DZIEŃ ROZRACHUNKU. John Grisham
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу DZIEŃ ROZRACHUNKU - John Grisham страница 24
Po kilku tygodniach, kiedy jadła tylko po to, żeby przeżyć, Jackie straciła w końcu kilogramy, które przybrała sześć lat wcześniej, przy ostatniej ciąży. Nie była to dieta odchudzająca, jaką mogłaby komukolwiek polecić, i na razie stanowiło to jedyną jaśniejszą stronę całego tego koszmaru, ale przeglądając się w lustrze, musiała przyznać, że od wielu lat nie była taka szczupła. Teraz, w wieku trzydziestu ośmiu lat, ważyła tyle samo co w dniu ślubu i podziwiała swoje na nowo kształtne biodra. Ale oczy miała podkrążone i zaczerwienione od płaczu i przyrzekła sobie, że wreszcie z tym skończy.
McLeish wpadał dwa razy w tygodniu, by zobaczyć, jak się urządziła, a Jackie dyskretnie się wtedy malowała i wkładała bardziej obcisłe sukienki. Z początku nękały ją z tego powodu wyrzuty sumienia, bo Dexter nie ostygł jeszcze w grobie, ale przecież nie był to żaden flirt. Mówiła sobie, że nie zamierza już nigdy w życiu wdawać się w jakiekolwiek intymne relacje, zresztą w Rome i tak raczej nie znalazłaby nikogo odpowiedniego. Ale była teraz kobietą samotną i cóż jest złego w tym, że chce ładnie wyglądać?
Ze swojej strony McLeish uważał ją za całkiem atrakcyjną kobietę, obarczoną jednak poważną wadą. Czym innym było wdowieństwo, z którym po pewnym czasie zdołałby się uporać, a czym innym fakt, że wchodziłby do ukształtowanej już rodziny. Jako jedynak, mający niewielką styczność z innymi dziećmi, w ogóle sobie tego nie wyobrażał. Nadal jednak spotykał się z Jackie, dyskretnie wykorzystując jej ból i osamotnienie. Luźna znajomość powoli zmieniała się we flirt.
Tak naprawdę interesowała go przede wszystkim możliwość złożenia pozwu o odszkodowanie. McLeish był właścicielem kilku obciążonych sporą hipoteką nieruchomości, miał również inne długi i po dziesięciu latach kariery zorientował się, że jako adwokat dużo już nie zarobi. Wkrótce po powrocie Jackie do Rome rozpoczął swoją misterną grę. Pojechał do Clanton i szperając w sądowych archiwach, zebrał kilka informacji o Banningach. Godzinami przekopywał się przez akty własności, a gdy padało nieuniknione pytanie o powód jego zainteresowania, podawał się za agenta leasingowego dużej firmy wydobywającej gaz i ropę. Tak jak przewidywał, odbiło się to głośnym echem w gmachu sądu i miejscowych kancelariach i wkrótce Clanton opanowała pierwsza i ostatnia w historii miasta gorączka naftowa. Prawnicy i ich asystenci studiowali zakurzone stare mapy, jednocześnie pilnie nasłuchując krążących po mieście plotek i mając na oku przybysza. McLeish wkrótce jednak zniknął, tak samo dyskretnie, jak się pojawił, a miasto próżno czekało na zapowiadany naftowy boom. Po powrocie do Georgii nadal odwiedzał regularnie wdowę Bell, nigdy nie sprawiając wrażenia, że chętnie zacieśniłby tę znajomość, ale zawsze pełen troski i niemal rewerencji, jakby rozumiał jej skomplikowane położenie i w żadnym wypadku nie chciał się narzucać.
* * *
W roku 1946 w College’u Hollinsa studiowało trzysta siedemdziesiąt pięć młodych panien. Uczelnia miała sto lat i cieszyła się świetną renomą, zwłaszcza wśród dam z Południa klas należących do wyższych. Stella Banning wybrała ją, bo studiowało tam wiele pochodzących z Memphis zamożnych przyjaciółek jej matki. Sama Liza się tam nie uczyła, głównie dlatego, że nie stać było na to jej rodziny.
Dziewczęta otoczyły Stellę szczelnym kokonem, chroniąc ją przed negatywnymi i wścibskimi reakcjami obcych. Nie mogły uwierzyć, że taka słodka i ładna dziewczyna jak Stella znalazła się w samym środku rodzinnego dramatu, z całą pewnością jednak nie ponosiła za to żadnej winy. Nikt z Hollins nigdy nie był w Clanton. Kilka studentek wiedziało, że jej ojciec jest bohaterem wojennym, ale dla większości dziewcząt nie miało to większego znaczenia. Nikt nie poznał osobiście rodziców Stelli, lecz jej brat Joel zrobił całkiem dobre wrażenie podczas niedawnego weekendu rodzinnych odwiedzin.
W pierwszych tygodniach po zabójstwie Stella ani przez chwilę nie była sama. Jej dwie współlokatorki z akademika czuwały przy niej w nocy, kiedy budziła się, dręczona koszmarami i wybuchami emocji. Profesorowie rozumieli, że jest rozbita, i pozwolili jej opuszczać zajęcia i oddawać prace w późniejszym terminie. Codziennie składał jej wizytę któryś z opiekunów roku. Rektor monitorował jej sytuację i dwa razy w tygodniu otrzymywał informacje od dziekana. Wkrótce stało się jasne, że Stella nie pojedzie do domu na Święto Dziękczynienia. Zabronił jej tego ojciec. To wywołało falę zaproszeń, ze strony przyjaciółek, profesorów, a nawet dziewcząt, których prawie nie znała.
Stellę wzruszyło to do łez i wszystkim podziękowała, a potem razem z Ginger Reed, chyba najlepszą przyjaciółką, pojechała pociągiem z Roanoke do Alexandrii pod Waszyngtonem na tydzień świętowania. Była tam już wcześniej z Ginger i atmosfera stolicy ją urzekła. Choć nie mówiła tego rodzicom ani Joelowi, miała zamiar jak najszybciej skończyć studia i osiąść w wielkim mieście. Pierwszym jej wyborem był Nowy Jork, drugim Waszyngton. Odległym trzecim – Nowy Orlean. Na długo przed zabójstwem wiedziała, że na pewno nie zamieszka w hrabstwie Ford. Po zabójstwie chciała uciec stamtąd jak najdalej.
Choć jej marzenia po części legły w gruzach, nadal była zdecydowana zostać pisarką. Podziwiała opowiadania Eudory Welty i dziwaczne barwne postacie Carson McCullers. Obie były silnymi kobietami, piszącymi własnym głosem o rodzinach, konfliktach, ziemi i bolesnej historii Południa, i obie odniosły literacki sukces w okresie, gdy w amerykańskiej prozie dominowali mężczyźni. Stella czytała wszystkich autorów, książki mężczyzn i kobiet, i była przekonana, że jest tam miejsce i dla niej. Mogłaby zacząć od opowieści o własnej rodzinie, mówiła sobie często w duchu, teraz częściej niż przedtem, choć wiedziała, że tak się nie stanie.
Znajdzie pracę w jakimś czasopiśmie w Nowym Jorku, zamieszka razem z przyjaciółkami w tanim mieszkanku na Brooklynie i kiedy tylko się zadomowi i poczuje twórczą wenę, zacznie pisać pierwszą powieść. Była przekonana, że jeśli okaże się to konieczne, rodzice i ciotka Florry na pewno ją wspomogą. Jako dziedziczka rodu Banningów dorastała w cichym przekonaniu, że ziemia zawsze będzie należeć do rodziny i zapewni finansowe wsparcie.
Cieszyć się życiem w Nowym Jorku, pracować w czasopiśmie, pisać powieść – i robić to wszystko ze świadomością, że w domu są pieniądze. Aż do zabójstwa ta przyszłość wydawała się ekscytująca i całkiem realna. Teraz dom był gdzieś daleko i nic nie było już pewne.
Rodzina Ginger mieszkała na starówce, w osiemnastowiecznym pałacyku przy Duke Street. Jej rodziców i młodszą siostrę poinformowano wcześniej o koszmarze Banningów i nikt się na ten temat nie zająknął. Stellę czekał cały tydzień koktajlowych przyjęć, długich kolacji, spacerów wzdłuż brzegu Potomaku i wizyt w klubach, gdzie studenci palili papierosy, pili dużo alkoholu, słuchali jazz-bandów i tańczyli do upadłego.
W Święto Dziękczynienia zadzwoniła do cioci Florry i przez dziesięć minut rozmawiały, jakby wszystko było w najlepszym porządku. Joel pojechał do Kentucky, do rodziny kolegi z bractwa, i według słów Florry, przez cały czas polował i miło spędzał ferie. Obiecała, że na Boże Narodzenie wszyscy się spotkają.
* * *
Tego samego dnia po południu Florry załadowała do niewielkiej balii dwa pieczone indyki, ziemniaki, marchew, buraki i rzepę, a także garnek z dressingiem, sos z podrobów, drożdżówki i dwa placki z orzechami pekanowymi. Zawiozła to