Córka gliniarza. Kristen Ashley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Córka gliniarza - Kristen Ashley страница 12
A ja wpadłam na pomysł, który mógł mnie z tego wyciągnąć.
– Przecież i tak jesteś w to zamieszany, mówiłeś wczoraj w nocy, że podzwonisz…
Pewnie machnąłby ręką, gdyby nie trzymał jej w moich włosach.
– Znam zasady. Mogę się wycofać jeszcze teraz i Rosie zostanie z tym wszystkim sam.
W sumie chyba nie byłoby to takie złe, biorąc pod uwagę, czego chciał w zmian…
– No i w porzo, Rosie sobie poradzi, ja mu pomogę.
– Och, musiałby poradzić sobie sam, bo ty się nawet nie zbliżysz do tych gości. Nie istniejesz dla nich i nie chcę, żeby to się zmieniło.
– W twoim planie jest pewna luka, Lee. Widzieli mnie zeszłej nocy – przypomniałam.
– Detal. Wyjaśniłem przez telefon, że jesteś moja i dlatego w tym siedzę. Teraz się już nie zbliżą.
Jasny gwint! Powiedział o tym obcym ludziom, choć nawet się jeszcze nie zgodziłam!
– Nie jestem twoja! – warknęłam.
– Dziś w nocy będziesz.
Kurwa, kurwa, kurwa mać.
Co w niego wstąpiło?
Czy znalazłam się w świecie równoległym?
– Nie możesz tego zrobić! Nie możemy! – rzuciłam zapalczywie.
– Czemu?
Był spokojny i wyluzowany, jedną rękę nadal trzymał w moich włosach, drugą mnie obejmował, trzymając dłoń na talii z taką swobodą, jakbyśmy tak robili każdego ranka przez całe życie.
A ja wciskałam dłonie w blat, gotowa wystrzelić przez sufit.
Lee nie był po prostu rozrabiaką, hardcorem czy supertwardzielem. Był totalnym świrem.
Myślałam gorączkowo i w końcu coś przyszło mi do głowy. Mało oryginalny ruch, ale zawsze jakiś.
– Jesteś dla mnie jak starszy brat – ogłuszyłam go.
– I dlatego próbowałaś wsadzić mi język do gardła, jak miałaś piętnaście lat?
Szlag.
– I szesnaście?
Niech go.
– I siedemnaście? – nie ustępował.
– Dobra, dobra, już. Jezu! – przerwałam tę paradę wspomnień. – Mówiłeś, że traktujesz mnie jak młodszą siostrę!
– Kłamałem.
Otworzyłam szeroko oczy. A to nowina.
– Że co?
– Siedziałem wtedy w jednej sprawie – wyjaśnił. – Nie wiedziałem, jak się to skończy i czy wrócę do domu w jednym kawałku. A ty miałaś dwadzieścia lat i wieszałaś się na mnie.
Ożesz ty w mordę jeża.
– Wcale się nie wieszałam.
Uśmiechnął się bezczelne.
– Wieszałaś.
Dobra, w porządku, ale nie zamierzałam się do tego przyznawać.
Patrzyłam na niego zmrużonymi oczami, a on mówił dalej:
– Nie chciałem zobowiązań. Nie chciałem myśleć o niczym prócz tego, co miałem zrobić. Nie chciałem się martwić o dziewczynę, którą zostawiam w domu, o to, że pęknie jej serce, jeśli coś mi się stanie.
Okej, jest w tym jakiś sens.
Ale tego też nie zamierzałam przyznawać.
– A gdy wróciłem, ty już się wycofałaś. Miałaś faceta. Uznałem, że się ze mnie wyleczyłaś. – Nonszalancko wzruszył ramionami, jakby mu to wisiało.
Tym mnie wkurzył.
I to mocno.
Ale jeszcze nie skończył.
– Potem ten koleś gdzieś wyparował, a ty nadal robiłaś przede mną uniki. Faceci pojawili się i znikali. Ostatecznie uznałem, że skoro przedtem nie miałaś problemu, żeby mnie podrywać, to przyjdziesz, jeśli się zdecydujesz.
Podniosłam wzrok, teraz moje oczy ciskały gromy. Arogancki sukinsyn!
Wytrzymał to spojrzenie.
– Ale jestem trochę zmęczony czekaniem, a już na pewno defiladą kolejnych gości. – Jego głos zabrzmiał ostrzej i groźniej. – Na szczęście sprezentowałaś mi tę wspaniałą możliwość.
O, prędzej piekło zamarznie… Nie będzie tak, że całe życie trzymał mnie na dystans, a teraz nagle przyciągnie, bo tak mu się spodobało.
– Ignorowanie cię to wciąż spoko opcja – warknęłam.
Kiedy mówił, cofnął się lekko, ale teraz znów znalazł się blisko mnie.
– Nic z tego. – Pokręcił głową. – Żadnego czekania, żadnych gierek, podchodów i żadnych więcej facetów. Ty tego chcesz, ja tego chcę, i dlatego tak się stanie.
– Wcale nie chcę – palnęłam. Skłamałam w obronie własnej. Lee był aroganckim fiutem. Był niebezpieczny. Planował mnie zmusić, żebym się z nim przespała, i wykorzystywał do tego trudną sytuację mojego kumpla. Był jak złe wiadomości. Ani mi się śniło być częścią życia Lee Nightingale’a.
– Pieprzenie – zaśmiał się.
Chyba myślał, że to zabawne.
Wpadłam w szał.
– Ty zarozumiały…
A on znowu mnie pocałował i cień wspomnienia o Joe Perrym rozpłynął się w niebycie.
Oddałam pocałunek.
No kurczę, to przecież w końcu Lee.
Jego język wsunął się do moich ust, mój do jego. Rozchyliłam nogi, a on przysunął się jeszcze bliżej. Obejmował mnie mocno, moje piersi przywarły do jego torsu. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przytuliłam się do niego.
A on nagle przerwał pocałunek, odwrócił głowę, całe ciało miał teraz sztywne, napięte, czujne.
Z przedpokoju