Zwabiona. Блейк Пирс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zwabiona - Блейк Пирс страница 6
— Zakończyła swoją zmianę o jedenastej poprzedniej nocy — powiedział Meredith. — Samochód znaleziono wcześnie rano.
Agent dowodzący Carl Walder pochylił się na krześle. Był szefem Brenta Mereditha — miał dziecinną piegowatą twarz i kręcone, miedzianorude włosy. Riley go nie lubiła. Nie uważała, żeby był szczególnie kompetentny. Poza tym kiedyś ją wyrzucił.
— Dlaczego uważamy, że to zniknięcie jest powiązane z wcześniejszymi morderstwami? — zapytał Walder. — Meara Keagan jest starsza od innych ofiar.
Teraz włączyła się Lucy Vargas. Była bystrą młodą nowicjuszką o ciemnych włosach, ciemnych oczach i śniadej karnacji.
— To widać na mapie. Keagan zniknęła w tym samym ogólnym obszarze, w którym znaleziono dwa inne ciała. Może to być zbieg okoliczności, ale wydaje się to mało prawdopodobne. Nie w ciągu pięciu miesięcy — to bardzo mała odległość w czasie.
Mimo rosnącego dyskomfortu Riley była zadowolona, widząc, jak Walder lekko się skrzywił. Nie mając tego w zamyśle, Lucy pokazała mu, gdzie jego miejsce. Riley miała nadzieję, że Walder nie znajdzie sposobu, aby później odegrać się na Lucy. Mógł być aż tak małostkowy.
— Zgadza się, Agentko Vargas — powiedział Meredith. — Domyślamy się, że młodsze dziewczyny zostały uprowadzone, gdy próbowały złapać stopa. Bardzo prawdopodobne, że właśnie wzdłuż tej autostrady, która biegnie przez ten obszar.
Wskazał konkretną linię na mapie.
— Czy autostop nie jest aby zakazany w Delaware? — zapytała Lucy i dodała: — Oczywiście, to może być trudne do wyegzekwowania.
— Masz rację — potwierdził Meredith. — Nie jest to jednak autostrada międzystanowa, ani nawet główna autostrada stanowa, więc autostopowicze prawdopodobnie nią podróżują. Najwyraźniej zabójca też. Jedno ciało znaleziono przy tej drodze, a pozostałe dwa w odległości mniejszej niż dziesięć mil od niej. Keagan została uprowadzona około sześćdziesięciu mil na północ tą samą trasą. W jej przypadku użył innego podstępu. Jeśli będzie działać tak, jak dotychczas, będzie ją przetrzymywać i głodzić, a potem skręci jej kark i porzuci jej ciało tak samo, jak poprzednio.
— Nie pozwolimy, aby tak się stało — odrzekł zdecydowanym głosem Bill.
Meredith powiedział:
— Agenci Paige i Jeffreys, chcę, żebyście się zabrali do pracy nad tym.
Popchnął teczkę wypełnioną zdjęciami i raportami przez stół w kierunku Riley.
— Agentko Paige, oto wszystkie informacje, których potrzebujesz, by wdrożyć się w tę sprawę.
Riley sięgnęła po teczkę, ale jej dłoń gwałtownie drgnęła w nagłym przypływie okropnego lęku.
Co się ze mną dzieje?
Jej głowa wirowała, a nieostre obrazy zaczęły nabierać kształtu w jej mózgu. Czy było to PTSD wywołane sprawą Petersona? Nie, to było coś innego. To było coś zupełnie innego.
Riley wstała z krzesła i uciekła z sali konferencyjnej. Gdy pospieszyła korytarzem do swojego biura, obrazy w jej głowie stały się ostrzejsze.
Były to twarze — twarze kobiet i dziewcząt.
Widziała Mitzi, Koreen i Tantrę — młode dziewczęta na telefon, których szacowny strój maskował ich własną degradację nawet przed nimi samymi.
Ujrzała Justine, starzejącą się dziwkę skuloną przy drinku w barze, zmęczoną, zgorzkniałą i w pełni przygotowaną na paskudną śmierć.
Ujrzała Chrissy, praktycznie uwięzioną w burdelu przez jej agresywnego męża sutenera.
A co najgorsze, ujrzała Trindę, piętnastoletnią dziewczynę, która przeżyła już koszmar wykorzystywania seksualnego i która nie wyobraża sobie innego życia.
Riley przybyła do swojego biura i opadła na krzesło. Teraz zrozumiała swój przypływ wstrętu. Uruchomiły go obrazy, które właśnie widziała. Wyjaśniły jej najciemniejsze wątpliwości związane ze sprawą z Phoenix. Zatrzymała brutalnego mordercę, ale nie oddała sprawiedliwości kobietom i dziewczynom, które spotkała. Pozostał cały świat wyzysku. Nawet nie drasnęła powierzchni krzywd, które te dziewczyny musiały znosić.
A teraz ta sprawa dręczyła i martwiła ją w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie zaznała. Wydawało jej się to gorsze niż PTSD. W końcu mogła dać upust swojej wściekłości i przerażeniu na siłowni. Nie miała sposobu na pozbycie się tych nowych uczuć.
Czy mogłaby zmusić się do podjęcia innej sprawy podobnej do tej z Phoenix?
Usłyszała głos Billa przy drzwiach.
— Riley!
Podniosła wzrok i zobaczyła, że partner patrzy na nią ze smutnym wyrazem twarzy. Trzymał teczkę, którą Meredith próbował jej wcześniej dać.
— Potrzebuję twojej pomocy w tej sprawie — powiedział Bill. — To dla mnie osobiste. Doprowadza mnie do szału to, że nie zdołałem tego rozgryźć. I nie mogę przestać zastanawiać się, czy nie dałem rady dlatego, że moje małżeństwo się rozpadało. Poznałem rodzinę Valerie Bruner. To dobrzy ludzie. Ale nie utrzymywałem z nimi kontaktu, ponieważ… cóż, zawiodłem ich. Muszę to wszystko naprawić.
Położył teczkę na biurku Riley.
— Zerknij na to. Proszę.
Wyszedł z biura Riley. Siedziała wpatrzona w teczkę w stanie niezdecydowania.
Czuła się nieswojo. Wiedziała, że musi się z tego wyrwać.
Rozmyślając nad sytuacją, przypomniała sobie coś ze swojego pobytu w Phoenix. Udało jej się uratować jedną dziewczynę o imieniu Jilly. A przynajmniej próbowała.
Wyjęła telefon i wybrała numer schroniska dla nastolatków w Phoenix w Arizonie. Na linii rozległ się znajomy głos.
— Mówi Brenda Fitch.
Riley była zadowolona, że Brenda odebrała telefon. Poznała tę pracowniczkę socjalną podczas poprzedniej sprawy.
— Cześć, Brenda — przywitała się. — Tu Riley. Pomyślałam, że sprawdzę, co u Jilly.
Jilly była dziewczyną, którą Riley uratowała przed handlem ludźmi — chudą, ciemnowłosą trzynastolatką. Z wyjątkiem agresywnego ojca Jilly nie miała rodziny. Riley dzwoniła co jakiś czas, żeby dowiedzieć się, jak dziewczynka się miewa.
Riley usłyszała westchnienie Brendy.
— Dobrze, że dzwonisz — powiedziała Brenda. — Chciałbym, aby więcej osób wyraziło trochę