Papierowa dziewczyna. Guillaume Musso
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Papierowa dziewczyna - Guillaume Musso страница 20
– Kiedy ostatni raz obudziłam się w ramionach Jacka.
– Kiedy pani ostatni raz płakała?
– Nie pamiętam.
– Nalegam.
– Nie wiem, ja łatwo płaczę.
– Ostatni raz, kiedy płakała pani z powodu czegoś ważnego.
– Pół roku temu, kiedy musiałam uśpić swojego psa. Nazywał się Argos. Nie ma tego w pana zapiskach?!
Powinienem już skończyć. Miałem wystarczająco dowodów. Jednak czułem się zagubiony. Ta gra słowna wprowadziła mnie do innego świata, którego istnienia nie chciałem zaakceptować. W panice zacząłem się złościć na „Billie”.
– Czego się pani najbardziej boi?
– Przyszłości.
– Pamięta pani najgorszy dzień swego życia?
– O to proszę mnie nie pytać, naprawdę.
– To będzie ostatnie pytanie.
– Bardzo proszę…
Ścisnąłem gwałtownie jej ramię.
– Proszę odpowiedzieć!
– Niech pan mnie puści, to boli! – krzyknęła, wyszarpując się z mego uścisku.
– TOM! – usłyszałem zza drzwi.
Billie wyrwała mi się. Była strasznie blada, a jej oczy rzucały płomienie.
– TOM, OTWIERAJ! NIE ZMUSZAJ MNIE, ŻEBYM WYWAŻAŁ DRZWI!
No tak, to Milo, któż by inny.
Billie uciekła na taras. Miałem wielką ochotę pójść za nią i przeprosić za to wszystko, bo wiedziałem, że ona nie udaje złości i smutku, ale byłem tak zbity z pantałyku przez to, co się stało, że bardzo pragnąłem z kimś o tym pogadać.
11
Dziewczynka z MacArthur Park
Nasi przyjaciele to anioły, które pomagają nam wzlecieć, gdy połamaliśmy skrzydła.
Anonim
– Jeszcze chwila, a sprowadziłbym buldożer! – powiedział Milo, wchodząc do salonu. – No, widzę, że nic się u ciebie nie zmieniło. Wyglądasz jak facet, który się nawdychał kleju.
– Czego chcesz?
– Jeśli ci to nie przeszkadza, przyszedłem po swój samochód! Chcę się przejechać ostatni raz, zanim mi go zabiorą!
Malibu Colony
10.00
– Witaj, Tom!
Teraz do salonu weszła Carole. Miała na sobie służbowe ubranie. Rzuciłem okiem za okno i ujrzałem przed domem policyjny radiowóz.
– Czy przychodzisz mnie zaaresztować? – zażartowałem, obejmując ją.
– Ależ ty krwawisz! – wykrzyknęła.
Zmarszczyłem brwi. Faktycznie, na koszuli miałem krwawe ślady, które zostawiła pokaleczona dłoń Billie.
– Spokojnie, to nie moja krew.
– Myślisz, że to mnie pociesza? A poza tym ona jest świeża… – dodała podejrzliwie.
– Zaczekajcie, nigdy się nie domyślicie, co mi się przydarzyło! Wczoraj wieczorem…
– Do kogo należy ta sukienka? – spytał Milo, unosząc jedwabną tunikę poplamioną krwią.
– Do Aurore, ale..
– Do Aurore? Nie powiesz mi, że…
– Nie! To nie ona miała ją na sobie. To był ktoś inny.
– Ach, więc spotykasz się z kimś innym? Co to za jedna?! – wykrzyknął. – To dobry znak. Czy ją znamy?
– W pewnym sensie tak.
Carole i Milo wymienili zaskoczone spojrzenia i spytali jednocześnie:
– Kto to?
– Popatrzcie na taras. Czeka was niespodzianka.
Oboje szybkim krokiem podeszli do oszklonych drzwi i spojrzeli na taras. Dziwne, ale nic nie mówili. Wreszcie odezwał się Milo:
– Słuchaj, stary. Tam nikogo nie ma.
Zdziwiony wyszedłem na taras. Poczułem na twarzy ożywczy wiatr. Stół i krzesła były poprzewracane, terakotowe kafelki pokryte były rozbitym na drobniutkie kawałki szkłem, resztkami wylanej kawy, kompotu z bananów i syropu klonowego. Billie nie było.
– Czyżby wojsko robiło u ciebie próbne wybuchy atomowe? – spytała Carole.
– Tu jest gorzej niż w Kabulu! – dołączył do niej Milo.
Blask światła dziennego oślepiał mnie, osłoniłem więc oczy dłonią i przesunąłem wzrokiem dokoła. Po wczorajszej burzy plaża wyglądała jak dzika. Szklista piana spływała po piasku, obmywając wyrzucone przez sztorm na brzeg połamane pnie drzew, brunatne algi, starą deskę do surfingu i nawet połamany rower, ale nigdzie nie widziałem Billie.
Odruch zawodowy skłonił zaniepokojoną Carole do ukucnięcia i przyjrzenia się z bliska śladom zasychającej na szybie krwi.
– Co tu się stało, Tom? Pobiłeś się z kimś?
– Nie, to tylko…
– Powiedzże, co się stało! – zdenerwował się Milo.
– Do cholery, powiedziałbym już dawno, gdybyś mi wciąż nie przerywał!
– No to gadaj! Kto tak narozrabiał na tarasie? Czyja to krew na sukience? Papieża? Mahatmy Gandhiego? Marilyn Monroe?
– Billie Donelly.
– Billie Donelly? Ależ to jest postać z twoich książek!
– No właśnie.
– Drwisz