Arabski książe. Tanya Valko

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Arabski książe - Tanya Valko страница 6

Arabski książe - Tanya Valko Arabska żona

Скачать книгу

z królewskiej rodziny. Na stanowiska obecnie trzeba zapracować i sobie zasłużyć. A pan, ekscelencjo, tego kryterium nie spełnia.

      – Że co?!

      – Nie widziałem wśród pana pracowników Mohameda al-Harbiego. Gdzie się podział? Na urlopie? Nie poinformował pan centrali o jego absencji.

      – Jakiś tydzień temu nie stawił się do pracy. Ponieważ nie przedstawił usprawiedliwienia, został zwolniony. Informację dziś rano wysłano do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, prosto do biura kadr. Rozpoczęliśmy nową rekrutację na jego stanowisko. – Mężczyzna kłamie jak z nut, nawet nie mrugnąwszy powieką.

      – A jego córka? – Hamid ma go w garści i tylko czeka, jak mu dosoli.

      – Co z jego córką? Co mnie obchodzi jakaś dziewucha?

      – Lekarka Zajnab bint Mohamed al-Harbi również pracowała u was w ambasadzie. Ona także nie stawiła się do pracy?

      Szef saudyjskiej placówki przełyka ślinę i ciężko wzdycha. Zastanawia się, czy jego leniwi pracownicy zatuszowali, co trzeba, czy swoim zwyczajem zlekceważyli sprawę i zrobili wszystko po łebkach. Jeśli tak, to przy nowym rządzie w najlepszym wypadku pójdą siedzieć. W gorszym dostaną najwyższy wymiar kary. Tak dla przykładu. Dla postrachu. I po co dał się zwieść słowom tego oszołoma mutawwy38? Po co słuchał jego nawiedzonych gadek o grzechu, hańbie rodziny, hańbie placówki i konieczności honorowej zbrodni? Teraz widzi, jakie to było głupie i ograniczone.

      – Miała umowę o pracę na umowę-zlecenie. Chyba wygasła. – Drapie się po modnie przyciętej bródce. – Musi pan porozmawiać z moim kadrowym. Przecież ja nie kontroluję procedur zatrudnienia i zwalniania drugorzędnych pracowników czy okresowych najemników. Nawet się tym nie interesuję. To tak, jakby egzaminował mnie pan z imion sprzątaczy. – Chce zrzucić z siebie odpowiedzialność.

      – Ta „dziewucha”, jak pan ją nazwał, leczyła pańską żonę i córki, więc powinien był ją ekscelencja zapamiętać. Ale widać pamięć już nie ta…

      – Czego pan chce? – Ambasador ma dość tej rozmowy. Liczy jeszcze, że dzięki swoim mocnym plecom może zagrać w otwarte karty z tym bezczelnym chłystkiem. – Czego pan, do jasnej cholery, chce?! – Podnosi głos. – Pracownika z konsulatu widziałem może dwa razy w życiu, jego córkę trzy. Nie pracują już u mnie. I co z tego? Mam o tym wiedzieć? Wszystko, każda błahostka musi przechodzić przez mój gabinet? Pan nie ma pojęcia o dyplomatycznej służbie zagranicznej. Są priorytety!

      – Więc czemu w dniu… – audytor dokładnie podaje datę, łącznie z godziną i minutą zajścia – …wezwał pan do siebie Mohameda al-Harbiego i jego córkę Zajnab bint Mohamed al-Harbi na prywatną audiencję? Czy to było przesłuchanie? – Podnosi brew. – Tutaj, do ambasady? W jakiej sprawie chciał pan widzieć szeregowego pracownika konsulatu, którego prawie pan nie znał? Ojciec wszedł do pańskiego gabinetu o godzinie dwunastej zero dwie. – Ambasador wyciąga przed siebie szyję jak czapla. Brodę i nos ma wysunięte do przodu, a oczy wybałuszone. – Czemu wtedy nie udał się pan na modlitwę do meczetu na terenie placówki? Było już dwie minuty po azanie. Może by pana trochę oświeciło, może serce nieco by zmiękło, gdyby poświęcił pan swoje myśli Bogu.

      – Tak… – Saudyjczyk wygląda, jakby piorun w niego trafił. Nawet jego rzadkie włosy się nastroszyły.

      – Ani ojciec, ani córka nie wyszli już z kierowanej przez pana placówki. Pytanie brzmi: gdzie są? A może gdzie są ich ciała?

      – Jakie ciała?

      Hamid, nie zważając na stanowisko swego rozmówcy, wyciąga walkie-talkie i wydaje polecenie swojemu podwładnemu:

      – Dawaj mi tu bezpiekę i mutawwę. – Po czym zwraca się do dyplomaty, który szarzeje na twarzy i ściąga usta w ciup: – Może oni odświeżą panu pamięć.

      Mężczyźni w milczeniu mierzą się wzrokiem aż do momentu, gdy pojawiają się podwładni ambasadora.

      – Takie było polecenie kierownika placówki. – Broni się facet od bezpieczeństwa. – Ja nie miałem z tym nic wspólnego. – Zaprzeczając całym sobą, macha rękami na boki. – Powiedzieli, że ojciec ma wykonać zbrodnię honorową, a potem, żeby najlepiej ze sobą skończył. To i on sam, bez żadnej namowy czy pomocy, skończył – przerażony ubek zeznaje jak na spowiedzi.

      – Kto zasugerował tę zbrodnię honorową? Co was obchodziło ich prywatne życie? Dlaczego dokonano jej na terenie saudyjskiej placówki dyplomatycznej? – Hamid zarzuca ich pytaniami, a podejrzani coraz bardziej kurczą się w sobie.

      Jedynie młody mutawwa z rozcapierzoną na boki brodą nie okazuje skruchy ani strachu. Patrzy na przybyłego spod oka i ciągle zaciska pięści. Nie uchodzi to uwagi Hamida. Binladen ma się przed tym porywczym typkiem na baczności, kontroluje każdy jego ruch czy choćby głębszy oddech.

      – Grzeszne zachowanie saudyjskich kobiet kala nie tylko ich rodziny, klany, ale także ich ojczyznę – wypowiada się niepytany dewot. – To zmaza, którą należało zmyć.

      – Co ty bredzisz, człowieku? Takie wykroczenie, jakie wyście tu popełnili, nakłaniając do przestępstwa nieszczęsnego ojca, jest karane! A za zbrodnie pseudohonorowe, nawet na terenie naszego ortodoksyjnego kraju, grozi kryminał. Jeśli uważasz inaczej, to znaczy tylko jedno: jesteś fundamentalistą. A za to należy cię zamknąć w więzieniu i poddać resocjalizacji. Długoterminowej!

      – Szlajanie się kobiet uważasz za normalne? Cóż, mając taką żonę, musisz się ratować każdym wytłumaczeniem. – Tamten dogryza nieoczekiwanie, co całkiem zbija z tropu zbulwersowanego Binladena. Skąd ten szalony policjant religijny zna jego żonę i co wie o jej prowadzeniu się?

      – Że co? – Hamid w jednej chwili traci całą swoją elokwencję.

      – To, co słyszysz, jaśnie panie. Nawet bogacz nie kupi cnoty własnej rozpustnej kobiety. Honor muzułmańskich mężczyzn leży między udami ich żon, a ty już takowego dawno nie posiadasz. I nawet honorowa zbrodnia nie pomoże ci go odzyskać.

      Gdyby nie to, że w tej chwili gwałtownie otwierają się drzwi gabinetu, Hamid rzuciłby się na fanatyka, bo jeszcze nikt w życiu tak go nie obraził. Do środka, bez zaproszenia, wparowuje młoda kobieta o jasnej karnacji, co można wywnioskować jedynie ze skóry wokół oczu, bo ma na sobie wiele warstw czarnego materiału szerokiej ponad miarę abainikab39. Na dłonie nałożyła czarne stylonowe rękawiczki, a stopy ma obute w czarne skarpety i mokasyny.

      – Mój mąż bardzo dobrze wykonuje swoje obowiązki. – Nie wiadomo, o kim tak pochlebnie się wypowiada łamaną arabszczyzną, ale kiedy rzuca pełnym podziwu jasnym okiem na brodacza mutawwę, Hamid jest już w domu. – Ta dziwka, pseudolekarka Zajnab szlajała się z niewiernym! – wykrzykuje podekscytowana, machając bezładnie rękami. – A jej koleżanka Miriam Binladen nie była lepsza. Sama zachowywała się jak niewierna! Taką to od razu ukamienować, szarmutę40 jedną!

      – Wyprowadźcie tę

Скачать книгу


<p>38</p>

Mutawwa (arabski) – funkcjonariusz policji obyczajowo-religijnej.

<p>39</p>

Nikab (arabski) – tradycyjna muzułmańska zasłona twarzy kobiety, odsłaniająca jedynie oczy, czasami kawałek czoła; używany głównie w Arabii Saudyjskiej, Jemenie oraz Państwie Islamskim.

<p>40</p>

Szarmuta (arabski) – dziwka, prostytutka.