Do przerwy 0:1. Adam Bahdaj
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Do przerwy 0:1 - Adam Bahdaj страница 8
Maniuś, nie patrząc na ciotkę, zbliżał się do drzwi. Wiedział, że dopiero za nimi nie usłyszy żałosnego głosu swej opiekunki.
Ciotka ze złością postawiła opłukany kubek na kuchennym stole.
– Słyszysz, co do ciebie mówię?
– Słyszę, słyszę – delikatnie nacisnął klamkę. – Jak ciocię kocham, że muszę. Mam kilka napiętych spraw. Sosenka kazał mi przyjść. Może coś do kasy wpadnie.
Ciotka z rezygnacją opuściła ręce.
– No idź już, idź, ale mnie się zdaje, że z tego twojego chodzenia nic dobrego nie będzie…
Maniuś nie czekał na zakończenie tego monologu. Cichutko wymknął się na klatkę schodową, potem przezornie, jak mógł najszybciej, zsunął się po trzeszczącym pomoście. A nuż ciotce coś się przypomni i zawoła go z powrotem? Nie wolno się narażać, zwłaszcza w tak ważny dzień, jak sobota przed meczem. Na podwórzu natknął się na Pająka. Poldek, wyginając się na swych długich jak szczudła nogach, z pasją podbijał głową starą, napompowaną futbolową dętkę. Był tak zajęty, że nie zauważył Paragona. Dopiero gdy dętka upadła na ziemię i potoczyła się pod nogi Maniusia, stanął i posłał Paragonowi niemrawy uśmiech.
– Cześć, Paragon!
– Cześć! – Maniuś pstryknął palcami w daszek. – Trenujesz?
– Co robić, trzeba trenować.
– Brawo, Pająk, może z ciebie wyrośnie legalny piłkarz.
Pająk zagrodził mu drogę.
– Słuchaj, Maniuś – powiedział szeptem i spojrzał na niego błagalnie. – Tyś dobry kolega, powiedz Felkowi, żeby mnie wstawił do składu. Widzisz, bracie, że trenuję. Już mi się osiem „główek” pod rząd udało.
– Fajno – pochwalił Paragon tonem doświadczonego trenera. – A ze strzałami jak? A z dryblingiem?
– Ze strzałami to gorzej, ale też trenuję. Popatrz – pokazał na mur, na którym kredą wyrysowana była bramka. – Miałem trzy strzały w samo „okienko”.
– A drybling?
Poldek złapał się za brodę, zmarkotniał.
– Dryblingu jeszcze nie trenowałem. Ale… jak to się robi?
– Weź, bracie, dwie cegły, ustaw je na podwórzu i niech ci się zdaje, że to gracze – tłumaczył fachowo. – Potem całym gazem prowadź piłkę i przejeżdżaj do bramki.
– Cegły? – zdziwił się Pająk.
– Coś myślał, tak trenują w Polonii. Dobra, legalna rzecz. – Gwizdnął przez zęby dla podkreślenia ważności swej rady.
– Dobrze, spróbuję, tylko ty pamiętaj, nie zapomnij powiedzieć Felkowi. Nawet nie wiesz, jak mi na tym zależy.
Paragon ogarnął Poldka badawczym spojrzeniem. Lustracja nie wypadła pocieszająco. Chudy chłopak o sztywnych ruchach, bojaźliwy, niezgrabny nie nadawał się na gracza. Ale gdy Maniuś popatrzył w bladoniebieskie, proszące oczy kolegi, żal mu się zrobiło.
– Dobra – powiedział – tylko nie wiem, czy z tego coś będzie. Mandżaro już wczoraj ustalił skład.
– Spróbuj. On ciebie usłucha.
– Zobaczymy – uśmiechnął się do Pająka, jakby chciał go pocieszyć. Za chwilę znikł w bramie. Pająk z jeszcze większym zapałem zabrał się do główkowania.
Kiedy Paragon wyszedł na ulicę, ujrzał niecodzienny widok. Mandżaro z Perełką stali na chodniku, zadzierając głowy, a Ignaś Paradowski, wdrapawszy się na drabinę, przyklejał na murze wielki afisz.
– Patrz, człowieku – przywitał go podniecony Perełka. – Ten umie malować, co? – wskazał na chwiejącego się na drabinie Ignasia.
Maniuś przyjrzał się uważniej afiszowi. Na wielkim arkuszu białego papieru, wymalowany czarną farbą, widniał bramkarz w klasycznej „robinsonadzie”. Zdawało się, że zawisł na chwilę pod poprzeczką bramki. Długie ręce wyciągnął w kierunku piłki, która aż świstała w powietrzu. (Ten świst zaznaczony został kilkoma smugami czarnej farby). Nad malowidłem widniał wielki czerwony napis:
UWAGA!!!
SĘZACYJNY MECZ
NA BOISKU KS SYRENKA
HURRRAGAN – kontra – SYRENKA
w niedzielę o godzinie 5 po południu
bilety w cenach przystempnych w kasie
Paragon, urzeczony tym niezwykłym widokiem, stał chwilę jak skamieniały. Potem odsunął z czoła czapkę, wepchnął dłonie w kieszenie i długo, przeciągle gwizdnął.
– Fe-no-me-nal-ne! Arcydzieło, można powiedzieć. I to wszystko wymalował Ignaś? Sam Ignaś?
– A jakżeś myślał – przytaknął Perełka takim tonem, jakby część zasługi miała przypaść jemu w udziale.
Mandżaro trącił Maniusia łokciem.
– Dobre, co? Będzie brało. Mówię wam, chłopaki, że publika nie zawiedzie. Tylko, zdaje mi się, że „huragan” pisze się przez jedno „r”.
– Dałem trzy – zawołał z góry Ignaś – żeby to lepiej brzmiało!
– Nie bawmy się w drobiazgi – splunął Paragon. – Trzy „r” legalna rzecz. Zresztą to nie klasówka w szkole tylko leguralna propaganda! Brawo, Ignaś, będzie z ciebie Picasso, jak ciotkę kocham.
Ignaś skończył właśnie przylepianie afisza. Jeszcze raz przygładził swe dzieło dłonią, przyklepał, żeby się nie odlepiło, i zeskoczył z drabiny.
– Oko im zbieleje, jak zobaczą.
– Komu?
– A tym z Okopowej. Niech wiedzą, że u nas dobra organizacja.
Gdy już dostatecznie napatrzyli się na arcydzieło Ignasia, Paragon odciągnął na bok kapitana drużyny.
– Słuchaj, może by się znalazło miejsce dla Poldka – zaczął pojednawczo.
Mandżaro wzruszył ramionami.
– Człowieku, przecież wiesz, że skład już został ustalony.