Namiętność. Grabiński Stefan

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Namiętność - Grabiński Stefan страница 2

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Namiętność - Grabiński Stefan

Скачать книгу

głosie i zbliża się ku nam na swej „Rondinelli”.

      I rzeczywiście, spoza węgła bulwaru wychylił się dziób „Jaskółeczki”, która przywarłszy czarnym podbrzuszem do wód kanaliku między pałacem Pesaro a Corner della Regina, przyczaiła się tam na chwilę i tylko czekała na hasło.

      – Beppo Gualcioni, mój nadworny gondoliere – przedstawiła mi z miną pół serio, pół buffo25 swego przewoźnika – stary, długoletni sługa domu Ramorinów, mych krewnych.

      I wsiedliśmy do łodzi.

      Gondola donii Inez była istnym cackiem. Smukła, zgrabna i zwrotna jak fryga, z ślicznie rzeźbionym dzióbem26 w kształcie szyi łabędziej, kołysała się na fali jak kolebka królewskiego panięcia. Oparci plecyma27 o poduszki siedzeń z ciemnozielonego pluszu, pod osłoną niskiego, w złote frędzle strojonego baldachimu, który tutaj felze zowią, płynęliśmy jakby w nieskończoność, zasłuchani w rytmikę wiosła.

      Rozwiały się doszczętnie woale mgły i pod turkusowym kloszem nieba rozwinęła się bajecznie kolorowa perspektywa Canal Grande. Jej dominantą były trzy barwy: czarna, dżetowa28 wody, biała domów i pomarańczowa żaluzji i pozapuszczanych stor29. Zmieszane ze sobą te trzy kolory, stopione powinowactwem szczęśliwego doboru – były jak dźwięk jedyny i konieczny, jak wyraz tajemny ukrytej gdzieś głęboko duszy tego miasta. I wszystko było przesiąknięte tym naczelnym, suwerennym tonem, wszystko rozdrganą w bezlik dreszczy jedną struną – złotym monokordem, któremu na imię – Wenecja.

      Jak przez sen przesuwały się mimo naszej łodzi arcytwory weneckiej architektury, te koronkowe pałace i domy, z których niemal każdy chlubił się dziełami dłuta i pędzla wielkich artystów. Lipcowe słońce wyzłacało miedzią i cynobrem dumne, arystokratyczne frontony i przyczółki, rozświecało mrokiem wieków nasiąkłe podziemia i kolumnady, spływało palącą pieszczotą na zielone oazy ogrodowych teras i winoroślą otulonych loggii30.

      Przepłynęliśmy mimo pałacu Ca d'Oro, najozdobniejszego gotyku dawnej Republiki, minęliśmy Segredo, Michiel dalle Colonne i Morosini i znaleźliśmy się na linii Rybiego Targu. Odór wodnej żywizny, płynący z głębi hali targowej, ogarnął nas duszącym wyziewem. Peschiera w pełnym toku porannego ruchu tętniła gwarem i zgiełkiem.

      Donia Inez przytknęła do nosa chusteczkę i patrząc na mnie z uśmiechem, wdychiwała zapach perfumy31. Gondola była już na wysokości Przystani Jarzynowej. Znużone orgią światła oczy spoczęły z ulgą na zieleni główek kapusty, kalafiorów, selerów, pietruszek i marchwianej naci.

      – Jaki kontrast między tym prozaicznym, choć tak ożywczym widokiem a wyrafinowanym pięknem pałaców – zauważyła donia de Orpega.

      – Rzeczywiście – przyznałem – i mnie to zawsze uderza, ilekroć mijam Erberia32. Trudno, nie może być inaczej; nie można żyć samą kontemplacją dzieł sztuki. Powiedziałbym nawet, że to pomieszanie prozy życia codziennego z poezją sztuki i przeszłości stanowi największy urok tego dziwnego miasta.

      Skłoniła głowę na znak zgody. W bliskiej już perspektywie rozpiął się szary, patyną wieków okryty most Ponte Rialto. Kilku zręcznymi uderzeniami wiosła skierował Beppo łódkę ku przeciwnemu brzegowi i przesunąwszy się lewą burtą mimo Fondaco dei Tedeschi, podpłynął pod łuk mostu. Za chwilę wyskakiwałem już z gondoli na oblepione wodną pleśnią schody nabrzeża i podawałem rękę Inezie.

      Była godzina 11 rano. Przeszliśmy stację vaporettów Cerva i wciąż trzymając się brzegu kanału, wstąpiliśmy na Riva del Carbon. Ruch był ogromny; nadjeżdżające co kilkanaście minut parowczyki wyrzucały wciąż nowe zastępy pasażerów. Schroniliśmy się w zaciszny zakątek Corvo Nero, małej ustronnej gelateria33 z widokiem na Rialto. Tu pod skrzydłem płóciennej markizy wydała mi się donia Inez jeszcze piękniejszą; głębokie cienie pod oczyma podkreślały ich słodycz i żar. Patrzyłem na nią bez przerwy. A ona, widząc mój zachwyt, uśmiechała się tylko kącikami ust i cedziła przez perły ząbków oranżadę. Spojrzenie jej senne, lekko rozmarzone błądziło bez celu po tamtym brzegu kanału, potem przerzuciło się na grupę gondol rozkołysaną w przystani i zatrzymało się na łuku Rialto.

      – Czy nie przypomina panu trochę florenckiego Ponte Vecchio34? – zapytała.

      – Tamten jest trójdzielny – odpowiedziałem.

      – Chodzi mi o partie górne.

      – A tak, oczywiście – przyznałem – oba są zabudowane, zwłaszcza ten we Florencji.

      – Te sklepy i bazary, te budy jarmarczne rozbite nad wodą mają w sobie coś tak oryginalnego…

      – Przemawiają do przechodnia wieku XX z lapidarną swadą przeszłości. Może chce pani przejść się tamtędy?

      – Właśnie chciałam to panu zaproponować; lubię czasem taką przechadzkę pomiędzy pierzejami rozkrzyczanych sklepów.

      Opuściliśmy nasz cienisty przytułek i niebawem znaleźliśmy się na łuku mostu. Otoczyła nas atmosfera hali targowej. Wąską uliczkę między dwoma rzędami bazarów wypełniał skłębiony malowniczo tłum. Przeważały kobiety: smukłe, rasowe mieszczanki w charakterystycznych, czarnych szalach z frędzlami. Ich zgrabne, często w ogniste wstążki przystrojone główki pochylały się z zainteresowaniem nad próbkami towarów rozłożonymi na ławkach i ladach, a śliczne o wytwornym rysunku ręce z lubością gładziły postawy jedwabiu, satyny i perkalu; kapryśne, wybredne, brakujące35 ręce.

      Chaosowi barw wtórzył chaos woni: wśród ich zgiełku wybijał się na powierzchnię zapach tanich perfum, szorstki odór juchtu36 i wnętliwa37 symfonia zamorskich korzeni.

      Szczególniejszymi względami cieszył się bazar z lalkami i sąsiadujący z nim sklep z przyborami tualetowymi; zwłaszcza ten ostatni był stale oblężony przez płeć piękną. Właściciel jego, barczysty, średnich lat mężczyzna, z parą melancholijnie opuszczonych ku dołowi wąsów, przynęcał weneckie strojnisie, przesuwając między opierścienionymi palcami sznury fałszywych pereł, korali i bursztynu lub przesiewając z dłoni w dłoń migotliwe przygarście kolczyków, broszek i manel38.

      – Signor Giuliano robi jak zwykle świetne interesa – zauważyła, mijając bazar, donia Inez. – Umie zachwalać swój towar.

      – Sama tandeta i surogaty – odpowiedziałem.

      – Niekoniecznie – zaoponowała – można tu czasem wyłowić i prawdziwą perłę: trzeba tylko znać się na rzeczy i odróżnić ziarno od plewy. Buda Giuliana – to też rodzaj bric à brac39 starożytności. Powrócimy tutaj jeszcze kiedyś w porze poobiedniej, gdy na

Скачать книгу


<p>25</p>

buffo (wł.) – żartobliwie; groteskowo. [przypis edytorski]

<p>26</p>

dzióbem – dziś popr.: dziobem. [przypis edytorski]

<p>27</p>

plecyma – dziś popr.: plecami. [przypis edytorski]

<p>28</p>

dżetowy – błyszcząco czarny; dżet – błyszczący czarny kamień ozdobny, czarny paciorek. [przypis edytorski]

<p>29</p>

stora – ciężka zasłona. [przypis edytorski]

<p>30</p>

loggia – ozdobny otwarty pawilon, altana. [przypis edytorski]

<p>31</p>

wdychiwała zapach perfumy – dziś popr.: wdychała zapach perfum. [przypis edytorski]

<p>32</p>

Erberia – dawny wenecki targ owocowo-warzywny. [przypis edytorski]

<p>33</p>

gelateria (wł.) – cukiernia, w której wyłącznie podają lody. [przypis autorski]

<p>34</p>

Ponte Vecchio (wł.) – Most Złotników, najstarszy florencki most na rzece Arno, zabudowany niewielkimi budynkami. [przypis edytorski]

<p>35</p>

brakować (tu daw.) – wybierać towar. [przypis edytorski]

<p>36</p>

jucht – wyprawiona bydlęca skóra. [przypis edytorski]

<p>37</p>

wnętliwy (daw.) – tu: dojmujący, drążący. [przypis edytorski]

<p>38</p>

manela – daw. metalowa bransoletka. [przypis edytorski]

<p>39</p>

bric à brac (fr.) – rupieciarnia. [przypis edytorski]