Ktoś tu kłamie. Jenny Blackhurst

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ktoś tu kłamie - Jenny Blackhurst страница 16

Ktoś tu kłamie - Jenny Blackhurst

Скачать книгу

je zrealizować. Karla myślała o tym, że sama powinna być taką osobą i że może gdyby jej agentka chociaż trochę przypominała Felicity, to ona już brałaby udział w Prawdziwych paniach domu. – Ten facet nie może mieć żadnego dowodu, o jakim nie wiedziałaby policja. Gdyby miał, to oznaczałoby utrudnianie śledztwa, i jeśliby go ujawnił, sam by się znalazł na liście podejrzanych.

      – Tylko że nikt nie wie, kim on jest.

      – Słyszałaś wiadomości. Policja nie zajmuje się już tą sprawą.

      – Nie? – Felicity spojrzała przez dwuskrzydłowe drzwi na taras. – To dlaczego właśnie podjechali pod dom Mary-Beth?

      14

      Detektyw sierżant Harvey wbijał wzrok w ścieżkę prowadzącą do domu Petera i Mary-Beth Kingów, starając się nie patrzeć na imponującą i trudną do zignorowania rezydencję Kaplanów. Wspomnienie nocy sprzed dziesięciu miesięcy ciążyło mu na barkach, jakby właśnie się zbudził po nocnej służbie, gorliwy praktykant gotów przedstawić swoje odkrycia detektywowi nadkomisarzowi, rozpaczliwie pragnący zrobić na nim wrażenie. Poruszył ramionami, żeby pozbyć się tego wspomnienia. Miał wyryte w pamięci słowa: „Nie potrzebujemy skandalu związanego z Kaplanami”.

      – Był tu pan tamtej nocy, prawda, panie sierżancie?

      Głos detektywa posterunkowego Allana przypomniał mu, że jest teraz sierżantem – już nie stał najniżej w łańcuchu pokarmowym wydziału kryminalnego. Normalnie nie byłoby go tutaj na tym wczesnym etapie, ale gdy tylko Barrow, jego szef, usłyszał o zniknięciu mieszkanki Severn Oaks, natychmiast wezwał go do siebie i polecił mu towarzyszyć Allanowi. I dlatego coś, co zwykle jest zadaniem dla posterunkowego, stało się występem dwuosobowym.

      – Tak.

      Niezrażony krótką odpowiedzią zwierzchnika, Allan parł dalej.

      – Jacy oni byli? Ci z Severn Oaks?

      Harvey zdusił jęk. Ten facet był gorliwy.

      Nietykalni – to było pierwsze słowo, jakie cisnęło mu się na usta, gdy przypomniał sobie ich wszystkich, stojących w ogrodzie Kaplanów. Łzy spływały po policzkach kobiet, a jednak gdy na niego patrzyli, w ich oczach było wyzwanie. Nie znajdziesz tu prawdy. Czy rzeczywiście było to zaledwie rok temu? Miał wrażenie, że minęło dziesięć lat. Od tamtej pory w jego karierze wydarzyło się wiele dobrego, dzięki detektywowi nadkomisarzowi Barrowowi. Niestety, awans nie złagodził niesmaku, jaki Harvey czuł na myśl o Severn Oaks.

      – Roztrzęsieni – odparł, uświadamiając sobie, że Allan wciąż czeka na odpowiedź.

      – To chyba zrozumiałe. Co pan sądzi o tym podcaście? Tym, w którym gość mówi, że to nie był wypadek?

      Harvey otworzył furtkę, piorunując Allana wzrokiem, w nadziei że w ten sposób go uciszy – choć podejrzewał, że jednak nie. W zasadzie nie mógł winić młodego praktykanta za ciekawość, ale to nie znaczy, że musi mu pobłażać. Prawda była taka, że wczoraj wieczorem, zaraz po wysłuchaniu podcastu, wsiadł do samochodu, pojechał na siłownię i ćwiczył, dopóki nie zwymiotował.

      – Ty powinieneś poprowadzić rozmowę – odezwał się po chwili milczenia. – Odpowiada ci to?

      – Tak, panie sierżancie. Jestem wdzięczny za taką możliwość, dziękuję.

      – Pamiętaj, że siedemdziesiąt procent zaginionych odnajduje się całych i zdrowych po kilku dniach. Prawdopodobnie kobieta bryknęła z hydraulikiem, ale mąż nie będzie chciał w to uwierzyć.

      Posterunkowy Allan zamarł z ręką w połowie drogi do dzwonka.

      – A pan w to wierzy? Biorąc pod uwagę okoliczności?

      Harvey obrzucił go kolejnym gniewnym spojrzeniem.

      – Tak, wierzę. Jestem pewien, że czekasz na wielką, ekscytującą sprawę, i rozumiem to, ale się nie łudź. Nie próbuj doszukiwać się czegoś, czego nie ma.

      Słyszał siebie mówiącego te słowa i jednocześnie słyszał, jak wypowiada je ktoś inny, w innym miejscu i czasie. Zmarszczył nos. Ale tym razem właśnie taka jest prawda. A on nie przemienia się w Barrowa. Na pewno nie.

      15

      Peter zrobił głęboki wdech i zanim otworzył drzwi, wytarł dłonie o szare spodnie od garnituru. Od chwili, gdy zobaczył policję przejeżdżającą przez bramę, wiedział, że jadą do niego. Że zaraz może być po wszystkim. Ludzie już plotkowali, ale niech sobie plotkują. Nie była to jakaś obrzydliwa historyjka, którą można by opowiadać przy drinku – to było jego życie. Dzisiaj pod każdym względem wyglądał na swoje czterdzieści osiem lat, z kilkudniowym zarostem na zwykle ogolonych policzkach, z podkrążonymi jasnoniebieskimi oczami. Wiedział, że jest atrakcyjny, i zwykle był dumny ze swojej powierzchowności, z regularnych rysów i z rezultatów ćwiczenia pod okiem profesjonalnego trenera trzy razy w tygodniu. W tej chwili prezentował się fatalnie i po raz pierwszy w życiu było mu to najzupełniej obojętne.

      – Znaleźliście ją – powiedział, nie czekając, aż któryś z policjantów się odezwie.

      Wymienili spojrzenia, które miał analizować co najmniej przez godzinę po ich odejściu.

      Młodszy mężczyzna odchrząknął. Wydawał się niemal równie zdenerwowany jak Peter.

      – Nie, panie King, niestety, i jest mi naprawdę przykro, że muszę pana zmartwić. Możemy wejść?

      Nie miał chyba nawet trzydziestki, co sprawiło, że Peter natychmiast się rozluźnił. Gdyby myśleli, że jest żonobójcą, na pewno nie przysłaliby kogoś, komu mama wciąż prasuje spodnie. Policjant wyglądał sympatycznie, chociaż z krótkimi rudymi włosami, chmarą piegów na nosie i różowymi policzkami bardziej przypominał zbierającego datki skauta niż stróża prawa. Jego kolega, starszy, o twardszych rysach, stał z rękami w kieszeniach, a jego twarz wyraźnie mówiła, że ma gdzieś to, czy Peter zaprosi ich do środka, czy nie.

      – Tak, przepraszam, oczywiście. – Peter cofnął się od drzwi, gestem wskazując, by poszli za nim. – Tutaj możemy porozmawiać. Dzieci są na górze, pewnie oboje ze słuchawkami na uszach. Nic im nie powiedziałem… nie wiem, co powiedzieć.

      Zaprowadził ich do pokoju, który jego żona przeznaczyła na przyjmowanie gości, i szybko się rozejrzał, by sprawdzić, czy nie ma tam czegoś, czego nie powinni zobaczyć funkcjonariusze policji. Jeszcze raz wytarł dłonie o spodnie i wskazał kanapę.

      – Proszę spocząć. Coś do picia?

      – Nie, dziękujemy.

      Młodszy policjant usiadł, jego partner nie.

      – Detektyw posterunkowy Allan z wydziału kryminalnego – przedstawił się młodszy – a to jest detektyw sierżant Harvey. Będzie koordynować naszą rozmowę.

      Co do Harveya, pierwszą rzeczą, na jaką

Скачать книгу