Dlaczego zabija. Блейк Пирс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dlaczego zabija - Блейк Пирс страница 12
- Zamkniesz się wreszcie? - wrzasnął O’Malley.
Dylan przygryzł dolną wargę.
- To nie jest zwykłe morderstwo – powiedziała Avery. - Tyle sam nam pan powiedział, komisarzu, a my też to zauważyliśmy – zwróciła się do Dylana. – Ofiara wyglądała, jakby żyła. Najwyraźniej zauroczyła naszego mordercę. Na ciele nie było żadnych siniaków, żadnego gwałtu, można wykluczyć gangi czy przemoc domową. Technicy potwierdzili, że nafaszerowano ją jakimś silnym, ale naturalnym środkiem znieczulającym, który morderca mógł sam spreparować. Może wyciąg z jakiś kwiatów wywołujący natychmiastowy paraliż, a następnie powolną śmierć. Przy założeniu, że hoduje te rośliny gdzieś pod ziemią potrzebuje oświetlenia, systemu nawadniania, użyźniania. Wykonałam parę telefonów, aby dowiedzieć się, skąd się przywozi nasiona, gdzie się je sprzedaje oraz jak dostać taki sprzęt w swoje ręce. Chciał mieć ofiarę, gdy jeszcze żyła, chociaż na chwilę. Nie byłam pewna dlaczego aż do momentu, gdy nie złapaliśmy go na nagraniu z kamery.
- Co? - wyszeptał O’Malley.
- Mamy go – powiedział Ramirez. – Nie ma się wprawdzie jeszcze z czego cieszyć. Zdjęcia są rozmazane i trudno na nich coś zobaczyć, ale całe porwanie można obejrzeć na dwóch, niezależnych kamerach. W niedzielę rano Jenkins wyszła z imprezy parę minut po wpół do drugiej i udała się do domu swojego chłopaka. Mieszka pięć przecznic od siedziby Kappa Kappa Gamma. Avery przeszła tę samą trasę, którą, w założeniu, pokonała Jenkins. Kto wie, co ją do tego skłoniło, ale intuicja nakazała jej sprawdzić kamery systemu ochrony w pobliskim sklepie z papierosami.
- Do tego potrzebny jest nakaz – wtrącił się Dylan.
- Tylko, jeśli ktoś o niego poprosi – odparła Avery. – Czasami przyjazny uśmiech rozmowa czynią cuda. W ciągu ostatniego roku ten sklep był niszczony przez wandali dziesięć razy – ciągnęła. - Ostatnio zamontowano więc kamerę na zewnątrz. Sklep stoi naprzeciw alejki, mniej więcej w połowie przecznicy poniżej, ale widać wyraźnie, że dziewczyna, a sądzę, że to była Cindy Jenkins, została napadnięta pod drzewami.
- Wtedy do mnie zadzwoniła – kontynuował Ramirez. – Uznałem, że oszalała. Poważnie. Obejrzałem nagranie i wszystko stało się jasne. Black, natomiast, kazała zadzwonić po techników i ściągnąć na miejsce cały zespół. Można sobie wyobrazić, jak byłem wkurzony. Ale – ciągnął ze wzrokiem pełnym przejęcia – ona miała rację. Jest jeszcze jedna kamera przy rampie załadowczej, z tyłu alejki, Poprosiliśmy agencję, aby pozwolono nam zobaczyć, co się nagrało. Zgodzili się i „bum” – powiedział i szeroko rozpostarł ramiona. – z alejki wychodzi facet niosąc naszą ofiarę. W tej samej sukience. W tych samych butach. Jest drobny, niższy od Cindy, tańczy. Trzymał ją i tańczył. Była wyraźnie naćpana. Powłóczyła stopami i tak dalej. W pewnym momencie on nawet spojrzał do kamery. Ten chory pojeb robił sobie z nas jaja. Wsadził ją na przednie siedzenie minivana i odjechał jakby nigdy nic. To był chyba Chrysler, granatowy.
- Tablice rejestracyjne? – spytał Dylan.
- Fałszywe. Już to sprawdziłem. Musiał mieć nakładkę. Zbieram wykaz Chryslerów w takim kolorze sprzedanych w okresie ostatnich pięciu lat w obrębie pięciu hrabstw. Trochę to potrwa, ale może będzie możliwość zawężenia listy uzupełniając ją o więcej informacji. Acha, gość miał przebranie. Trudno było zobaczyć twarz przez wąsy, prawdopodobnie perukę i okulary. Możemy tylko określić wzrost, jakieś metr sześćdziesiąt siedem lub metr siedemdziesiąt. I może kolor skóry – biały.
- A gdzie są taśmy? – spytał O’Malley.
- Na dole u Sary - odparła Avery. – Powiedziała, że to trochę potrwa, ale spróbuje sporządzić portret zabójcy na podstawie tego, co zobaczy do jutra. Portret pamięciowy będzie można porównać z naszymi podejrzanymi i przejrzeć bazę danych, żeby zobaczyć, co znajdziemy.
- Gdzie są Jones i Thompson? - spytał Dylan.
- Mamy nadzieję, że jeszcze w pracy – powiedziała Avery. - Thompson nadzoruje park. Jones stara się namierzyć minivana z alejki.
- Do czasu naszego wyjazdu – dodał Ramirez - Jones znalazł przynajmniej sześć różnych kamer w odległości dziesięciu przecznic, które mogą być dla nas pomocne.
- Nawet jeśli zgubimy samochód – powiedziała Avery – możemy przynajmniej zawęzić kierunek. Wiemy, że skręcił z alejki na północ. W połączeniu z tym, co Thompson znajdzie w parku, możemy wydzielić trójkąt terenu i przechodzić od domu do domu, jeśli zaistnieje taka konieczność.
- A jakieś ślady? – spytał O’Malley.
- W alejce niczego nie było – powiedziała Avery.
- I to tyle?
- Mamy też kilku podejrzanych. Noc przed porwaniem Cindy spędziła na imprezie. Był tam chłopak - George Fine. Najwyraźniej od lat łaził za Cindy; uczęszczał na te same zajęcia, niby przypadkowo wpadał na nią na imprezach. Po raz pierwszy pocałował Cindy, tańczył z nią przez całą noc.
- Rozmawiała z nim pani?
- Jeszcze nie – powiedziała patrząc wprost na Dylana. – Chciałam uzyskać pańską akceptację zanim Uniwersytet Harvarda zatrzęsie się w posadach.
- Dobrze, że zostało w pani choć trochę chęci trzymania się protokołu – ironizował Dylan.
- Poza tym jest jeszcze jej chłopak – zwróciła się do O’Malloy’a. - Winston Graves. Cindy miała tej nocy udać się do niego. Ale już tam nie dotarła.
- Zatem mamy dwóch potencjalnych podejrzanych i auto do namierzenia. Jestem pod wrażeniem. No jestem pod wrażeniem. A co z motywem? Czy zastanowiła się pani nad tym choć chwilę?
Avery odwróciła wzrok.
Film, który zobaczyła, jak również ułożenie i przygotowanie zwłok ofiary wskazywały na osobę, która kochała swoją pracę. Osobę, która robiła to już wcześniej i zrobi to kolejny raz. Która chciała pokazać swoją siłę, ponieważ niezbyt przejmowała się policją. Teatralny ukłon w do kamery mówił aż za wiele. To wymagało odwagi lub świadczyło o głupocie; natomiast jeśli chodzi o porzucenie zwłok lub porwanie, nic nie wskazywało na błędną ocenę sytuacji.
- Bawi się z nami – powiedziała. – To, co robi, sprawia mu przyjemność i chce to powtórzyć. Twierdzę, że ma jakiś plan. To nie jest koniec.
Dylan parsknął i potrząsnął głową.
- Niedorzeczne - wysyczał.
- No dobrze – powiedział O’Malley. - Avery, jasne jest, że jutro będziesz rozmawiała z podejrzanymi. Dylan, skontaktuj się z Harvardem i przetrzyj jej drogę. Dziś wieczorem skontaktuję się z szefem i powiem, co mamy. Postaram się też zdobyć jakieś czyste blankiety nakazów, przydadzą się do kamer. Niech Thompson i Jones będą w pogotowiu. Dan, wiem, że pracujesz od rana. Jeszcze jedna rzecz i jesteś wolny. Zdobądź adresy tych dwóch chłopaków z Harvardu, chyba, że już je masz. Wstąp do nich w drodze do domu. Sprawdź co z nimi. Nie chcę, aby ktoś nam czmychnął.