Między Światami. Beata Pawlikowska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Między Światami - Beata Pawlikowska страница 12
Prymitywna cywilizacja to taka, która wyśmiewa się z innych cywilizacji, bo nie jest w stanie ich zrozumieć.
Bogaty jest ten, kto jest wdzięczny za to, co już ma. Bo szczęściem nie jest fakt posiadania wielkiej ilości rzeczy, ale umiejętność i możliwość ich wykorzystania.
Mądry jest ten, kto rozumie przyrodę i jest w stanie współgrać z jej rytmem, ucząc się jak najlepiej wykorzystać to, co ma do zaoferowania, czerpać z jej owoców, bogactw i siły, a jednocześnie dbać o to, żeby nie naruszyć jej równowagi.
Szczęśliwy i spełniony jest ten, kto przez całe życie rozwija swoją inteligencję, siłę ciała i wewnętrzną moc, bo dzięki temu jest w stanie osiągać cele, jakie sobie wyznaczy.
Siedziałam w mokrej dżungli pod dachem z liści palmowych i czułam się jak dziecko.
Wszystko, czego nauczyłam się wcześniej w szkole, było mi nie tylko kompletnie zbędne, ale i blokowało umiejętność postrzegania i rozumienia tego, co dzieje się na świecie.
Ogrzałam się przy ogniu, zjadłam gorący posiłek, położyłam się w hamaku rozwieszonym między dwoma ołówkowymi drzewami i nagle mnie olśniło, że ja ze wszystkimi fajnymi latarkami, scyzorykami, butami, ubraniami i aparatami fotograficznymi nie wiem nic o życiu. I w ogóle nie umiem żyć.
Moje życie skończyłoby się podczas tamtej wyprawy, gdyby nie pomoc Indian. Mogłabym tylko położyć się w deszczu na ziemi w mokrej pelerynie przeciwdeszczowej, mokrym ubraniu, mokrych butach i czekać na wieczny sen. Nic więcej nie umiałam.
Nie schwytałabym węża na kolację, nie zrobiłabym wędki, żeby złowić rybę, nie rozpaliłabym ognia z mokrego drewna, nie zbudowałabym szałasu, nie wyleczyłabym ropiejących ran na nogach.
I zobacz.
Gdyby nagle na Ziemi zabrakło elektryczności, gdyby podczas globalnego trzęsienia rozsypały się domy albo gdyby nagle po prostu stopiłby się cały plastik istniejący dookoła nas, zostalibyśmy z niczym.
Z nadwagą, chorymi sercami, z nowotworami, z przerażeniem, pretensjami, gniewem, żalem, wyzwiskami, z kłótniami kto jest temu winien, i z totalną bezradnością, bo przecież nikt już nie potrafi być samodzielny i odpowiedzialny za swoje życie.
Nasza pozornie najlepsza cywilizacja w historii ludzkości jest w gruncie rzeczy masową fabryką śmieciowych dóbr dla ciała i umysłu, całkowicie uzależnioną od pewnych sztucznie stworzonych narzędzi. Jeżeli ich zabraknie, nagle cywilizacja zgaśnie.
Przeżyją inne. Na przykład cywilizacja amazońska głęboko w tropikalnej puszczy. Cywilizacja papuaska na Borneo. Cywilizacja pigmejska w dżungli Kongo. I kilka innych, skromnych, nie wywyższających się, nie krzyczących i nie walczących.
Tam ludzie zajmują się życiem.
A nie ogłaszaniem, że są lepsi.
A ponieważ zajmują się życiem, nigdy w życiu nie przyszłoby im do głowy, żeby produkować coś masowo na sprzedaż. Mają tylko tyle, ile jest potrzebne, ale jest to najwyższej, stuprocentowej jakości.
Każda strzała do łuku jest najlepsza. Nie ma mowy o tym, żeby wojownik zrobił dwie dobre strzały dla siebie i pięć byle jakich, żeby je tanio sprzedać. Nie istnieje pojęcie bylejakości. Nie ma śmieciowego jedzenia ani innego towaru. Nie ma walki o wyższe obroty. Nie ma pieniędzy. Nie ma reklam.
Jest po prostu to, co jest potrzebne, w takiej ilości jaka jest konieczna, i zawsze w najlepszej jakości, bo wiadomo, że tylko wtedy taki przedmiot będzie skuteczny.
A kiedy żyjesz w świecie, gdzie wszystko jest po prostu najzwyczajniej prawdziwe, uczciwe i pełnowartościowe, to karmisz swoje ciało, swoją duszę i swój umysł tym, co daje im siłę i moc.
To znaczy, że twoje ciało, umysł i dusza są sprawne, zwinne i mocne. Dzięki temu jesteś w stanie dużo zrozumieć, dużo zrobić, zapamiętać i dostrzec. Także to, co istnieje dookoła, ale wydaje się niewidzialne.
Rozdział 13
Zobacz ile rzeczy jest dookoła, których nikt nie potrafi wyjaśnić. Ludzie zajmują się fotografowaniem powierzchni Marsa, wysyłają na orbity kosmiczne pojazdy, produkują nanocząsteczki, czyli cząsteczki o sztucznie zmniejszonej wielkości, ale nie potrafią wyjaśnić jak działa powietrze.
Niby jest, ale tak jakby go nie ma.
Bo czym jest? Niewidzialną substancją, przez którą bez problemu przesuwasz dłoń. Twoje płuca co chwilę nabierają tego powietrza i wychwytują z nich tlen. No ale jak to działa? Jak?… Nikt nie potrafi tego wytłumaczyć ani tym bardziej odtworzyć.
To jest coś, co zostało stworzone przez Naturę w tajemniczy, niemożliwy dla nas do pojęcia sposób.
Albo na przykład rośnięcie.
Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym jak to jest genialnie zaprojektowane? Bo zobacz. Człowiek przychodzi na świat bardzo malutki. Wszystko ma bardzo małe – serce, oczy, skórę. A potem to wszystko razem z nim rośnie, staje się coraz większe i idealnie do niego pasuje. Nigdy przecież nie jest tak, że komuś wyrasta za dużo albo za mało skóry w jakimś miejscu, prawda?
Gdyby człowiek miał to sam zaplanować, to ciągle gdzieś byłoby za dużo albo za mało. Miałbyś za ciasną skórę na kolanie, a za luźną na czaszce. Ale jest tak, że nie musimy się w ogóle o to martwić. To się jakoś samo dzieje magicznym sposobem.
A próbowałeś kiedyś zasiać coś w ziemi? Choćby trochę trawy w pojemniku na balkonie? To jest coś niesamowitego.
Masz małe szare wiórki, zupełnie niepozorne, wyglądające jak odpadki pozostałe po ścieraniu jakiejś szorstkiej powierzchni. Kładziesz je na ziemi. Polewasz wodą. Wystawiasz na słońce. A dwa dni później patrzysz – z szarej ziemi zaczynają wystawać nieprawdopodobne, świeże, zielone, żywe kiełki. Żywe!!! Poruszają się i obracają w stronę słońca! Codziennie są coraz wyższe! Mają niesamowity, cudowny zielony kolor!!!
Te małe ździebełka młodej trawy to najprawdziwsza forma życia, która powstała na twoich oczach i codziennie zmienia się, rośnie nie tylko wzwyż, ale też na szerokość – dokładnie tak samo, jak rozwija się ludzkie ciało, tyle że szybciej.
Czy myślałeś kiedykolwiek o tym dlaczego tak jest?
Skąd skóra na ludzkim kolanie wie, że ma rosnąć? Albo skąd wie o tym kość pod tą skórą? Skąd małe jak wiórek nasiono trawy wie o tym w jaki sposób otworzyć się i zacząć wypuszczać malutki pęd? No skąd?
Pewnego dnia biegłam przez pole.
Był chyba sierpień, letni świt. Srebrzyste krople rosy na wysokich trawach. Zapach wilgotnej ziemi, szczęśliwe głosy ptaków.
Było bardzo wcześnie. Niebo zasnute śpiącymi chmurami. Mała ścieżka między kępami ziół.