Diuna. Frank Herbert
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Diuna - Frank Herbert страница 16
Książę pozwolił sobie na moment ponurej satysfakcji, spoglądając na syna – doceniał przenikliwość i naukową rzetelność jego spostrzeżenia. Potwierdził skinieniem głowy.
– Harkonnenowie gromadzą zapasy od ponad dwudziestu lat.
– Chodzi im o zmniejszenie zbiorów przyprawy i zrzucenie winy na ciebie.
– Chcą, aby imię Atrydów stało się niepopularne – powiedział Leto. – Pomyśl o rodach Landsraadu, które w pewnej mierze uważają mnie za swego przywódcę, nieoficjalnego rzecznika. Pomyśl, jak by zareagowały, gdyby się okazało, że jestem odpowiedzialny za poważny spadek ich dochodów. Ostatecznie bliższa koszula ciału i do diabła z Wielką Konwencją! Nie pozwolimy, by ktoś nas rujnował! – Nieprzyjemny uśmiech wykrzywił jego wargi. – Odwróciliby się plecami bez względu na to, jak by mnie wykańczano.
– Nawet gdyby zaatakowano nas bronią jądrową?
– Po co aż taki skandal? Po cóż otwarcie gwałcić Konwencję? Poza tym jednak prawie wszystkie chwyty byłyby dozwolone… może nawet pył radioaktywny i lekkie zatrucie gleby.
– Więc dlaczego się w to pakujemy?
– Paulu! – Książę z dezaprobatą spojrzał na syna. – Pierwszy krok do ominięcia pułapki to uświadomienie sobie, gdzie ona jest. To przypomina pojedynek, synu, tylko na większą skalę: finta wewnątrz finty w fincie… pozornie bez końca. Trzeba to rozwikłać. Wiedząc, że Harkonnenowie gromadzą zapasy melanżu, stawiamy kolejne pytanie: Kto jeszcze to robi? Odpowiedź daje listę naszych wrogów.
– Kto?
– Wiemy, że niektóre rody są nam wrogie, inne uważamy za przyjazne. Nie musimy brać ich pod uwagę w tej chwili, ponieważ jest ktoś inny, nieporównanie ważniejszy: nasz ukochany Padyszach Imperator.
Paul usiłował przełknąć ślinę, ale zaschło mu w ustach.
– Nie mógłbyś zwołać Landsraadu, ujawnić…
– Ujawnić przeciwnikowi, że wiemy, w której ręce ma nóż? Ależ Paulu, teraz my ten nóż widzimy. Kto wie, gdzie mógłby zostać przerzucony? Przedkładając to Landsraadowi, wywołamy jedno wielkie zamieszanie. Imperator zaprzeczy. I któż zada mu kłam? Zyskalibyśmy jedynie trochę czasu, ryzykując chaos. A skąd wyszedłby następny atak?
– Wszystkie rody mogłyby zacząć gromadzić zapasy przyprawy.
– Przeciwnicy wcześniej wystartowali. Mają za dużą przewagę, by ich prześcignąć.
– Imperator – rzekł Paul. – To znaczy sardaukarzy.
– Przebrani w mundury Harkonnenów, rzecz jasna – dodał Leto. – Niemniej to fanatyczni żołnierze.
– Jak mogą nam pomóc Fremeni przeciwko sardaukarom?
– Hawat mówił ci o Salusie Secundusie?
– Więziennej planecie Imperatora? Nie.
– A jeżeli jest ona czymś więcej niż więzieniem Imperatora, Paulu? Istnieje takie nigdy niezadane głośno pytanie dotyczące imperialnego korpusu sardaukarów: Skąd oni się biorą?
– Z więziennej planety?
– Skądś pochodzą.
– A owe posiłkowe zaciągi, których Imperator żąda od…
– W to właśnie mamy wierzyć. Mamy wierzyć, że sardaukarzy są po prostu rekrutami Imperatora, od młodych lat szkolonymi do perfekcji. Słyszy się sporadyczne plotki o szkoleniowych kadrach Imperatora, lecz układ naszej cywilizacji się nie zmienia: po jednej stronie są siły militarne wysokich rodów Landsraadu, po drugiej sardaukarzy i ich posiłkowe zaciągi. I ich posiłkowe zaciągi, Paulu. Sardaukarzy są sardaukarami.
– Ale wszystkie doniesienia o Salusie Secundusie mówią, że ta planeta jest piekłem!
– Niewątpliwie jest, lecz gdybyś zamierzał wychować ludzi twardych, mocnych i zaciekłych, to jakie warunki środowiskowe byś im stworzył?
– Jak można zyskać lojalność takich ludzi?
– Są na to wypróbowane sposoby: wygrywanie ich oczywistego przekonania, że są lepsi, mistycyzm tajnego przymierza, duch wspólnie dzielonej niedoli. To się da zrobić. To się udało zrobić na wielu planetach w wielu okresach.
Paul skinął głową, ani na moment nie odrywając wzroku od twarzy ojca. Czuł, że zanosi się na jakąś rewelację.
– Weźmy Arrakis – mówił książę. – Jeśli wyjść poza miasta i osady garnizonowe, jest ona nie mniej strasznym miejscem niż Salusa Secundus.
Paulowi rozszerzyły się źrenice.
– Fremeni!
– Mamy tam potencjalny korpus, korpus równie silny i straszliwy jak sardaukarzy. Trzeba będzie cierpliwości, by ich potajemnie wykorzystać, oraz majątku, by ich odpowiednio wyposażyć, ale Fremeni tam są… i jest tam przyprawowe bogactwo. Rozumiesz teraz, dlaczego pakujemy się w Arrakis, mając świadomość, że jest ona pułapką?
– Czy Harkonnenowie nie wiedzą o Fremenach?
– Harkonnenowie naigrawali się z Fremenów, polowali na nich dla sportu i nigdy nie zadali sobie trudu, by ich chociażby policzyć. Znamy politykę Harkonnenów wobec ludności planet: jak najmniej łożyć na jej utrzymanie. – Metaliczne nitki w godle jastrzębia na piersi księcia zalśniły, kiedy Leto zmieniał pozycję. – Teraz rozumiesz?
– Obecnie prowadzimy negocjacje z Fremenami – rzekł Paul.
– Wysłałem misję pod dowództwem Duncana Idaho – potwierdził książę. – Dumny i bezwzględny z niego człowiek, ale rozmiłowany w prawdzie. Myślę, że Fremeni będą go podziwiać. Przy odrobinie szczęścia może i nas osądzą według niego. Według Duncana bez Skazy.
– Duncan bez Skazy – powtórzył Paul. – I Gurney Waleczny.
– Trafnie ich nazywasz – powiedział książę.
Paul zaś pomyślał: „Gurney jest jednym z tych, których miała na myśli matka wielebna, mówiąc o »waleczności dzielnych«. On jest obrońcą światów”.
– Gurney mówił, że byłeś dziś dobry w fechtunku – rzekł Leto.
– Mnie powiedział co innego.
Książę roześmiał się na całe gardło.
– Domyślam się, że jest skąpy w pochwałach. Mówi, że masz finezyjne wyczucie różnicy – to jego słowa – pomiędzy ostrzem a sztychem.
– Gurney uważa, że nie ma artyzmu w zabiciu sztychem, że należy to zrobić ostrzem klingi.