Stulecie kryminału. Marcel Woźniak

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Stulecie kryminału - Marcel Woźniak страница 6

Stulecie kryminału - Marcel Woźniak

Скачать книгу

notatkę dotyczącą zaleceń przeprowadzania rewizji.

      Rewizję domową przeprowadza policjant w zasadzie tylko na rozkaz władzy prokuratorskiej, sądowej lub uprawnionej do tego władzy administracyjno-politycznej. Jednak gdy zwłoka grozi niebezpieczeństwem zatarcia śladów, powinien policjant przeprowadzić rewizję na własną odpowiedzialność. Postępuje w myśl §§ 102 do 108 ust. o post. kar.

      Po każdej rewizji policjant powinien spisać protokół i donieść przełożonej władzy, przedstawiając jednocześnie znalezione przedmioty.

      Policjant przeprowadzający rewizję winien wezwać dwie osoby zaufane. Jeżeli policjant ma dane pomieszczenie zamknięte, wtedy w obecności gospodarza domowego, sąsiada, sołtysa lub inną osobę zaufaną każe przez ślusarza drzwi otworzyć.

      Rewizję domową należy przeprowadzać bez przyczynienia się do jakiej przykrości danym osobom i troskliwie zwracać uwagę na przyzwoitość.

      Zaledwie przed tygodniem starszy posterunkowy Bielawski przepisał do swojego kajetu zalecenia dotyczące rewizji domowej, a tu proszę, już wiedza z wytycznych przesłanych na posterunek przez komendę powiatową przydała się na służbie. Był więc z siebie bardzo zadowolony, bo prawie wszystko, co było zapisane w instrukcji w kwestii rewizji, wykonał bez zarzutu. Wezwał na świadka sołtysa Mościsk Jana Markowicza, na drugiego zaufanego świadka powołał pokrzywdzonego Pawlaka i w ten oto sposób mógł w majestacie prawa przystąpić do otwarcia pewnej piwnicy. Jedno tylko zalecenie się nie udało. Niezbyt troskliwie obszedł się z wówczas jeszcze podejrzanym, Marcinem Kleszczyńskim, bo ten zatwardziałym musiał być przestępcą, skoro pokrętnie tłumaczył, że właśnie zgubił klucz od kłódki i do sklepu wejść się za nic nie da. Nie wiedział, że ze starszym posterunkowym żartów nie ma, a policjant ma nosa i od razu widzi, jak jakiś łotr kręci. Bielawski kazał więc, żeby obaj świadkowie ściągnęli mu portki, chwycili mocno za ręce i kark, tak by tyłek był wypięty. On zaś wziął do ręki zgrabną, ale solidną witkę, którą wyciął swoim scyzorykiem z pęku wikliny rosnącej przy płocie, i dalej tą witką przemawiać do rozsądku chłopu.

      Po dwóch minutach zagubiony klucz nagle się odnalazł. Gdy drzwi otwarto, policjant – jako najważniejszy w tym towarzystwie – pierwszy wszedł do piwniczki po kilku schodkach. W zasadzie to nawet nie musiał wchodzić. Zapach świeżo zaszlachtowanego wieprzka był tak charakterystyczny, że trudno go było pomylić z czymkolwiek innym. Świnia leżała w korycie, zabita zapewne pchnięciem bagnetu pod lewą przednią nogą, wprost w serce. Śladów krwi nie było, więc to oznaczało, że zabito ją w innym miejscu i tam krew upuszczono, by wykorzystać na kaszanki i salcesony. Ale kwestia krwi nie zaprzątała głowy policjantowi. To była sprawa całkowicie drugorzędna. Najważniejsze było, że udało mu się pochwycić sprawcę i odzyskać świnię niemal nienaruszoną.

      – Moja świnia! – zawołał uradowany Pawlak, który wcisnął się do piwnicy zaraz za policjantem.

      – Nie zdążył jej jeszcze przerobić na kiełbasy, pierdolony! – zauważył trzeźwo sołtys Markowicz, który trochę posmutniał na ten widok. Wieprzek nieprzerobiony oznaczał, że nie będzie z czego pobrać choć części wyrobów jako zadośćuczynienia za pomoc w przesłuchaniu złodzieja. A taką miał ochotę na świeżą białą kiełbasę.

      Wysoka, dnia 15 kwietnia 1922 r.

      Doprowadzony do biura Posterunku Pol. Państw. Wysoka w charakterze obwinionego oświadcza:

      Do osoby:

      Marcin Kleszczyński, robotnik zamieszkały w Mościskach powiat wyrzyski, urodzony dnia 22 maja 1888 r. w Wroniawach powiat szamotulski, syn rodziców Andrzeja i Anny z domu Słaboszewska, religii rzymskokatolickiej, żonaty, 5 dzieci, służył w wojsku, 46 pułk piechoty w Poznaniu od 1908 do 1910 r., rzekomo nie karany, żadnego majątku nie posiada.

      Do sprawy:

      Przyznaję się, iż dnia 14 kwietnia 1922, godz. 2.00 wszedłem na podwórze gospodarza Pawlaka z Brzostowa, gdzie najpierw po dokładnem obejrzeniu się na podwórzu, żadnej przeszkody nie przeczuwając, rozbiłem kłódkę i wszedłem do chlewa, a świnię uderzyłem mocno w łeb młotkiem, przez co ogłuszoną mogłem bez hałasu wrzucić na wózik, potem przez pola brzostowskie aż do drogi prowadzącej do Mościsk powiozłem i dalej zawiozłem na moje podwórze, gdzie takową zabiłem i ukryłem w sklepie, ale już 14 kwietnia przez posterunkowego Bielawskiego P.P. Wysoka wykrytą została.

      Pokazana przez post. B. czerwona chustka od nosa jest moją własnością, którą musiałem zgubić na podwórzu Pawlaka.

      Jako uniewinnienie podaję, iż mam do utrzymania 5 dzieci, od 5 do 13 lat stare, a obecnie nie mam pracy. Tak nic więcej nie mam do nadmienienia.

      – No to podpisujcie tu, gdzie ptaszek. – Policjant wskazał miejsce u dołu zeznania. Zatrzymany podszedł bliżej, trzymając w garści portki, żeby mu nie opadły. Zgodnie z regulaminem szelki wczoraj jeszcze zostały mu odebrane, bo jak głosiła instrukcja w sprawie zatrzymania przestępcy: „istniało zawsze prawdopodobieństwo, że zdesperowany aresztant może się na szelkach czy na pasku obwiesić”.

      Mężczyzna wziął do ręki pióro i umoczył stalówkę w kałamarzu wypełnionym atramentem. Bielawski spojrzał na jego palce. Wszystkie były brudne od pieczęciowego atramentu.

      – Możecie najpierw przeczytać, zanim co podpiszecie?

      – Mogę? – Zatrzymany najwyraźniej się zdziwił. – A po cholerę, jak i tak świnia przepadła? – stwierdził i złożył kulfoniasty podpis.

      – I o to się właśnie rozchodzi. – Zadowolony starszy posterunkowy spojrzał na swojego podwładnego, który wpatrywał się w ulicę za oknem.

      – Frąckowiak, odprowadźcie aresztanta do aresztu.

      – Tak jest. – Młody policjant zerwał się z krzesła. – Gdzie, panie posterunkowy? Przecie u nas nie ma aresztu.

      – No do piwnicy – wyjaśnił jak małemu dziecku. Gówniarz musi się jeszcze sporo nauczyć, pomyślał stary policjant.

      Gdy został w pokoju sam, otworzył szufladę i wydobył dużą białą kartkę. Na niej niezwykle starannie wyrysowana była tabelka zawierająca w dwóch rzędach pięć kratek, wielkości trzy na trzy centymetry. Każdej przyporządkowana została cyfra od jeden do pięciu oraz litera. Te górne miały literkę P, a dolne L.

      Serce starszego posterunkowego zabiło mocniej na ten widok. Zadowolony uśmiechnął się pod wąsem. W każdej kratce widniał dokładny ślad atramentowych odcisków palców. Ta tabelka była jego własnym pomysłem. Starszy posterunkowy Bielawski postanowił bowiem wykorzystać w praktyce wiedzę o daktyloskopii. Wymyślił i wyrysował za pomocą ołówka i linijki tabelkę do odcisków, pobrał je od zatrzymanego, a później spróbował porównać z tymi znalezionymi na miejscu przestępstwa. Nie miał co prawda pojęcia, jak się zbiera odciski palców w chlewie, ale dostrzegłszy zabrudzoną szybkę w okienku, wpadł na pomysł. Zanim poszli z gospodarzem do Mościsk, kazał swojemu podwładnemu wydłubać kit z ramki okiennej i ostrożnie wyjąć szybkę z dolnej prawej strony, gdzie – jak mu się wydawało – ktoś próbował ją oczyścić z zewnątrz, żeby zajrzeć do środka.

      I rzeczywiście na szybce widać było wyraźne odciski palców. Porównał je zatem z tymi

Скачать книгу