Pożądana. Блейк Пирс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pożądana - Блейк Пирс страница 15
Na wierzchu sukienki leżała przezroczysta plastikowa torebka z biżuterią.
— Czy mogę spojrzeć? — Riley spytała Fowler.
— Śmiało.
Riley wyjęła torebkę i spojrzała na jej zawartość. W większości była to dość gustowna biżuteria — naszyjnik z koralikami i bransoletki oraz proste kolczyki. Ale jeden przedmiot wyróżniał się spośród pozostałych. Był to zgrabny złoty pierścionek z brylantem. Podniosła go i pokazała Billowi.
— Prawdziwy? — zapytał Bill.
— Tak — potwierdziła Fowler. — Prawdziwe złoto i prawdziwy diament.
— Zabójca nie zadał sobie trudu, aby go ukraść — skomentował Bill. — Więc nie chodziło mu o pieniądze.
Riley zwróciła się do Morleya.
— Chciałbym zobaczyć, gdzie znaleziono ciało — oznajmiła. — Jak najszybciej, póki jest jeszcze widno.
Morley wyglądał na nieco zdziwionego.
— Możemy się tam dostać helikopterem — odparł. — Ale nie wiem, co spodziewasz się tam znaleźć. Policjanci i agenci przeczesali już ten teren.
— Zaufaj jej — powiedział z pełną świadomością Bill. — Ona na pewno coś odkryje.
Rozdział 8
Rozległa powierzchnia jeziora Nimbo była nieruchoma i spokojna, gdy helikopter zbliżał się do niej.
Ale pozory mylą, przypomniała sobie Riley. Wiedziała dobrze, że spokojne tafle mogą strzec mrocznych tajemnic.
Helikopter obniżył lot, a następnie zakołysał się, szukając miejsca do lądowania. Riley poczuła się trochę nieswojo przez ten chwiejny ruch. Nie przepadała za helikopterami. Spojrzała na Billa, który siedział obok niej. Jej zdaniem, wyglądał na równie niespokojnego.
Natomiast twarz Agenta Holbrooka wydawała się jej zupełnie bez wyrazu. Praktycznie się nie odezwał podczas półgodzinnego lotu z Phoenix. Riley nie wiedziała jeszcze, co o tym myśleć. Przywykła do tego, że czytanie ludzi przychodziło jej z łatwością — czasem nawet ze zbyt dużą łatwością, co powodowało u niej pewien dyskomfort. Jednak Holbrook wciąż wydawał jej się zagadką.
Helikopter w końcu wylądował i troje agentów FBI zeszło na ziemię, schylając głowy pod wciąż wirującymi w powietrzu łopatami śmigła. Droga, na której wylądował helikopter, była niczym więcej jak równoległymi śladami opon wśród pustynnych zarośli.
Riley zauważyła, że droga nie wyglądała na intensywnie użytkowaną. Mimo to wydawało się, że w ciągu ostatniego tygodnia przejechało nią wystarczająco dużo pojazdów, aby ukryć ślady pozostawione przez pojazd zabójcy.
Riley i Bill podążyli za Holbrookiem. Głośny silnik helikoptera zgasł, co ułatwiło im rozmowę.
— Powiedz nam, co wiesz o tym jeziorze — Riley poprosiła Holbrooka.
— Należy do jednego z systemów zbiorników wodnych utworzonych przez tamy na rzece Acacia — oznajmił Holbrook. — To najmniejsze z tych jezior. Jest zarybione. To popularne miejsce rekreacji, ale miejsca ogólnodostępne znajdują się tylko po drugiej stronie jeziora. Ciało odkryła para nastolatków naćpanych trawką. Pokażę ci to miejsce.
Holbrook sprowadził ich z drogi na skalny grzbiet z widokiem na jezioro.
— Dzieciaki były dokładnie tu, gdzie teraz stoimy — powiedział. Wskazał na brzeg jeziora. — Spojrzeli tam i coś zobaczyli. Powiedzieli, że wyglądało po prostu jak ciemny kształt w wodzie.
— O jakiej porze dnia to było? — spytała Riley.
— Nieco wcześniej niż teraz — wyjaśnił Holbrook. — W ramach wagarów przyszli tu zapalić trawkę.
Riley wyobraziła sobie całą scenę. Słońce było już nisko, a szczyty czerwonych skał po drugiej stronie jeziora płonęły odbitym światłem. Na wodzie unosiło się kilka łodzi. Odległość od krawędzi do tafli jeziora nie była zbyt duża — co najwyżej dziesięć stóp.
Holbrook wskazał miejsce w pobliżu, gdzie zbocze zdawało się o wiele mniej strome.
— Dzieciaki zeszły na dół, żeby się temu przyjrzeć — kontynuował. — Wtedy zorientowały się, co to naprawdę było.
Biedne dzieci, pomyślała Riley. Minęły jakieś dwie dekady odkąd spróbowała marihuany w college’u. Mimo to potrafiła sobie wyobrazić wzmożoną zgrozę towarzyszącą dokonaniu takiego odkrycia pod wpływem narkotyków.
— Chcesz zejść na dół, żeby się lepiej przyjrzeć? — zapytał Bill.
— Nie, stąd mam dobry widok — odparła Riley.
Intuicja mówiła jej, że stoi tam, gdzie powinna. W końcu zabójca z pewnością nie wlókł ciała po tym samym zboczu, po którym zeszły dzieci.
Nie, pomyślała. Stał tutaj.
Wydawało się nawet, jak gdyby rzadka roślinność była trochę przydeptana w miejscu, w którym stała.
Wzięła kilka oddechów, próbując wczuć się w jego punkt widzenia. Na pewno przyszedł tu w nocy, ale czy to była bezchmurna, czy pochmurna noc? Cóż, w Arizonie o tej porze roku istniała spora szansa, że noc była widna. Przypomniała sobie, że około tygodnia wcześniej księżyc świecił jasno. W świetle gwiazd i księżyca mógł widzieć całkiem dobrze — być może nawet nie potrzebował latarki.
Wyobraziła sobie, jak kładzie tutaj ciało. Co zrobił potem? Oczywiście zrzucił ciało z półki. Spadło prosto do płytkiej wody.
Coś w tym scenariuszu nie pasowało Riley. Znowu zastanawiała się, tak samo, jak w samolocie, jak mógł być tak nieostrożny.
To prawda, że stąd, z tej półki, prawdopodobnie nie widział, że ciało nie znalazło się głęboko pod wodą. Dzieci opisały worek jako „ciemny kształt w wodzie”. Z tej wysokości zanurzony worek była prawdopodobnie niewidoczny nawet w jasną noc. Założył, że ciało zatonęło, jak to zwykle świeże zwłoki w słodkiej wodzie, szczególnie gdy dociąży się je kamieniami.
Ale dlaczego podejrzewał, że woda jest tutaj głęboka?
Spojrzała w dół w czystą toń jeziora. W świetle późnego popołudnia nie było trudno dojrzeć podwodną półkę, na której osiadło ciało. Był to niewielki płaski obszar, nie większy niż wierzchołek głazu. Wokół woda była czarna i głęboka.
Rozejrzała