Morderstwo na dworze. Фиона Грейс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Morderstwo na dworze - Фиона Грейс страница 8
-Jasne!
Mężczyzna odciął po małym kawałku z każdego smaku i podał je Lacey. Kiedy tylko włożyła pierwszy do ust, jej kubki smakowe eksplodowały.
-Niesamowite – powiedziała z pełnymi ustami.
Skosztowała następnej. Jakimś cudem, była jeszcze lepsza. Każda kolejna próbka wydawała się być jeszcze smaczniejsza niż poprzednia.
Przełknąwszy ostatni kawałek, ledwo dała sobie czas na wzięcie oddechu, zanim krzyknęła:
-Muszę wysłać je mojemu siostrzeńcowi. Wytrzymają drogę do Nowego Jorku?
Mężczyzna uśmiechnął się i wyciągnął płaskie, kartonowe pudełko wyłożone papierem.
-W naszym specjalnym pudełku wytrzymają – powiedział ze śmiechem. – Tyle osób o to pytało, że w końcu je zaprojektowaliśmy. Są na tyle wąskie, że zmieszczą się w skrzynce na listy, i są lekkie, więc wysyłka nie kosztuje dużo. Można też kupić u nas znaczki.
-To ma sens – powiedziała Lacey. – Pomyślał pan o wszystkim.
Mężczyzna włożył do pudełka po jednej kostce z każdego smaku, zabezpieczył je taśmą i nakleił właściwy znaczek. Lacey podziękowała mu i zapłaciła, wzięła swoją paczkę i napisała na niej imię i adres Frankiego. Wrzuciła ją do tradycyjnej, czerwonej skrzynki na listy po drugiej stronie ulicy.
Kiedy paczka zniknęła w skrzynce na listy, Lacey przypomniała sobie, w jakim celu tu przyszła – musi kupić nowe ubrania. Już miała wyruszyć na poszukiwania butiku, kiedy jej uwagę przykuła wystawa sklepu znajdującego się za skrzynką. Przedstawiała plażę w Wilfordshire, z molem sięgającym w głąb oceanu, a wszystko wykonane było z pastelowych makaroników.
Lacey w momencie pożałowała zjedzonego wcześniej rogalika i wszystkich skosztowanych krówek, bo na ten widok zaczęła cieknąć jej ślinka. Zrobiła zdjęcie i wysłała je do „Dziewczynek Doyle”.
-Czy mogę w czymś pomóc? – zabrzmiał męski głos.
Lacey wyprostowała się. W progu sklepu stał jego właściciel, bardzo przystojny mężczyzna po czterdziestce, o grubych, ciemnych włosach i mocno zarysowanej szczęce. Jego żywe, zielone oczy podkreślone były zmarszczkami śmiechowymi, a Lacey pomyślała, że musi wiedzieć, jak cieszyć się życiem. Jego opalenizna sugerowała, że często podróżuje w cieplejsze strony.
-Tylko oglądam wystawy – wydusiła Lacey, czując się, jakby ktoś ściskał jej struny głosowe. – Twoja mi się podoba.
Mężczyzna się uśmiechnął.
-Sam ją przygotowałem. Może wejdziesz i spróbujesz naszych ciast?
-Z chęcią, ale już jadłam – odparła Lacey. Rogalik, kawa i krówki zdawały się mieszać w jej żołądku, powodując lekkie mdłości. Ale nagle uświadomiła sobie, co tak naprawdę się dzieje – to dawno zapomniane uczucie motyli w brzuchu na widok kogoś, kto jej się podobał. W momencie poczuła, że zaczyna się czerwienić.
Mężczyzna zaśmiał się.
-Po akcencie poznaje, że jesteś Amerykanką. Możesz więc nie wiedzieć, że mamy tu w Anglii jedenastki. Między śniadaniem a lunchem.
-Nie wierzę ci – odpowiedziała Lacey, a kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu. – Jedenastki?
Mężczyzna położył rękę na sercu.
-Obiecuję, to nie jest trik marketingowy! Tylko najlepsza pora na herbatę i ciasto, albo herbatę i kanapkę, albo herbatę i herbatniki – ruchem ręki zaprosił ją do środka, wskazując na szklaną witrynę pełną fantazyjnych słodkości – albo na wszystkie te rzeczy.
-Rozumiem, że herbata jest obowiązkowa? – zażartowała Lacey.
-Dokładnie – odpowiedział z figlarnym błyskiem w oku. – Możesz nawet ich skosztować, zanim kupisz.
Lacey skapitulowała. Nie mogła dalej opierać się tym wszystkim kuszącym pysznościom, i – przede wszystkim – charyzmie tego niesamowitego mężczyzny. Weszła do środka.
Bez mrugnięcia okiem przyglądała się, jak wyciąga zza witryny okrągłe ciastko, smaruje je masłem, dżemem i śmietaną i kroi na równe ćwiartki. Cały rytuał miał w sobie teatralność nasuwającą na myśl występ taneczny. Ułożył kawałki ciastka na porcelanowym talerzyku i na końcówkach palców podał go Lacey. Całkowicie nieuświadomiony pokaz zakończył promiennym Voilà!
Lacey czuła, jak czerwienią jej się policzki. Cały spektakl był ewidentnie uwodzicielski. A może było to myślenie życzeniowe?
Wyciągnęła rękę po jeden z kawałków. Mężczyzna zrobił to samo i stuknął swoim kawałkiem ciastka w jej.
-Na zdrowie – powiedział.
-Na zdrowie – wykrztusiła Lacey.
Wzięła pierwszy kęs. To było prawdziwe doznanie smakowe. Gęsta, słodka śmietana. Dżem truskawkowy tak świeży, że jego wyrazistość łaskotała jej kubki smakowe. I ciasto! Gęste i maślane, zawieszone pomiędzy słodkim i słonym smakiem, zabierające cię w stan zupełnej błogości.
Niesamowite smaki przywołały kolejne wspomnienie. Ona, ojciec, Naomi i mama siedzą wokół białego, metalowego stołu w jasnej kawiarni, jedząc ciastka ze śmietaną i dżemem. Po plecach przebiegł jej dreszcz przyjemnej nostalgii.
-Już tutaj byłam! – wykrzyknęła, zanim nawet przełknęła pierwszy kęs.
-Tak? – spytał rozbawiony mężczyzna.
Lacey energicznie pokiwała głową.
-Byłam w Wilfordshire jako dziecko. Jadłam wtedy takie same kruche ciasto.
Mężczyzna uniósł brwi z zainteresowaniem.
-Tak. Mój ojciec był właścicielem tej cukierni przede mną. Nadal robię te ciastka według jego przepisu.
Lacey spojrzała w stronę okna. Chociaż teraz były tam drewniane siedzenia z błękitnymi poduszkami i rustykalny stół, mogła dokładnie przypomnieć sobie, jak to miejsce wyglądało trzydzieści lat wcześniej. Poczuła, jakby cofnęła się w czasie. Prawie że czuła bryzę muskającą jej szyję, palce klejące się od dżemu, pot w zgięciach pod kolanami... Prawie że mogła usłyszeć śmiech, śmiech jej rodziców, i zobaczyć beztroskie uśmiechy na ich twarzach. Przecież byli tacy szczęśliwi, prawda? To musiało być szczere. Więc jakim cudem się rozpadło?
-Wszystko w porządku? – usłyszała głos mężczyzny.
Lacey wróciła do teraźniejszości.
-Tak. Wybacz. Coś mi się przypomniało. Smak tego ciastka zabrał mnie do przeszłości.
-Cóż,