Recepta na szczęście. Agata Przybyłek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Recepta na szczęście - Agata Przybyłek страница 15
Julia protestowała przez chwilę, ale w końcu mu uległa. Była zmęczona, z jej wzrokiem nie było najlepiej i ostatecznie przekonał ją argument, że mogłaby niechcący poparzyć sobie palce. Ograniczyła się więc do wydawania Maksowi instrukcji, a gdy już podał jej kubek z herbatą, usiadła na kanapie, żeby zrobić mu miejsce.
– Dzięki. – Posłał jej uśmiech.
– A może chcesz coś na przeziębienie? – zaproponowała. – Nie żebym była niemiła, ale ty też nie najlepiej wyglądasz.
– Oho, a więc już widzisz? – zaśmiał się Maks.
Zamiast odpowiedzieć mu jakaś ripostą, popatrzyła na niego spokojnie.
– Powiedzmy, że już jest trochę lepiej.
– A więc te krople to jakiś cud medycyny. Działają błyskawicznie.
– Raczej powiedziałabym, że w końcu przestałam odczuwać skutki badania przez okulistę, ale nazywaj to, jak chcesz. Wracając jednak do leków… Chcesz coś przeciwgorączkowego?
– Nie odmówię. Naprawdę nie czuję się najlepiej.
– A u lekarza byłeś? – Julia spojrzała na niego wymownie.
Maks dla swojego dobra przemilczał komentarz.
– Przyganiał kocioł garnkowi – mruknęła więc dziewczyna, ale wielkodusznie poszła do apteczki i przyniosła mu leki, a z sypialni zabrała ciepły koc.
– Czym sobie na to zasłużyłem, o, łaskawa pani? – zaśmiał się Maks.
Zażył tabletkę i okrył się kocem. Julia zapaliła stojącą nieopodal lampę. Ciepłe światło rozświetliło wnętrze, przez co pokój stał się bardziej przytulny. Dziewczyna wróciła na kanapę i podciągnęła kolana pod brodę.
– To co, pogadamy? – Maks kolejny raz spojrzał jej w oczy.
Julia wzięła do ręki kubek z herbatą i zamyśliła się.
– Właściwie to nie wiem, czy jest sens o tym rozmawiać – stwierdziła zasmucona.
– Dlaczego?
– Bo jak już mówiłam, moje życie to katastrofa.
– Daj spokój. Nie ma takich problemów, których nie da się rozwiązać.
– Być może, ale raczej nie możesz mi pomóc. Poza tym przemyślałam sobie to wszystko i doszłam do wniosku, że nie jesteśmy tak blisko, żebym ci się zwierzała.
– Czyżby? – Maks uniósł brwi. – A przypomnieć ci, jak w dzieciństwie kąpaliśmy się w jednej wannie?
Julia prychnęła.
– Tylko dlatego że nie miałam wyboru. Nikt nie pytał mnie o zdanie, więc nie mogłam odmówić.
– Akurat. Pewnie wcale nie chciałaś odmówić.
– Maks! Na litość boską! Przecież byłam wtedy kilkuletnią dziewczynką. Jesteś okropny.
– Dobrze, już dobrze – mruknął, uświadamiając sobie, że ten komentarz może rzeczywiście był nie na miejscu. – Mów lepiej, co cię trapi.
Julia odetchnęła głęboko.
– Powiedzmy, że ostatnio mój plan na życie legł w gruzach.
– Poważnie? – zdziwił się Maks.
– Niestety.
– Ale co masz dokładnie na myśli? Jesteś chora? Wyrzucili cię z pracy?
– Można powiedzieć, że chodzi o to pierwsze.
– Żartujesz… – Chłopak zbladł. – To coś poważnego?
Do oczu Julii napłynęły łzy. Wahała się, czy powiedzieć mu więcej, ale w końcu nie wytrzymała i rozpłakała się na dobre.
– Lekarz powiedział mi, że niedługo prawdopodobnie nie będę mogła mieć dzieci – wydusiła, szlochając. – Głównie chodzi o to, że mam zmniejszoną liczbę komórek rozrodczych czy coś takiego. Dla mnie to prawdziwa katastrofa. Ja tak bardzo chcę być mamą, Maks… Nie mam na to perspektyw, a zostało mi naprawdę niewiele czasu.
Chociaż Maks chciał powiedzieć, że to przecież nie koniec świata, powstrzymał się, gdy zobaczył, w jakim Julia jest stanie i ile to dla niej znaczy. Przysunął się bliżej i ją przytulił.
– Tak mi przykro… – wyszeptał.
– Odkąd to usłyszałam, jestem w kompletnej rozsypce – wyznała, znów roniąc łzy w jego koszulę.
– Ale może ten lekarz się myli? Błędy chodzą po ludziach.
– Nie sądzę. Wyniki badań raczej nie kłamią.
Maks pogłaskał ją po plecach.
– Co dokładnie powiedział lekarz?
– Naprawdę cię to obchodzi? – Spojrzała na niego.
– Skoro to dla ciebie ważne…
Julia pociągnęła nosem i odsunęła się nieco.
– W dużym skrócie: jeżeli chcę mieć dziecko, to powinnam się pospieszyć, bo niedługo będzie już na to za późno.
– Ale przecież ty jesteś dopiero przed trzydziestką.
– Musisz mi to przypominać? – Popatrzyła na niego łzawym wzrokiem.
– Dla mnie to jeszcze wiek młodzieńczy.
– Dla ciebie – powiedziała z akcentem. – Nie dla kobiet, które marzą o gromadce dzieci.
– Daj spokój. Późne macierzyństwo jest w modzie.
– Może i tak, ale czy jest rozsądne? Zresztą w moim przypadku nie ma sensu rozmawiać o późnym macierzyństwie. Niedługo nie będę mogła mieć dzieci. Taka jest smutna prawda.
Maks milczał przez chwilę.
– Ale przecież na pewno można jakoś to leczyć.
– Nawet jeżeli, to czy ty nie rozumiesz, że nie myślę na razie o szpitalach ani terapiach? – Julia popatrzyła na niego surowo. – Ja chcę mieć dziecko, Maks, a nie poświęcić swoją całą energię na szukanie metod skutecznej terapii. Zawsze chciałam być mamą, to sens mojego życia. A teraz… – Spuściła wzrok i niewidzącym wzrokiem popatrzyła na kubek z herbatą. – A teraz wygląda na to, że nic z tego nie będzie.