Arabski książe. Tanya Valko
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Arabski książe - Tanya Valko страница 9
Mężczyźni przypinają łańcuch zwisający między jego nadgarstkami do haka, który za pomocą dźwigni winduje go do pozycji stojącej z rękami wyciągniętymi nad głową. I tyle. Potem wychodzą i zatrzaskują za sobą drzwi.
Jasem się rozgląda. W całkiem sporych rozmiarów celi, bo może nawet dwudziestopięciometrowej, znajduje się niewiele sprzętów. Klasyczny metalowy stół i dwa stojące naprzeciwko siebie krzesła, na stole lampa, która zawsze świeci w oczy przesłuchiwanego więźnia, niedaleko umywalka ze zwiniętym szlauchem wrzuconym do metalowego brudnego wiadra, jakieś zgniłe, śmierdzące szmaty, ławeczka jak do ćwiczenia brzuszków, choć służy raczej do tortur w pozycji leżącej, takich jak dławienie wodą, baty i gruchotanie kości. W kącie leżą jakieś akumulatory, przyszczypki, druty… Widzę, że będziemy naprawiać samochód, dowcipkuje w duchu. Wielokrotnie był przesłuchującym, choć nigdy dotąd przesłuchiwanym, i wie, że ta jakże prosta i mało inwazyjna tortura, od której dzisiaj zaczęli jego oprawcy, jest niezwykle skuteczna. Już po chwili słania się na nogach i czuje łamiący ból w ramionach, nadgarstkach, a także mrowienie w dłoniach. Serce zaś wali mu jak młotem, bo cała krew z górnych kończyn zasila teraz ciało. Usiłuje stać wyprostowany, by nie wisieć na więziennych bransoletkach, gdyż skórę pod nimi już ma zdrapaną i po przedramionach powoli spływają strużki krwi. Jednak utrzymanie się na nogach przez długie godziny w tym okrutnym zaduchu graniczy z cudem. Torturowany co chwilę oddala się myślami z miejsca kaźni i przenosi w inne czasy, inne miejsca… Czy lepsze? Gorsze? Teraz sam już nie wie, choć kiedyś nienawidził swojej przeszłości i swoich korzeni. Tamtą epokę odrzucił, uważał za przeklętą. Lata, w których był jeszcze zwykłym człowiekiem – rozkapryszonym, rozpieszczonym chłopcem, zbuntowanym nastolatkiem czy pełnym gniewu i nienawiści młodzieńcem. Przypomina sobie siebie zarówno jako młodzika, już ukształtowanego duchowo i odkrywającego swe talenty do manipulacji ludźmi, jak i dojrzałego mężczyznę, przywódcę, wybitnego inteligenta, niejednokrotnie pana życia i śmierci. Nigdy nie był zwolennikiem tortur, bo preferował szybkie i jednoznaczne rozwiązania.
– Panie, nie…
– Panie, proszę…
– Panie, litości…
Przed oczami przewija mu się galeria twarzy jego ofiar. Jednej poderżnął gardło, patrząc jej głęboko w oczy. Piękne, kobiece oczy, które tak szybko zaszły mgłą. Inna ciemięga to brytyjski dziennikarz, którego perfekcyjnie, jednym ciosem ściął maczetą. Ten też na koniec błagał i prosił, zsikał się nawet w spodnie pomarańczowego uniformu, w który ubierali skazanych na śmierć. A ten durny jordański lotnik, którego oblałem benzyną i podpaliłem w klatce? Nie miał dokąd uciec, patałach jeden. Co on powiedział? Co takiego mówił tuż przed spłonięciem?, duma Jasem i złości się sam na siebie, że nie może sobie przypomnieć. Ach, tak! Że spotka mnie prawo talionu48. Zwykłe pieprzenie, choć teraz tak jakby jego słowa się spełniają. Cały czas powtarzał „Allahu akbar”, ale jakoś inaczej wypowiadał tę formułę niż my, dżihadyści. Tak miękko, ciepło, jakby szeptał Bogu na ucho. Niczego się nie bał. Śmierci też. Był zapewne dobrym muzułmaninem, a ja uczyniłem go męczennikiem. Szahidem. Ech! To takie skomplikowane… Męczące…
Mija kolejna godzina. Jasem słania się na nogach, lecz już nie czuje bólu rąk, na których zwisa, bo cała krew dawno z nich odpłynęła. Mają kolor fioletowy, tak jak i twarz zbrodniarza. Za chwilę pulsująca krew rozsadzi mu czaszkę, zaleje mózg, bo już powoli cieknie mu z uszu i nosa. To dudnienie jest oszałamiające, jak na wojskowej defiladzie. Po chwili jednak cichnie, a w jego miejsce pojawia się szum, syk, popiskiwanie, aż w końcu… cisza. Mężczyzna traci przytomność, ale ostatkiem świadomości czuje jeszcze ciepły strumień moczu spływający mu po nogach. Boże! Jak to możliwe! Zsikałem się. Mamo, przepraszam… Nie chciałem…
– John, nie będziesz sobie ze mną pogrywał! – Munira nie szanuje swojego cennego głosu i krzyczy na cały dom, co oczywiście dochodzi do uszu pięcioletniego synka, śpiącego w pokoju przyległym do sypialni rodziców. – Nie chcesz utrzymać naszego związku na moich warunkach, to nie! Przykro mi.
– Kochanie, nie o to chodzi… – Ojciec chłopca mówi przyciszonym, stonowanym głosem z silnym brytyjskim akcentem. – To niedopuszczalne, żebyś jako mężatka nie przychodziła na noc do domu. Takie zachowanie nie jest akceptowane nie tylko tutaj, w Syrii, ale nawet na zgnitym Zachodzie. Chyba jesteś jeszcze Arabką czy już nie? – ironizuje kąśliwie.
– Co ty pieprzysz?! Totalne nonsensy! Ożeniłeś się z tradycyjną arabską kobietą czy z nowoczesną dziewczyną? Skończyłam szkoły, zdobyłam wykształcenie, zostałam wyróżniona państwowym stypendium. A ty chciałbyś mnie zamknąć w tej zapyziałej norze?! Zabronić mi opuszczania domu? To jakbyś wtedy na mnie zarabiał? Hę?
– Co ty opowiadasz?
– To, co słyszysz! Nie udało się mnie zniewolić mojej rodzince, nie uda się i tobie! Nie będę skakać, jak mi zagrasz!
– Muniro, przestań pleść androny i odwracać kota do góry ogonem.
– Wziąłeś sobie za żonę diwę operową i doskonale wiedziałeś, na czym nasz związek się opiera i jak będzie wyglądał.
– Nie zapominaj, kiciusiu, że to ja uczyniłem z ciebie gwiazdę. Ty sama z siebie pomimo ogromnego talentu mogłabyś do tej pory śpiewać wodewilowe operetkowe pioseneczki po damasceńskich spelunach dla Amerykanów… – Zdenerwowany Brytyjczyk wali prosto z mostu.
Na chwilę zapada cisza. Podsłuchujący malec wstrzymuje oddech, spodziewając się najgorszego – że mama, kiedy skończy kłótnię z tatą, zacznie się wyżywać na nim, bo taki już od dłuższego czasu jest schemat funkcjonowania ich nieszczęsnej rodziny. Dziecko nie rozumie przyczyn takiego stanu rzeczy, ale jedno wie na pewno – że boi się okrutnie i jest ogromnie nieszczęśliwe, przez co prawie każdej nocy moczy poduszkę łzami, a materac moczem.
– Uczyniłeś ze mnie gwiazdę, ale to nie predestynuje cię do tego, byś mnie okradał. – Munira dzisiaj chyba definitywnie chce zakończyć swój nieszczęśliwy związek. Nie ma ochoty dłużej udawać, robić dobrej miny do złej gry i znosić wszystkiego, co najgorsze, ze strony tego brytyjskiego aroganta i złodzieja, jak się dzisiaj okazało. – Zdzierasz ze mnie skórę! Jestem dla ciebie dojną krową, a nie arabską żoną. Nie masz dla mnie za grosz szacunku, chociażby jako do matki twojego syna, bo oskubując mnie, przywłaszczasz sobie forsę nieletniego. To wielkie chamstwo. Cholerne kurewstwo! – znów krzyczy, nie przejmując się, że jest druga w nocy i budzi wszystkich nie tylko we własnym domu, ale także sąsiadów i mieszkańców całej ulicy. Bóg nie poskąpił jej donośnego głosu.
– Każdemu menedżerowi trzeba płacić prowizję, a ja zrezygnowałem z wszystkich innych kontraktów i jestem twój na wyłączność. Takie są reguły gry w show-biznesie.
48
Prawo talionu, kara talionu (łac.