Dlaczego zabija. Блейк Пирс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dlaczego zabija - Блейк Пирс страница 7

Dlaczego zabija - Блейк Пирс

Скачать книгу

powinniśmy już coś wiedzieć.

      - Jacyś świadkowie?

      - Jak dotąd - brak. Rowerzyści są czyści. Rozejrzę się.

      Avery zlustrowała najbliższą okolicę. Żółta taśma okalała sporą część parku. Ani w pobliżu rzeki, ani na ścieżce rowerowej czy trawie nie było niczego nietypowego. Spróbowała stworzyć w głowie obraz wydarzeń. Przejechał główną ulicę samochodem, zaparkował w pobliżu wody, aby łatwiej dotrzeć do ławki. W jaki sposób przeniósł ciało do ławki nie wzbudzając podejrzeń?

      Zastanowiła się. Ludzie mogli go obserwować. Musiał się do tego przygotować? Może tak to upozorował, aby wyglądało, że ona żyje? Avery odwróciła się znów w kierunku zwłok. Z pewnością istniała taka możliwość. Dziewczyna, nawet po śmierci, była piękna, niemal eteryczna. Wyraźnie poświęcił mnóstwo czasu i skrupulatnie planował, aby doprowadzić jej wygląd do perfekcji. Uświadomiła sobie, że nie zabił jej gang, ani wzgardzony kochanek. Tutaj było inaczej. Avery widziała wcześniej takie przypadki.

      Nagle przyszło jej do głowy czy O’Malley nie miał racji. Może ona nie była jeszcze gotowa.

      - Mogę pożyczyć twój wóz? - spytała.

      Ramirez podniósł jedną brew.

      - A miejsce zbrodni?

      Odpowiedziała pewnym siebie wzruszeniem ramion.

      - Jesteś już duży. Radź sobie.

      - A ty gdzie się wybierasz?

      - Na Harvard.

      ROZDZIAŁ CZWARTY

      Siedział w biurowym boksie – dominujący, zwycięski i najsilniejszy ze wszystkich istot ziemskich. Przed nim stał otwarty ekran komputera. Z głębokim wdechem zamknął oczy i wspominał.

      Przywołał obraz przepastnej piwnicy swojego domu, przypominającej bardziej szkółkę roślin ogrodowych. W pomieszczeniu głównym ustawił w szeregu kilka odmian maków: czerwone, żółte i białe. Inne psychodeliczne okazy, przypominające istoty z zaświatów, systematycznie gromadzone od niepamiętnych lat, królowały w długich skrzynkach. Wśród nich przypominające pozaziemskie istoty chwasty i intrygujące kwiatostany. Przez swój niepozorny wygląd wiele z nich nie zwróciłoby niczyjej uwagi w swoim naturalnym otoczeniu, gdyby nie ich działanie. Dzięki sterowanemu systemowi podlewania, miernikowi temperatury oraz światłu LED bujnie się rozrastały.

      Długi łącznik z drewnianych bali prowadził do innych pomieszczeń. Na ścianach wisiały zdjęcia. Większość z nich przedstawiało zwierzęta w różnym stadium śmierci, a następnie „odrodzenia” po ich wypchaniu i ustawieniu; bury kot na tylnych łapach podczas zabawy włóczką, leżący na plecach biały pies w czarne cętki, oczekujący, aż ktoś podrapie go po brzuchu.

      A następnie drzwi. Wyobraził sobie, że drzwi po lewej są otwarte. Tam, ujrzał to ponownie, jej nagie ciało rozciągnięte na srebrnym stole. Silne, fluorescencyjne światło rozjaśniało przestrzeń. W szklanej szafce znajdowały się liczne słoiki z kolorowymi cieczami.

      Poczuł dotyk jej skóry, gdy przesunął palcami po zewnętrznej części uda. W myślach wykonał raz jeszcze każdą, delikatną czynność: usunięcie z jej organizmu płynów, balsamowanie, oczyszczanie i wypychanie. W trakcie ponownych narodzin robił zdjęcia, które później zawisną na ścianach przeznaczonych na ludzkie trofea. Niektóre fotografie już tam były.

      Przepłynęła przez niego potężna, surrealistyczna energia.

      Unikał istot ludzkich przez całe lata. Wzbudzały w nim strach, były bardziej bezwzględne i niepowstrzymane od zwierząt. A zwierzęta kochał. Stwierdził, że człowiek jest lepszą ofiarą dla Wszechducha. Po śmierci dziewczyny ujrzał otwierające się niebo oraz mglisty cień Wielkiego Stwórcy, który obdarzył go spojrzeniem i rzekł: Więcej.

      Z zamyślenia wyrwało go ostre warknięcie.

      - Znów gdzieś odpływasz? - gdzieś nad głową usłyszał pomruk niezadowolenia, a na twarzy mówiącego malował się gniew. Z oblicza i postury przypominał byłego zawodnika futbolu amerykańskiego. Jego jaskrawy niebieski strój mógł jedynie potęgować takie skojarzenie.

      Pokornie spuścił głowę. Lekko zgarbił ramiona i znów stał się niepozornym, drobnym urzędniczyną.

      - Przepraszam pana, panie Peet.

      - Mam dosyć tych twoich przeprosin. Dawaj mi liczby.

      W duchu zabójca uśmiechnął się niczym zadowolony z siebie gigant. W pracy gra podniecała go podobnie jak w życiu prywatnym. Nikt nie wiedział, jak szczególną był osobą, oddaną i nieodzowną dla zachowania delikatnej równowagi we wszechświecie. W królestwie Nadświata żaden z nich nie zdobyłby honorowego miejsca. Te ich codzienne, prozaiczne, przyziemne zajęcia: ubieranie, spotkania, przemieszczanie kasy z jednego miejsca na drugie – były bez znaczenia. Miały znaczenie tylko dla niego, ponieważ łączyły go ze światem zewnętrznym i pozwalały mu na wykonywanie pracy, do której powołał go sam Pan.

      Szef pomarudził i oddalił się w swoim kierunku.

      Z zamkniętymi oczami zabójca wyobraził sobie swojego Nadpana: mglistą, ciemną postać, która szeptała do niego nocą i kierowała jego myślami.

      Na usta cisnęła mu się pieśń- hołd i cicho zaśpiewał: „Panie, Panie, nasze dzieło jest czyste. Powiedz tylko, a dam ci: Więcej”.

      Więcej.

      ROZDZIAŁ PIĄTY

      Avery miała jej imię i nazwisko: Cindy Jenkins. Wiedziała coś o stowarzyszeniu studentek Kappa Kappa Gamma. No i dobrze znała Uniwersytet Harvarda. Renomowaną uczelnię, która odrzuciła jej podanie o przyjęcie, niemniej jednak w trakcie studiów na własnej uczelni udało jej się ponurzać w studenckim życiu Harvardu, jako że chodziła z dwoma studentami, którzy właśnie tam pobierali nauki.

      W przeciwieństwie do innych uniwersytetów, stowarzyszenia studentek i studentów Harvardu nie zostały oficjalnie uznane. Ani na terenie kampusu, ani poza nim nie było żadnych placówek studenckich stowarzyszeń oznaczonych greckimi literami. Niemniej regularnie organizowano imprezy w domach lub apartamentach noszących nazwę organizacji lub specjalistycznych „klubów” poza uczelnią. Avery stała się naocznym świadkiem paradoksu życia uniwersytetu w trakcie swoich studiów. Wszyscy udawali skupienie wyłącznie na ocenach do momentu, gdy zaszło słońce i gdy przeistaczali się w nieokiełznanych imprezowiczów.

      Stojąc na czerwonym świetle, Avery szybko przejrzała Internet i dowiedziała się, że Kappa Kappa Gamma wynajmowało dwa obiekty w tej samej przecznicy Cambridge: Church Street. Jeden przeznaczono na imprezy, a drugi na spotkania i życie towarzyskie.

      Przejechała most Longfellow, politechnikę MIT i skręciła w prawo w Massachusetts Avenue. Harvard Yard pojawił się jej po prawej stronie, pełen majestatycznych budynków z czerwonej cegły wśród drzew i brukowanych ścieżek.

      Na

Скачать книгу