Do przerwy 0:1. Adam Bahdaj
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Do przerwy 0:1 - Adam Bahdaj страница 12
Tymczasem przy kasie robiło się coraz tłoczniej. Schodziła się poważniejsza publika. Paragon ku swej wielkiej radości zobaczył słomkowy kapelusz właściciela zakładu fryzjerskiego, pana Sosenki.
– Szanowanie, panie szefie! – przywitał go z elegancją. – Pan szanowny za dwa złote? Bilecik dla dorosłych, jedna sztuka. Służę uprzejmie. – Gdy podawał bilet swemu chlebodawcy, ściszył głos: – Panie szefie, wpuściłbym pana po znajomości za darmochę, ale kasa nie moja, rzecz społeczna.
Szeroka, obrzękła twarz pana Sosenki rozpromieniła się na widok Paragona.
– Nie trzeba, nie trzeba – śmiał się dobrodusznie. – Rzecz zrozumiała, że kasa to sprawa publiczna. Daj dwa bilety, niech stracę.
– To może pan jednego chłopaka z ulicy ze sobą wprowadzić. Ty, chodź tu – skinął na piegowatego wyrostka. – Podziękuj panu szefowi za bilet i nie oszczędzaj głosu za naszą drużyną! Doping musi być, żeby nasza wiara wygrała.
W podobny sposób witał Maniuś Paragon swe dobre znajome z Górczewskiej: pannę Kazię ze sklepu MHD i panią Wawrzynek, właścicielkę wózka z owocami.
Moja klientela nie zawodzi – myślał, obliczając szybko kasę.
W szufladzie stolika było już chyba ponad pięćdziesiąt złotych. Wpływy kasowe zapowiadały się pomyślnie. Trapiła go jednak myśl: Co będzie, jeśli Perełka nie przyjdzie na mecz? Co chwila wychylał się spoza stolika i z niecierpliwością spoglądał na chodnik, gdzie gromadziła się coraz większa ciżba. Kilka razy przybiegał rozgorączkowany Mandżaro, dopytując się, czy nie było Perełki. Nawet gdy zjawiła się cała drużyna Huraganu z Ryśkiem Skumbrią i Królewiczem na czele, Perełki wciąż jeszcze nie było. Dopiero gdy skarbnik miał przekazać kasę swemu pomocnikowi, Frankowi Motylskiemu, wśród chłopców cisnących się na chodniku i jezdni zobaczył małego bramkarza.
– Jesteś! – zawołał triumfalnie, gdy ten, zdyszany, zbliżył się do kasy. – Człowieku, ileśmy się tu namartwili!
Perełka machnął ręką i dłonią otarł pot z czoła. Jego oczy błyszczały dziwnym blaskiem.
– Popatrz, Maniuś, jaka sensacyjna wiadomość – powiedział zdyszanym głosem. Wyciągnął z kieszeni kawał zmiętej gazety, rozprostował ją w dłoniach i podsunął pod sam nos. – Czytaj! – przynaglał.
Paragon tak był zdenerwowany, że litery skakały mu przed oczami. Zdołał jednak uchwycić spojrzeniem tytuł złożony tłustymi czcionkami: „Wielki turniej piłkarski dzikich drużyn”.
– I co z tego? – zapytał, nie rozumiejąc, co czyta.
– Czytaj dalej, to się przekonasz.
Czytanie nie szło Maniusiowi zbyt składnie, ale wysilił całą uwagę, by nie zgubić ani jednego słowa. Krótki komunikat prasowy brzmiał następująco: „Redakcja »Życia Warszawy« organizuje wielki turniej »dzikich« drużyn piłkarskich. Zgłoszenia należy składać w dziale sportowym redakcji »Życia Warszawy« w godzinach 15–19, do dnia 15 bm. Dalsze szczegóły ukażą się wkrótce w stołecznej prasie”.
Perełka trącił go łokciem.
– Rozumiesz?
– Nie bardzo…
– Fujara z ciebie. Będziemy mogli grać w turnieju.
– Z kim?
– To się jeszcze okaże. Takie drużyny jak nasza, jak Huragan, kapujesz, wezmą udział w tym turnieju. Będą rozgrywki. Morowa rzecz, co?
Maniusiowi dopiero teraz rozjaśniło się w głowie. W mig zrozumiał, że chodzi o rzecz niezwykle ważną. Złapał Perełkę wpół i uniósł go jak piłkę.
– Rozumiem, rozumiem! To naprawdę fantastyczna rzecz! Musimy zaraz powiedzieć Mandżaro, a jutro walimy do „Życia” i zapisujemy się, bo może miejsca zabraknąć.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.