Zwabiona. Блейк Пирс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zwabiona - Блейк Пирс страница 15

Zwabiona - Блейк Пирс

Скачать книгу

w oczach Billa. Ale wiedziała, że lepiej będzie postępować powoli. Jeszcze prawie nic nie wiedzieli. Poza tym ten człowiek był tak poruszony, że Riley nie miała zaufania do jego osądu. Musiałaby usłyszeć to samo od kogoś bardziej neutralnego.

      — Jak on ma na imię? — spytała Riley.

      — Dennis Vaughn — odpowiedział mężczyzna.

       — Porozmawiaj z nim — Riley poprosiła Billa.

      Bill pokiwał głową i notował dalej. Riley wrócił do altany, gdzie obok ciała wciąż stał komendant policji Aaron Pomeroy.

      Komisarzu Pomeroy, co może mi pan powiedzieć o Dennisie Vaughnie?

      Po wyrazie twarzy Riley wiedział, że nazwisko to było zbyt znajome.

      — Co chce pani o nim wiedzieć? — spytał.

      — Myśli pan, że może być prawdziwym podejrzanym?

      Pomeroy podrapał się po głowie.

      — Teraz, kiedy o tym pani wspominała, myślę, że to możliwe. Chyba warto przynajmniej z nim porozmawiać.

      — A dlaczego?

      — Cóż, mieliśmy z nim wiele problemów od lat. Publiczne obnażanie się, sprośne zachowanie, tego typu rzeczy. Kilka lat temu z powodu podglądactwa spędził trochę czasu w Centrum Psychiatrycznym w Delaware. W zeszłym roku miał obsesję na punkcie cheerleaderki ze szkoły średniej, pisał do niej listy i prześladował ją. Rodzina dziewczyny uzyskała sądowy zakaz dla niego zbliżania się do ich córki, ale i tak go zignorował. Dlatego spędził sześć miesięcy w więzieniu.

      — Kiedy został zwolniony? — spytała.

      — W lutym.

      Riley była coraz bardziej zainteresowana. Dennis Vaughn opuścił więzienie na krótko przed rozpoczęciem serii zabójstw. Czy był to jedynie zbieg okoliczności?

      Lokalne dziewczęta i kobiety znów zaczynają się na niego skarżyć — kontynuował Pomeroy. — Plotka głosi, że robił im zdjęcia. Nie możemy go aresztować, a przynajmniej jeszcze nie teraz.

      — Co jeszcze może mi pan o nim opowiedzieć? — spytała Riley.

      Pomeroy wzruszył ramionami.

      — Cóż, jest trochę dupkiem. Ma jakieś trzydzieści lat i nikt nie pamięta, żeby kiedykolwiek miał jakąś pracę. Pasożytuje na rodzinie, którą tu ma w mieście — na ciotkach, wujkach, dziadkach. Słyszałem, że ostatnio sprawiał wrażenie naprawdę ponurego. Ma za złe całemu miastu, że siedział w więzieniu. Ciągle mówi ludziom: „Pewnego dnia”.

      — Co „pewnego dnia”? — spytała Riley.

      — Tego nie wie nikt. Ludzie zaczęli nazywać go tykającą bombą. Nie wiadomo, co mógłby zrobić. Ale tak naprawdę, właściwie nigdy nie używał przemocy, z tego, co wiadomo.

      Umysł Riley pracował na najwyższych obrotach, próbując zrozumieć sens tego potencjalnego nowego tropu.

      Tymczasem Bill i Lucy skończyli rozmawiać z mężczyzną i szli teraz w kierunku Riley i Pomeroya.

      Twarz Billa miała teraz bardziej znajomy wyraz i zdradzała pewność siebie, co stanowiło nagłą zmianę, biorąc pod uwagę jego niedawną posępność.

      — Dennis Vaughn jest naszym zabójcą, to jasne — poinformował Riley. — Wszystko, co powiedział nam ten facet idealnie pasuje do profilu.

      Riley nie odpowiedziała. Zaczynało się to wydawać prawdopodobne, ale wiedziała, że nie należy wyciągać wniosków zbyt szybko.

      Poza tym pewność w głosie Billa denerwowała ją. Odkąd przybyła tu dziś rano, miała wrażenie, że Bill balansuje na krawędzi naprawdę nieobliczalnego zachowania. Było to zrozumiałe, biorąc pod uwagę jego osobiste odczucia związane ze sprawą, a zwłaszcza poczucie winy z powodu nierozwiązania jej wcześniej. Ale mogło to również stanowić poważny problem. Potrzebowała, żeby był taki jak zwykle — twardy jak skała.

      Odwróciła się do Pomeroya.

      — Czy może nam pan powiedzieć, gdzie go znaleźć?

      — Jasne — odrzekł Pomeroy, wskazując palcem. — Idźcie prosto główną ulicą, aż dojdziecie do Brattleboro. Następnie skręćcie w lewo, jego dom będzie trzeci po prawej stronie.

      Riley powiedziała do Lucy:

      — Zostań i zaczekaj na zespół patologów. Mogą od razu zabrać ciało. Mamy wiele zdjęć.

      Lucy pokiwała głową.

      Bill i Riley zbliżyli się do taśmy policyjnej, gdzie reporterzy podeszli do nich z kamerami i mikrofonami.

      — Czy FBI wyda oświadczenie? — zapytał jeden z nich.

      — Jeszcze nie — odrzekła Riley.

      Ona i Bill przeszli pod taśmą i przepchnęli się między reporterami i gapiami.

      Inny reporter krzyknął:

      — Czy te śmierci mają coś wspólnego z morderstwami Metty Lunoe i Valerie Bruner?

      — Albo ze zniknięciem Meary Keagan? — dociekał inny.

      Riley najeżyła się. Nie minie wiele czasu, zanim wiadomość, że w Delaware grasował seryjny zabójca, rozejdzie się po okolicy.

      — Bez komentarza — rzuciła dziennikarzom. Potem dodała: — Jeśli będzie nas pan śledzić, aresztuję pana za przeszkadzanie nam w pracy. To się nazywa utrudnianie śledztwa.

      Reporterzy wycofali się. Riley i Bill wyplątali się z tłumu i szli dalej. Riley wiedziała, że nie będą mieli dużo czasu na tę sprawę, zanim pojawią się inni, bardziej agresywni reporterzy. Prawdopodobnie będą mieli do czynienia z dużym zainteresowaniem mediów.

      Dom Dennisa Vaughna był oddalony o zaledwie kilka minut spacerem. Minąwszy zaledwie trzy przecznice, dotarli do Brattleboro i skręcili w lewo.

      Dom Vaughna był zrujnowanym małym domkiem z mocno wgniecionym blaszanym dachem, łuszczącą się białą farbą i uginającą się werandą. Trawa i chwasty sięgały kolan, a na podjeździe stał stary, rozpadający się samochód Plymouth Valiant. Pojazd był z pewnością wystarczająco duży, by przewozić wychudzone zwłoki.

      Bill i Riley weszli na ganek i zapukali do drzwi z moskitierą.

      — Czego? — zawołał głos z wnętrza.

      — Czy rozmawiamy z Dennisem Vaughnem? — zapytał Bill.

      — Tak, może. O co chodzi?

      Riley powiedziała:

      — Jesteśmy z FBI. Chcemy z panem porozmawiać.

Скачать книгу