Diuna. Frank Herbert

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Diuna - Frank Herbert страница 6

Diuna - Frank  Herbert s-f

Скачать книгу

by po cichu wbił mu handżar między żebra? – zapytał Piter. – Mówisz o żalu, a…

      – Książę musi wiedzieć, że gotuję mu zgubę – rzekł baron. – I muszą się o tym dowiedzieć pozostałe wysokie rody. Ta wiadomość sparaliżuje je na jakiś czas. Zyskam większe pole manewru. Konieczność jest oczywista, jednak nie musi mi się podobać.

      – Pole manewru. – Mentat zaśmiał się szyderczo. – Już spoczywa na tobie wzrok Imperatora, baronie. Zbyt śmiało sobie poczynasz. Pewnego dnia Szaddam przyśle tu, na Giedi Prime, jeden czy dwa legiony sardaukarów i będzie to koniec barona Vladimira Harkonnena.

      – Chciałbyś tego dożyć, nieprawdaż? – spytał baron. – Z rozkoszą patrzyłbyś, jak korpus sardaukarów łupi moje miasta i plądruje ten zamek. Sprawiłoby ci to prawdziwą radość.

      – Czyżby baron tego nie wiedział? – wysyczał Piter.

      – Ty powinieneś być baszarem tego korpusu – powiedział Vladimir. – Za bardzo kochasz krew i ból. Chyba zbyt pochopnie przyrzekłem ci łupy z Arrakis.

      Piter zrobił pięć osobliwie drobnych kroków na środek pokoju, stając tuż za plecami Feyda-Rauthy. Atmosfera była napięta, a młodzieniec zerknął niespokojnie na asasyna.

      – Nie igraj z Piterem, baronie – powiedział mentat. – Przyrzekłeś mi lady Jessikę. Przyrzekłeś mi ją.

      – Po co ci ona, Piterze? – zapytał baron. – Chcesz zadać jej ból?

      Piter wpatrywał się w niego, przedłużając ciszę.

      Feyd-Rautha odsunął się na bok z fotelem dryfowym.

      – Stryju, czy muszę tu siedzieć? Powiedziałeś, że…

      – Mój kochanieńki Feyd-Rautha się niecierpliwi – stwierdził baron. Poruszył się wśród cieni za globusem. I ponownie skierował uwagę na mentata. – A dziecko, książątko Paul, mój drogi Piterze?

      – Pułapka złapie go dla ciebie, baronie – zamruczał asasyn.

      – Nie o to pytam – powiedział baron. – Pamiętasz zapewne, że przepowiedziałeś, iż czarownica Bene Gesserit urodzi księciu córkę. Pomyliłeś się, co, mentacie?

      – Nieczęsto się mylę, baronie – rzekł Piter i po raz pierwszy w jego głosie przyczaił się strach. – Przyznaj: nieczęsto się mylę. I sam wiesz, że te Bene Gesserit rodzą przeważnie córki. Nawet małżonka Imperatora wydała na świat same dziewczyny.

      – Stryju – odezwał się Feyd-Rautha – powiedziałeś, że tutaj będzie coś ważnego, co ja…

      – Posłuchaj mego bratanka – przerwał mu baron. – Ma aspiracje do panowania nad moją baronią, a nie potrafi panować nad sobą. – Poruszył się za globusem; cień wśród cieni. – Feydzie-Rautho Harkonnenie, wezwałem cię tutaj, mając nadzieję, że nabędziesz nieco mądrości. Czy obserwowałeś naszego poczciwego mentata? Powinieneś się czegoś nauczyć z tej wymiany zdań.

      – Ale stryju…

      – Najsprawniejszy mentat ten nasz Piter, nie uważasz, Feydzie?

      – Tak, ale…

      – Zaiste, ale! Ale zjada za dużo przyprawy, je ją jak cukierki. Spójrz na jego oczy! Jakby przybył prosto z arrakijskiego obozu pracy. Sprawny ten Piter, ale jednak uczuciowy i skory do wybuchów gniewu. Sprawny, ale jednak może się mylić.

      Głos asasyna brzmiał cicho i posępnie:

      – Czy wezwałeś mnie tutaj, baronie, by zdyskredytować moją sprawność?

      – Zdyskredytować twoją sprawność? Znasz mnie chyba lepiej, Piterze. Chciałbym jedynie, aby mój bratanek zrozumiał ograniczenia mentata.

      – Szkolisz już mego następcę?

      – Zastąpić ciebie? Ależ, Piterze, gdzież znalazłbym równie przebiegłego i mściwego jak ty mentata?

      – W tym samym miejscu, w którym mnie znalazłeś, baronie.

      – Może i powinienem to zrobić, skoro już o tym mówimy. – Vladimir się zamyślił. – Naprawdę robisz ostatnio wrażenie niezrównoważonego. A ile przyprawy zjadasz!

      – Czy moje przyjemności są zbyt kosztowne, baronie? Masz coś przeciwko nim?

      – Mój drogi, twoje przyjemności są tym, co cię ze mną wiąże. Jakże mógłbym mieć coś przeciwko nim? Ja tylko chciałbym, aby mój bratanek to w tobie zauważył.

      – Więc jestem tu na pokaz – powiedział Piter. – Mam zatańczyć? Mam zaprezentować swoje rozmaite umiejętności dostojnemu Feydowi-Rau…

      – Właśnie – przerwał mu baron. – Jesteś tu na pokaz. A teraz bądź cicho. – Zerknął na Feyda-Rauthę, odnotowując kształt ust bratanka, pełne i wydatne wargi, genetyczne znamię Harkonnenów, teraz lekko wykrzywione grymasem rozbawienia. – To mentat, Feydzie. Został wyszkolony i uwarunkowany do pełnienia określonych obowiązków. Nie da się jednak przeoczyć faktu, że jest opakowany ludzkim ciałem. To poważna wada. Czasami myślę, że starożytni ze swymi myślącymi machinami mieli słuszną ideę.

      – To były zabawki w porównaniu ze mną – warknął Piter. – Ty sam, baronie, dałbyś radę ich machinom.

      – Być może – przyznał Vladimir. – No dobrze… – Odetchnął głęboko i beknął. – Teraz, Piterze, przedstaw mojemu bratankowi w zarysie istotne elementy naszej kampanii przeciwko rodowi Atrydów. Bądź tak uprzejmy i pokaż, co potrafisz jako mentat.

      – Baronie, ostrzegałem cię przed powierzaniem komuś tak młodemu tych informacji. Moje obserwacje…

      – Ja będę o tym decydował – rzekł baron. – Daję ci rozkaz, mentacie. Zaprezentuj jedną ze swych rozmaitych umiejętności.

      – Dobrze więc – powiedział Piter. Wyprostował się, przyjmując dziwnie godną postawę, niczym maskę, lecz tym razem okrywającą całe ciało. – Za parę dni standardowych cały dwór księcia Leto zaokrętuje się na liniowiec Gildii Kosmicznej udający się na Arrakis. Gildia wysadzi ich raczej w Arrakin niż w naszym Kartagin. Mentat księcia, Thufir Hawat, słusznie dojdzie do wniosku, że Arrakin jest łatwiejsze do obrony.

      – Słuchaj uważnie, Feydzie – odezwał się baron. – Obserwuj plany wewnątrz planów w planach.

      Feyd-Rautha skinął głową, myśląc: „To już lepiej. Stary potwór dopuszcza mnie w końcu do sekretów. Chyba rzeczywiście zamierza uczynić mnie swoim dziedzicem”.

      – Istnieje kilka rozbieżnych możliwości – powiedział Piter. – Ja twierdzę, że ród Atrydów uda się na Arrakis. Nie możemy jednak zignorować ewentualności, że książę zawarł z Gildią kontrakt na wywiezienie go w bezpieczne miejsce poza Imperium. Inni w podobnych okolicznościach zostawali rodami renegackimi, zabierali rodzinne arsenały atomowe i tarcze i uciekali poza Imperium.

      –

Скачать книгу