Wieczny początek. Beata Szady

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wieczny początek - Beata Szady страница 6

Wieczny początek - Beata Szady Sulina

Скачать книгу

Ojciec mnie wtedy palnął w pysk, aż się przewróciłem. I powiedział: „Nigdy do człowieka nie strzelaj!”.

      Syn przyznaje, że Polska zawiodła ojca.

      Pomniki

      Po klęsce Polski w Prusach Wschodnich wznosi się symbole niemieckiego zwycięstwa plebiscytowego. W Olsztynie budują gmach teatru (dziś mieści się w nim Teatr im. Jaracza). Po wsiach stawia się pomniki. Są to proste, ale duże kamienie z inskrypcją ograniczoną najczęściej do dwóch napisów: „Pozostaniemy Niemcami” lub „Ten kraj pozostanie niemiecki”, oraz liczby głosów oddanych „za Niemcami” i „za Polską”. Jak pisze Robert Traba, „sugestywność liczb nie wymagała żadnego komentarza”. Większość tych pomników-kamieni została zniszczona w czasach PRL. Natomiast dęby – symbol siły i władzy, drugi rodzaj pomnika plebiscytowego – nadal stoją. W wiosce Jeleniowo na Mazurach pod jednym z nich lubi spać pijana Agnieszka. Max Worgitzki pewnie przewraca się w grobie.

      Murowane gospodarstwa

      Jadę do Napromka i Lubstynka – dwóch wsi, które po plebiscycie przyłączono do Polski – żeby zobaczyć, jak nasz kraj upamiętnił swoje zwycięstwo.

      Lubstynek jest wsią rolniczą, zadbaną i jak na realia mazurskie – bogatą. Ogromne, murowane gospodarstwa, głównie z białych pustaków, bardziej przypominają Wielkopolskę niż Mazury. Nie zachowała się tak charakterystyczna dla tego regionu drewniana zabudowa, nie widać też obór z kamienia czy czerwonej cegły poprzetykanej belkami (tak zwanego muru pruskiego). Gdzieniegdzie natomiast stoją stare domy z czerwonej cegły, ale te powojenne absolutnie nie wpasowują się w krajobraz kulturowy Mazur. Niektóre wyglądem przypominają wręcz pałace. Rolnik Mejka z rodziną mieszka właśnie w domu pałacopodobnym, ma prawie pięćdziesiąt hektarów ziemi i fermę indyków. Jego rodzina żyje w Lubstynku od pokoleń. O plebiscycie wie niewiele, ale najważniejsza informacja przetrwała – jego rodzina głosowała na Polskę.

      Napromek jest wsią mniejszą i nie wygląda tak nowocześnie jak Lubstynek. Do dziś zachowały się tam niemieckie gospodarstwa z czerwonej cegły, w tym spichlerz. Niestety popada w ruinę. Jeżeli nikt nic nie zrobi, wydłuży listę strat kulturowych. Pani Genowefa Rudzińska, rocznik trzydziesty pierwszy, która nie lubi oficjalnej wersji swojego imienia i chce być nazywana Gieńcią, szuka dawnego zdjęcia spichlerza. Szuka w pudełku, bez sukcesu.

      – Ja mam wszystko według prawa i porządku, a tego zdjęcia nie mogę znaleźć! – kwituje.

      Wspomina swojego ojca – patriotę i katolika (ta część Mazur nie była ewangelicka), powojennego sołtysa Napromka. Nie mówił o sobie Mazur, a Polak.

      – Zasłużył na pomnik, tak usilnie starał się o Polskę – mówi córka. W plebiscycie oczywiście optował za Polską. – Bo wtedy się nie głosowało, a optowało! – poucza.

      Komisja plebiscytowa znajdowała się w szkole w Czerlinie obok Napromka. To tutaj przychodziła optować – tak, tak, pani Gieńciu – ludność z pobliskich wiosek, jednak według relacji Marianny Licznerskiej, rocznik dwudziesty, pochodzącej z Czerlina, głosowanie to bardziej przypominało zebranie. Każdy mówił to, co chciał, wyboru dokonywano otwarcie. Bernard Maciołek, jej ojciec, głosował na Polskę, bo był polskim patriotą, katolikiem (podobnie jak ojciec pani Gieńci nie mówił o sobie Mazur, a Polak).

      W Napromku Polacy wygrali minimalnie – czterdzieści pięć do czterdziestu trzech. W Lubstynku bardziej zdecydowanie – dziewięćdziesiąt dwa do pięćdziesięciu jeden. Zdzisław Chyziński, w 2017 roku sołtys Lubstynka, wspomina, że Polacy, w tym jego dziadkowie, którzy głosowali na Polskę, musieli się później dwa tygodnie ukrywać, bo Niemcy chcieli ich bić.

      Czerlin również przeszedł na stronę polską (kilometr dalej była granica), jednak darmo szukać tej nazwy w literaturze podmiotu. Widocznie wchłonął go Napromek, mimo że ten pierwszy był większy i bardziej renomowany, bo miał szkołę. Zresztą do dziś obie wsie tworzą jedno sołectwo.

      Po plebiscycie wśród ludności zaczęły się roszady. Marianna Licznerska wspomina rolnika, który przyszedł do Czerlina gdzieś z Niemiec, bo chciał mieszkać w Polsce. Pani Gieńcia mówi, że w Napromku też były wymiany.

      Zarówno w Lubstynku, jak i Napromku (czy Czerlinie) nie ma żadnej pamiątki po wygranej Polski w plebiscycie. Rozmawiam o tym w 2017 roku z sołtysem Lubstynka.

      – Zbliża się setna rocznica plebiscytu. Może warto pomyśleć chociażby o tablicy? – mówię, ale mam wrażenie, że moje słowa wpadają w próżnię.

      Groszki

      Inaczej jest w Groszkach – trzeciej wsi przyłączonej w wyniku plebiscytu do Polski. Tuż obok placu zabaw stoi zwalisty kamień. Gruby (potrzeba z trzech mężczyzn, żeby go objąć), ale niższy od człowieka. Jedynie wcięcie z prawej strony nadaje bryle lekką smukłość. Od frontu przymocowano tablicę. Na niej cytat z Roty – „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród”– i napis: „W dowód wdzięczności naszym przodkom za wierność ojczyźnie w 90-tą rocznicę przyłączenia wsi Groszki do Polski. Dziękują mieszkańcy. Groszki 2010”. Przed kamieniem stoi oryginalny słup graniczny z tych okolic. Uchował się w stodole jednego z gospodarzy. Jest kilkanaście razy chudszy i dwa razy niższy od kamienia. Mimo wszystko dobrze komponuje się z obeliskiem. Pasuje do niego jak Flip do Flapa. Układ idealny.

      – To była inicjatywa oddolna – tłumaczy mi w 2017 roku Mieczysław Łużyński, sołtys Groszek (i Naguszewa).

      Mówiąc najkrócej – zebrało się kilku chłopa, zawiązało Komitet Organizacyjny 90. Rocznicy Plebiscytu na Warmii i Mazurach i wszystko zorganizowało: miejsce na obelisk, które wyłożyli kamieniem i kostką brukową, kamień, który przywieźli z pobliskiego pola, tablicę pamiątkową, którą ufundował dawny mieszkaniec tych okolic. Uroczystość, która odbyła się w 2010 roku, należała do udanych. Na potwierdzenie swoich słów sołtys pokazuje mi zdjęcia. Obchody setnej rocznicy nie wiadomo, kto zorganizuje.

      – Bo teraz gmina chce to miejsce przejąć i zagrabić zasługi zwykłych chłopów – kwituje Łużyński.

      I w małych Groszkach (dziś mieszka tu sto dwadzieścia osób) czuć w powietrzu stęchłe opary polityki.

      Obok pomnika mieszka Jadwiga Wilczewska. Spędziła w tej wsi całe swoje osiemdziesięcioletnie życie. Wspomina opowieści swojej mamy, która często powtarzała, że po plebiscycie jej dom był w Polsce, ale cztery hektary pola w Niemczech, zatem na roboty potrzebna była przepustka, która wszystkim tylko utrudniała życie. Mieszkali więc w Polsce, ale uprawiali ziemię w Niemczech.

      Węgój-Wymój

      Polskość plebiscytowa to była dziwna polskość. Taka nieobliczalna. W reportażu Interludium mazurskie jeden z mieszkańców Warmii powiedział: „Bredynki, Stanclewo, Stryjewo i Węgój były to wioski zamieszkane tylko przez Polaków. Agitowaliśmy: polski gramofon w otwartych oknach i puszczaliśmy na wieś polską muzykę, chodziliśmy na wesela śpiewać polskie pieśni”.

      Skoro zatem Węgój był wsią całkowicie polską, to dlaczego w plebiscycie za Prusami Wschodnimi opowiedziało się trzystu sześćdziesięciu mieszkańców, a za Polską

Скачать книгу