agata Przybyłek страница 6
– Gdybym wiedział, że taka jest cena sławy, to zgłosiłbym się do ciebie szybciej! – zawołał do Adama jeden z gitarzystów, odchodząc z jakąś dziewczyną.
Chłopak wywrócił oczami, ale życzył mu udanej zabawy.
– Tylko żebyś był w stanie przyjść w poniedziałek na próbę!
Po występie zapakowali sprzęt do samochodu, a potem rozeszli się w różne strony. Adam został na parkingu sam. Planował zawieźć sprzęt najpierw do domu i dopiero potem dołączyć do kumpli, zanim jednak odjechał, oparł się o maskę i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Do tej pory pamiętał, jak go palił, patrząc na scenę, i myślał o tym, że jest spełnionym człowiekiem. Dym wypełniał mu płuca, nikotyna wnikała do krwiobiegu, a w uszach dudniła muzyka. Widownia skakała, śpiewając jakiś znany kawałek, w oddali rozmawiali faceci z ochrony, a on stał samotnie pod niebem pełnym gwiazd i palił, zatracając się w myślach. Było mu wtedy tak dobrze, że najchętniej zignorowałby kumpli i spędził cały wieczór w ten sposób. Nie chciał ich rozczarować, więc w końcu wyrzucił niedopałek i wsiadł do auta. Tamten wieczór na zawsze zapisał się jednak w jego pamięci.
Potem dali jeszcze kilka koncertów. Wieść o ich występie szybko rozniosła się po okolicy i kilkakrotnie zaproszono ich na jakieś lokalne imprezy. Początkowo występowali charytatywnie, ale z czasem zaczęły spływać do nich pierwsze wynagrodzenia, co zgodnie uznawali za sukces.
– A pomyśleć, że niedawno musieliśmy kombinować, żeby mieć pieniądze na paliwo. – Uśmiechali się, siedząc później przy piwie.
– Tamte czasy minęły bezpowrotnie – zapewnił ich Adam, po czym podniósł się, żeby wznieść toast. – Za naszą piękną przygodę, chłopaki. – Uniósł do góry swoją butelkę.
Podnieśli ręce i po sali przebiegł brzdęk zderzającego się szkła.
– To nasz czas – powiedział ktoś inny.
Adam napił się piwa, powtarzając w duchu te słowa, a potem po jego twarzy znów przemknął uśmiech, i zamówili z chłopakami następną kolejkę.
Teraz wspominał te chwile z rozrzewnieniem. Wtedy jeszcze nie wiedział, jak szybko ta bajka się skończy.
Rozdział 3
Po powrocie do domu Julia od razu poszła zaparzyć sobie gorącą herbatę. Po zachodzie słońca zrobiło się trochę chłodniej, więc zmarzły z Alicją podczas spaceru. Wyjęła z szafki ulubiony kubek, a potem, rozcierając zziębnięte dłonie, schowała się pod koc. Rozsiadła się wygodnie w łóżku i pomyślała, że nie zamierza wychodzić z niego już przez resztę wieczoru.
W mieszkaniu panowała cisza. Julia mieszkała na stancji z dwiema współlokatorkami, ale chyba obie gdzieś wyszły, bo nie dobiegały do niej żadne odgłosy. Nikt nie tłukł garnkami w kuchni ani nie nucił w łazience. Jedynie leżący na regale zegarek cykał rytmicznie, a gdzieś w oddali wyła jadąca na sygnale karetka.
Julia wynajmowała pokój na Zaspie. Rodzice znaleźli go dla niej, zanim rozpoczęła studia, i chociaż w ciągu ostatnich czterech lat kilkakrotnie miała możliwość przeprowadzić się bliżej uczelni, odrzuciła wszystkie te propozycje. Lubiła to mieszkanie. Może nie było zbyt duże, ale za to w dobrej lokalizacji i z widokiem na park. Miały z dziewczynami do dyspozycji kuchnię oraz odnowioną łazienkę, a pokoje nie były tak małe, jak na przykład w pobliskich falowcach. Czasami odwiedzała tam koleżanki i zachodziła w głowę, jak mogły żyć na tak małych przestrzeniach. Ona chyba by się w nich udusiła. Wychowała się na wsi, gdzie poza domem mogła do woli przesiadywać na dużym podwórku. Jedynie balkon z widokiem na zieleń rekompensował jej trochę szarość chodników. Miała to szczęście, że drzwi na balkon znajdowały się w jej pokoju i często wychodziła tam, żeby choć popatrzeć na park.
Dzisiaj jednak zmarzła tak bardzo, że nie miała na to ochoty. Było stanowczo za zimno.
Niestety, gdy tak leżała pod kocem i popijała herbatę, dopadły ją smutki. Zza okna docierały wprawdzie odgłosy miejskiego życia, ale cisza w mieszkaniu działała na nią przygnębiająco. Przez cały dzień w towarzystwie Alicji próbowała jakoś się trzymać, lecz gdy tylko wróciła do domu, jej nastrój znacznie się pogorszył. Chociaż sprawiała pozory silnej, czasami jeszcze miewała kiepskie momenty. W końcu od rozstania z Norbertem minęło zaledwie kilka tygodni. Jeżeli nawet nie zamierzała do niego wracać, to bała się samotności. Zresztą czy można tak szybko zapomnieć o kimś, komu poświęciło się siedem lat życia?
No właśnie. Siedem lat. To nieco mniej niż jedna trzecia jej życia i więcej niż cała dorosłość. I pomyśleć, że Norbert postanowił przekreślić to wszystko w jeden dzień. W dodatku informując ją o tym przez telefon.
Kiedy zaczynali ze sobą chodzić, jeszcze w liceum, nigdy nie przypuszczała, że okaże się takim facetem. Sprawiał pozory mądrego i poukładanego chłopaka, który wie, czego chce. Jeden z najlepszych uczniów w klasie, zawsze punktualny i przygotowany do lekcji. Nauczyciele nie mogli się go nachwalić, tak samo zresztą jak jej matka, która raz czy dwa napomknęła niby w żartach, że mogłaby spotykać się z kimś takim.
– Ten Norbert jest takim fajnym chłopakiem, Julka – mówiła po wywiadówkach. – Zamiast wzdychać do starszych, zainteresuj się kolegą z klasy. Wyrośnie na naprawdę porządnego człowieka.
Julia początkowo puszczała te słowa mimo uszu, ale jakiś czas później serce zabiło jej do niego mocniej, gdy ćwiczyli razem piosenkę na szkolną akademię. Aż zapomniała słów, kiedy niespodziewanie wziął ją za rękę, i potem długo wspominała ten moment jako jeden z piękniejszych w swoim życiu. W brzuchu poczuła motyle, a po ciele przebiegł przyjemny dreszcz spowodowany jego dotykiem. Patrzyła na niego jak urzeczona i nie posiadała się z radości, gdy po skończonej próbie zaproponował, że odprowadzi ją na przystanek, z którego codziennie wracała do domu.
Bezsprzecznie był przystojnym chłopakiem. Wcześniej nie zwracała na niego uwagi, ale gdy miała okazję przyjrzeć mu się z bliska, od razu zachwyciła się jego urodą. Ciemna grzywka opadała mu na czoło, a wypracowane na siłowni mięśnie nadawały jego sylwetce atletycznego wyglądu.
Jednak to nie wygląd zewnętrzny ujmował ją najbardziej, tylko fakt, że szanuje kobiety. Wtedy na przystanku obronił jakąś dziewczynę przed napastliwymi kolegami, przez co stał się jej bohaterem. Poza tym zawsze szarmancko otwierał przed nią drzwi, odprowadzał na autobus nawet wtedy, gdy była na niego obrażona, kupował kwiaty i czekoladki.
Dopiero po wielu latach dostrzegła, że tak naprawdę był inny. Opanował do perfekcji autoprezentację i był mistrzem pozorów, a ona zakochała się nie w prawdziwym Norbercie, ale w swoim wyobrażeniu o nim, które z jego pomocą misternie stworzyła. Musiało jednak wiele się wydarzyć i wiele wody upłynąć, zanim dotarło do niej, jaki był naprawdę. A teraz cierpiała i wstydziła się na zmianę, gdy ludzie pytali ją o datę ślubu.
Chociaż gdy patrzyła na swoje życie z perspektywy czasu, dochodziła do wniosku,