Kurier z Teheranu. Wojciech Dutka
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kurier z Teheranu - Wojciech Dutka страница 17
*
Monika wraz z ojcem z samego rana podjęli próbę przekonania Mokrzyckiego, że powinien zostać z rodziną. Antoni od razu uciął te spekulacje. Zatrudniona w majątku kucharka powiedziała hrabiemu, że dobrze, że przyjechał, bo „pani hrabianka nie radzi sobie zupełnie z gospodarką”. Pewne wyobrażenie o zarządzaniu majątkiem miał jedynie profesor Skirmunt, ale ględził coś bez przerwy o powrocie do Warszawy, bo mieszkanie puste i „nie wiadomo, kto tam się kręci”. Mokrzycki pojął, że jego najbliżsi nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji, w jakiej znalazła się Polska. Postanowił im to wyjaśnić.
Pod Warszawę podchodziły niemieckie zagony pancerne i zmotoryzowane. Wprawdzie trwała wciąż bitwa nad Bzurą, ale Mokrzycki nie miał wiadomości, jaki był jej przebieg. Zresztą to było nieistotne. Zdawał sobie sprawę, że Niemcy mają ogromną przewagę w sprzęcie i w ludziach. Nie wierzył też w to, że Anglia i Francja zrobią coś dla Polski. Mijał właśnie drugi tydzień od wypowiedzenia przez mocarstwa zachodnie wojny Niemcom i nic się nie wydarzyło.
– To wszystko, moi mili, będzie postępowało.
Po tych słowach profesor Skirmunt wpadł w przygnębienie. Wierzył święcie, że Francja „zrobi wszystko”, aby Polskę ocalić. Wówczas Mokrzycki opowiedział mu, jak francuski ambasador w Warszawie nabrał wody w usta, gdy Beck w obecności hrabiego zapytał go o pakt niemiecko-sowiecki, który wisiał nad Polską jak miecz Damoklesa.
Mokrzycki zadbał o to, aby jego ludzie najedli się porządnie. Kucharka, stara pani Walentyna Kłoskowa, nasmażyła im jajecznicy z dwudziestu jaj, którą pałaszowali z wielkimi kromkami świeżego żytniego chleba, który upiekła dwa dni wcześniej. Nakroiła też słoniny wędzonej w zimnym jałowcowym dymie. Rozpływała się w ustach. Mokrzycki zjadł ze swoimi ludźmi w kuchni, a rodzina dołączyła do niego, by po raz pierwszy spożyć posiłek razem ze służbą. Do tej pory ściśle przestrzegano porządku i państwo Skirmuntowie jedli osobno. Profesor tak tłumaczył to córce:
– Nie gardzimy ludem, ale z ludu nie jesteśmy.
Jednak wojna zmieniła wszystko. Był to pierwszy od wielu dni wesoły poranek. Pani Kłoskowa zaparzyła wyborną kawę i postawiła na stole świeżą śmietankę odlaną z mleka krowy wydojonej o świcie. Mokrzycki teraz dopiero docenił dom, jaki miał. Zaczął dostrzegać ludzi, jacy go otaczali, a których obecność traktował jak coś zupełnie oczywistego.
– Chciałabym, żeby mi w gospodarstwie dzieci pomogły – powiedziała nagle do hrabiego Kłoskowa, siorbiąc kawę ze śmietanką.
Mokrzycki miał usta pełne jajecznicy na słoninie. Gdy przełknął, odrzekł:
– To Kłoskowa ma dzieci? Przepraszam, ale nigdy o to nie pytałem.
– Pan hrabia był zagoniony albo siedział w onej dalekiej Hiszpanii.
– Tak, to prawda. Nie mam nic przeciwko, żeby twoje dzieci pomogły ci na gospodarstwie. Proszę, chrońcie moją żonę i dziecko.
Monika się temu przysłuchiwała. Było jej nieswojo, że nic nie wiedziała o tym, jak prowadzi się dom i ile to przyjemności może sprawić. Profesor Skirmunt także miał nietęgą minę, podobnie jak jego wyniosła żona, która po każdych niedobrych wiadomościach z frontu kazała siebie przynosić sole trzeźwiące. Nie mogła się doczekać momentu, kiedy pojedzie choć na chwilę do Nałęczowa, by zaznać dobrodziejstw tamtejszego „dobrego klimatu”. Teraz, przy śniadaniu, nie mieli nic do powiedzenia.
Kłoskowa zwróciła się do hrabiego Mokrzyckiego:
– Takiej odpowiedzi się spodziewałam. Zboże ozime trzeba będzie zasiać. Ziemniaki na zimę zakopać w kopcu. Trzeba ususzyć mięsa z wieprzy, bo w październiku będziemy robić świniobicie – mówiła. – Zabijemy wszystkie osiem tuczników, bo tak sobie w głowę patrzę i myślę, że jak Niemcy przyjdą, to cały żywy inwentarz zabiorą. Może jaką kurę nam zostawią. Krowy do lasu trzeba będzie odprowadzić do szopy i dawać im jeść. Stara już jestem, ale moje dzieci pomogą.
– Jak mają na imię?
– Anielka i Rafał. Córka ma siedemnaście lat, ale i strzela nieźle z dubeltówki, pływać umie i świetnie szyć, bo sama ją nauczyłam. A syn mi szkołę handlową skończył w Lublinie. Na mechanice się zna i na rachunkach dobrze. Pan hrabia źle na tym nie wyjdzie.
– Nie wątpię – odparł Mokrzycki.
Był jej bardzo wdzięczny. Monika mogła tutaj przetrwać. Nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa, ale on musiał się zabrać odpowiednio do rzeczy. Musiał zabezpieczyć dom i rodzinę.
– Jak Kłoskowa ma na imię? – zapytał hrabia. – Nigdy nie chciałem tego wiedzieć. Nigdy Kłoskowej nie zauważałem. Przepraszam.
Starej kucharce zebrało się na płacz.
– Walentyna – wyszeptała. – Pyta mnie pan hrabia o to, kiedy nasza Polska się wali. A ja do cerkwi co niedziela chodzę i modlę się za pana hrabiego, bo pan nie jest szczęśliwym człowiekiem.
Antoniego zaskoczyła szczerość starej służącej, która była w tym domu od zawsze i świetnie pamiętała jego rodziców.
– Teraz, moja Walentyno, trudno o szczęście – westchnął hrabia. – Nie wiem, jak ci dziękować za twoją pracę. Moja rodzina będzie z tobą bezpieczna. Dom jest na odludziu, niedaleko Roztocze i lasy. Tutaj jest lepiej niż w Warszawie.
Wtedy teść nie wytrzymał.
– A stolica? Mamy wobec niej obowiązki!
– Papa ma obowiązek przeżyć dla swojej córki. Po tym, co wczoraj widziałem i przeżyłem w Lublinie, sądzę, że w Warszawie będzie piekło – odrzekł Mokrzycki. – Nie mówię, że tutaj będzie wam łatwo, ale papa przywyknie do wsi. Tu będzie bezpieczniej niż w Warszawie.
– Mówisz, jakbyśmy przegrywali wojnę – wtrąciła się Skirmuntowa.
– Bo przegrywamy ją, pani hrabino – odpowiedział chorąży Jakub Kaliński, który jadł śniadanie przygotowane przez Kłoskową i przysłuchiwał się rozmowie.
Nabrał do hrabiego szacunku. Czego zabrakło Polsce, która jako państwo właśnie umierała, to solidarności społecznej i wrażliwości elit. W Kalińskim odezwał się pepeesiak, jednym słowem prawdziwy polski socjalista. Tym razem to on spuentował śniadanie.
*
Antoni pomyślał o tym, żeby zabrać z domu trochę jedzenia na drogę dla niego i jego żołnierzy. Przyda się też parę butelek śliwowicy, garnek ze smalcem i wielki domowy chleb z żytniej mąki razowej – pomyślał. Mokrzycki powziął też pewną decyzję o charakterze strategicznym, ale postanowił nie mówić o niej ani Monice, ani teściom, a tym bardziej chorążemu Kalińskiemu i kapralowi Wilkowi, którzy mu towarzyszyli. W razie gdyby wpadli, czego hrabia wykluczyć nie mógł, nie będą o niczym wiedzieli. Ich zeznania będą spójne. Nie wiedział jeszcze, że to, co postanowił, będzie miało daleko idące konsekwencje.
Chodziło o przesyłkę specjalną.