Czarne złoto. Michał Potocki

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarne złoto - Michał Potocki страница 12

Автор:
Серия:
Издательство:
Czarne złoto - Michał Potocki Reportaż

Скачать книгу

telewizja Hromadśke nakręciła film dotyczący wodnego zagrożenia kopalń na Donbasie. Z relacji dziennikarzy, którzy zamówili badania laboratoryjne, wynika, że już dziś jakość wody pitnej w tym regionie pozostawia wiele do życzenia. Brudna woda przenika z kopalń do przepływającej przez Donbas rzeki Doniec, która wpada do Donu, a z nim do Morza Azowskiego.

      Z Jurijem Kłymenką, wiceszefem wojskowo-cywilnej administracji obwodu ługańskiego, weteranem ukraińskiej bezpieki, spotkaliśmy się w jego biurze w Siewierodoniecku.

      – Zagrożenia na dziś nie ma, budujemy stacje uzdatniania – uspokajał.

      Innego zdania był Mychajło Wołyneć.

      – Ta woda jest wysokozmineralizowana. Po wypłynięciu na powierzchnię zasoli pola i skazi studnie. W latach dziewięćdziesiątych w Stachanowie po zatopieniu kilku kopalń wypchnięty metan gromadził się w piwnicach i na parterach bloków. Gdy ludzie włączali światło, dochodziło do wybuchów. Było kilkadziesiąt poparzeń. Podtopione ulice, pola. Geolodzy sądzili, że woda wypłynie po dwóch latach. Zajęło jej to sześć miesięcy – wspominał.

      – W latach osiemdziesiątych na brzegu jednej z donieckich rzeczek zaczął osiadać czteropiętrowy dom. Chwała Bogu, że zauważyli to studenci z afrykańskich krajów, którzy mieszkali obok w akademiku. To było nad ranem. Pobiegli budzić mieszkańców i zdążyli wszystkich wyprowadzić, zanim budynek się zupełnie zawalił. Gdyby nie oni, wszyscy by zginęli – mówił nam doniecczanin Zurab.

      – A słyszeliście o mieście Bieriezniki w rosyjskim Kraju Permskim? Tam woda rozmywa kopalnie soli. Całe domy po prostu nurkują w ziemi! – dodawał ekspert od hydrogeologii mieszkający pod okupacją, a przez to proszący o anonimowość.

      W efekcie tego powszechnego – mówiąc językiem Wiktora Jerofiejewa – nachuizmu i braku środków na inwestycje wydobycie w ORDŁO spadło z 43 milionów ton w 2014 roku do 15 milionów w 2017 roku. Spośród działających zakładów straty przynoszą trzydzieści trzy, więc też nic dobrego im to nie wróży. Trzydzieści siedem wciąż jest oficjalnie rentownych. Iwan z Makiejewki był innego zdania.

      – Tutaj ani kopiejki nie wkłada się w utrzymanie infrastruktury, nie ma i nie będzie żadnych inwestycji. Moja prognoza jest taka: wszystkie kopalnie dobiją i zatopią. Prawie nie ma już u nas takich z wydobyciem na głębokości powyżej ośmiuset metrów. Najważniejsze pokłady to dziewięćset–tysiąc dwieście metrów, w dodatku o dużym zagrożeniu gazowym i pyłowym – mówił.

      Według niego o rentowności można mówić w przypadku jednej czy dwóch największych kopalń – tych, które wydobywają ponad milion ton rocznie. Reszta przynosi straty, choć na sprzedaży antracytu do Polski i innych państw ich kuratorzy zarabiają miliony (ten paradoks jeszcze wyjaśnimy).

      Większą wyrozumiałość wykazywał Zurab z Doniecka. Może dlatego, że on popiera DRL, a Iwan to zwolennik zjednoczonej Ukrainy.

      – W DRL kopalnie są zamykane, ale to kontynuacja procesu, który się zaczął jeszcze za Ukrainy. Przy restrukturyzacji żadnych zysków nie ma, same wydatki. Tych kopalń jest za dużo i republice nie na wszystkie starcza pieniędzy. Dlatego są cięcia w zatrudnieniu, długo nie płaci się pensji. Mnie też nie płacili. Nie chodzi o czyjąś złą wolę. Życie ich do tego zmusza. Dużo jest wkoło propagandy, ale nie mogę z ręką na sercu powiedzieć, że całą winę ponoszą liderzy DRL, Putin, Poroszenko czy ukraińscy oligarchowie – mówił mężczyzna, który sam pracował przy likwidacji jednej z kopalń.

      Gdy w kopalni pojawiają się problemy z terminowością wypłat, zaczyna wrzeć na forach internetowych. Od czasu do czasu i na terenach okupowanych zdarzają się protesty. Najczęściej na ulice wychodzą żony górników. To już prawdziwa instytucja. Kobiety korzystają z patriarchalnego modelu życia na Donbasie. Bezpieka ich raczej nie pobije, tak jak by to uczyniono z mężczyznami. I nie jest to tylko teoria. W listopadzie 2018 roku w mieście Antracyt strajk górników, którym od kwartału nie wypłacono pensji, skończył się tym, że kilku z nich zamaskowani ludzie wywieźli za miasto, pobili i kazali im kopać groby, po czym ich porzucili.

      Minister do spraw terytoriów okupowanych Wadym Czernysz mówił „Apostrofowi”, że w przypadku strajków w ORDŁO organizuje się mobilne trójki składające się z przedstawicieli administracji, kontrolowanych przez nią związków zawodowych i bezpieki, które jeżdżą po kopalniach. Według Czernysza „trójka przyjeżdża do przedsiębiorstwa, żeby hamować ludzi albo kupić milczenie tych najaktywniejszych”. Po odgórnych interwencjach pieniądze na wynagrodzenia czasem się znajdują.

      – Generalnie muszą jednak coś płacić, bo w przeciwnym razie ludzie by stamtąd uciekli. Ale niektóre kopalnie rozliczają się w ratach, na przykład trzy razy w miesiącu. Wynagrodzenia pozostają bardzo niskie. Przed wojną górnicy zarabiali tam jakieś 12 do 15 tysięcy hrywien [w marcu 2014 roku była to równowartość 3500–4300 złotych – przyp. aut.]. Dziś nominalnie też dostają 12–15 tysięcy, ale rubli [650–800 złotych – przyp. aut.] – mówił Maksym Butczenko.

      Przez trudności ze zbytem normą są przestoje i ciągnące się tygodniami bezpłatne urlopy przymusowe. Nowi właściciele prowadzą gospodarkę rabunkową, pogłębiając społeczną katastrofę w regionie, z którego po wybuchu wojny uciekł co trzeci mieszkaniec.

      – Górnicy po tamtej stronie frontu spędzają pod ziemią już nie sześć, ale osiem godzin na dobę. Eksploatują ściany, w które zainwestowano jeszcze przed wojną. Kiedy ich zasoby się skończą, również tamte kopalnie zostaną zamknięte, zalane i porzucone. A i tak pracują one na 30–40 procent. Kopalniom brakuje rynków zbytu i personelu – dowodził Mychajło Wołyneć.

      „Do 2014 roku takie przedsiębiorstwa były dotowane z budżetu, a poza tym na Ukrainie obowiązywało moratorium na uznawanie upadłości zakładów wydobywczych. Przy rozwiązywaniu tej kwestii brano pod uwagę nie tylko czynnik ekonomiczny, ale i polityczny oraz społeczny, ponieważ w wielu miastach przemysł węglowy był głównym miejscem pracy ludności w wieku produkcyjnym, a lokalne kopalnie były podstawowym źródłem dochodów miejskiego budżetu. Po 2015 roku dotacje zlikwidowano, a inwestycje znacznie ograniczono, więc zniknęła alternatywa dla likwidacji kopalń” – pisze Iłona Koczura.

      Docent Koczura kieruje katedrą zarządzania produkcją Donieckiego Narodowego Uniwersytetu Technicznego, oficjalnej uczelni DRL, więc jej słów nie da się sprowadzić do ukraińskiej propagandy. Pierwsze efekty rabunkowej eksploatacji widać też w wewnętrznym raporcie jednego z urzędów ŁRL, który dostaliśmy od naszego informatora. Czytamy tam o „spadku wydobycia węgla przez filię nr 2 Wniesztorgsierwisu o ponad 30 procent, której udział w ogólnym wolumenie wydobycia wynosi około 60 procent, w związku z obniżeniem się wolumenów realizacji produkcji węglowej”. Dane dotyczą pierwszego kwartału 2019 roku. Filia obejmuje między innymi dwa zjednoczenia antracytowe.

      By zrozumieć, jak doszło do teraźniejszej zapaści, cofniemy się o kilka wieków.

       Tajemnica wnętrza ziemi

      Przed XVI wiekiem w Zagłębiu Donieckim praktycznie niczego nie było. Teren był częścią Dzikich Pól, rajem dla koczowników – Tatarów i Kałmuków. Gdy podróżowało się z Rzeczypospolitej na wschód, po przekroczeniu Dniepru zaczynał się step, który w zasadzie ciągnął się aż do Mongolii.

Скачать книгу