Diuna. Frank Herbert

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Diuna - Frank Herbert страница 38

Diuna - Frank  Herbert s-f

Скачать книгу

Nie rozumiem.

      Leto ponownie spojrzał na zewnątrz. Białe słońce płonęło już całkiem wysoko w kwadrancie przedpołudnia. Mleczne światło wydobywało kipiel obłoków pyłu wsypującego się do ślepych kanionów, którymi ponacinany był Mur Zaporowy.

      Niespiesznie, cichym od hamowanego gniewu głosem książę opowiedział Paulowi o tajemniczym liście.

      – Równie dobrze mógłbyś podejrzewać mnie – stwierdził chłopak.

      – Oni muszą uznać, że im się udało – rzekł książę. – Muszą sądzić, że jestem taki głupi. I musi na to wyglądać. Nawet twoja matka nie powinna wiedzieć o tej mistyfikacji.

      – Ależ ojcze! Dlaczego?

      – Reakcja twojej matki nie może być udawana. Och, ona potrafi doskonale udawać… lecz zbyt wiele od tego zależy. Mam nadzieję wykurzyć zdrajcę z nory. Musi się wydawać, że zostałem wyprowadzony w pole. Trzeba zadać jej w ten sposób ból, by ominęło ją większe cierpienie.

      – Dlaczego mi o tym mówisz, ojcze? Mogę się zdradzić.

      – Na ciebie nie będą patrzeć pod tym kątem. Dotrzymasz tajemnicy. Musisz dotrzymać. – Przybliżył się do okien i mówił odwrócony tyłem: – W ten sposób, gdyby coś mi się stało, będziesz mógł jej powiedzieć prawdę: że nigdy w nią nie zwątpiłem, nawet na mgnienie oka. Chciałbym, żeby o tym wiedziała.

      W słowach ojca Paul wyczytał myśli o śmierci, więc powiedział szybko:

      – Nic ci się nie stanie, ojcze. Oni…

      – Cicho bądź, synu.

      Paul nie spuszczał wzroku z pleców ojca, dostrzegając zmęczenie w nachyleniu szyi, w linii ramion, w zwolnionych ruchach.

      – Jesteś po prostu zmęczony, ojcze.

      – Jestem zmęczony – zgodził się książę. – Jestem moralnie zmęczony. Pewnie dopadła mnie wreszcie melancholia degeneracji wysokich rodów. A byliśmy kiedyś tak mocnymi ludźmi.

      Chłopak rzekł z nagłym rozdrażnieniem:

      – Nasz ród się nie zdegenerował!

      – Nie? – Leto odwrócił się do syna, ukazując ciemne kręgi pod chłodnymi oczami. Na ustach miał cyniczny grymas. – Powinienem poślubić twą matkę, uczynić ją księżną, ale… mój wolny stan daje jeszcze pewnym rodom nadzieję na koligację ze mną przez ich córki na wydaniu. – Wzruszył ramionami. – Więc ja…

      – Matka mi to wytłumaczyła.

      – Wódz niczym tak nie zdobywa serc jak imponowaniem brawurą – powiedział książę. – Przeto obnoszę się ze swoją brawurą.

      – Jesteś dobrym przywódcą – zaprotestował Paul. – Dobrym władcą. Ludzie idą za tobą chętnie i z miłością.

      – Mam jeden z najlepszych korpusów propagandy – rzekł Leto. Znowu zatonął spojrzeniem w basenie. – Tu, na Arrakis, mamy większą szansę, niż Imperium mogłoby podejrzewać. A jednak czasami myślę, że lepiej byłoby uciec, zostać renegatem. Czasami chciałbym, byśmy się pogrążyli w anonimowości rzesz ludzkich, mniej wystawieni na…

      – Ojcze!

      – Tak, jestem zmęczony – przyznał książę. – Czy wiedziałeś, że osad przyprawy wykorzystujemy jako surowiec i że mamy już własną fabrykę podłoża filmów?

      – Sir?

      – Nie może nam zabraknąć folii podłożowej – powiedział Leto. – Jakże tu bez niej zalewać wsie i miasta naszymi informacjami? Ludzie muszą się dowiedzieć, jak dobrze nimi rządzę. Skąd by wiedzieli, gdybyśmy im o tym nie donosili?

      – Powinieneś trochę odpocząć – powiedział Paul.

      Książę ponownie stanął twarzą w twarz z synem.

      – O mało nie zapomniałem wymienić jeszcze jednej zalety Arrakis. Tutaj we wszystkim jest przyprawa. Oddychasz nią i jesz ją prawie we wszystkim. I dochodzę do wniosku, że daje ona pewną naturalną odporność na niektóre najbardziej popularne trucizny z Poradnika asasyna. A konieczność liczenia każdej kropli wody sprawia, że cały przemysł spożywczy – hodowla drożdży, hydroponika, chemia spożywcza, wszystko – znajduje się pod najściślejszym nadzorem. Nie możemy wymordować znacznej części naszej populacji za pomocą trucizny ani też nie można nas w ten sposób zaatakować. Arrakis czyni nas moralnymi i etycznymi.

      Paul chciał coś powiedzieć, ale książę nie dopuścił go do głosu.

      – Muszę się przed kimś wygadać, synu – rzekł z westchnieniem. Zerknął przez ramię na wypalony krajobraz, z którego zniknęły już teraz nawet kwiaty, stratowane przez żeńców rosy i zwarzone przedpołudniowym słońcem. – Na Kaladanie władaliśmy za pomocą potęg morskiej i powietrznej – stwierdził. – Tutaj musimy się dochrapać potęgi pustynnej. Oto twoje dziedzictwo, Paulu. Co z tobą będzie, jeśli mnie zabraknie? Nie, nie zostaniesz głową rodu renegatów, lecz partyzantów… uciekającym, ściganym.

      Paul rozpaczliwie szukał słów, nie wiedząc, co powiedzieć. Nigdy nie widział ojca aż tak przybitego.

      – Kto chce utrzymać Arrakis – mówił książę – staje przed podjęciem decyzji, których ceną może się okazać własna godność. – Wskazał zielono-czarny sztandar Atrydów zwisający martwo z masztu na skraju lądowiska. – Ten chlubny sztandar może się stać symbolem wielu strasznych rzeczy.

      Paul usiłował przełknąć ślinę, ale miał sucho w ustach. W słowach ojca była beznadzieja, przeczucie nieuchronnego losu, które zostawiło pustkę w piersi chłopca.

      Książę wyjął z kieszeni pigułkę energetyczną i połknął ją, nie popijając.

      – Siła i strach – powiedział. – Narzędzia sprawowania rządów. Muszę nakazać, by położono silniejszy nacisk na twoje szkolenie partyzanckie. W tym wycinku filmu nazywają cię „Mahdi” i „Lisan al-Gaib”. To może stać się dla ciebie ostatnią deską ratunku.

      Paul wpatrywał się w ojca, dostrzegając, jak pod wpływem pigułki prostują mu się ramiona, ale w pamięci miał jego słowa, pełne lęku i niepewności.

      – Co zatrzymało ekologa? – wymamrotał książę. – Mówiłem Hawatowi, żeby przysłał go wcześnie.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

Скачать книгу