MALARZ DUSZ. Отсутствует

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу MALARZ DUSZ - Отсутствует страница 16

MALARZ DUSZ - Отсутствует

Скачать книгу

ulicy co więzienie, w górnej części Ronda de Sant Pau, niedaleko targowiska i Ca Bertrán, gdzie pracowała Emma. Ksiądz był wykształconym, uprzejmym mężczyzną około trzydziestki, bardzo rozsądnym i jeszcze bardziej ostrożnym. Dalmau nie wiedział, jakiego rodzaju relacje łączą go z don Manuelem, ale często spotykał go u niego w domu. Nieraz ze sobą rozmawiali: o sztuce, malarstwie, rysunku… Dalmau doszedł do wniosku, że duchowny celowo dobiera tematy tak, by on czuł się swobodnie; nigdy nie próbował go nawracać ani rozmawiać o religii. Zdawał się szanować jego ateizm. Emma i Montserrat nie podzielały jego zdania, kiedy wspominał im o księdzu. „Tacy są najgorsi. Udają obojętność, ale niepostrzeżenie cię werbują. Uważaj na niego”, ostrzegała go siostra, jakby mówiła o diable.

      Tego popołudnia Dalmau nawet nie zdążył przywitać się z wielebnym, który czekał na nich w salonie. Don Manuel natychmiast chwycił duchownego pod ramię i zaciągnął go do pracowni, szeptem tłumacząc powody swojego zachowania. Dalmau stał pod imponującym kryształowym żyrandolem, na środku pokoju pełnego mebli, dywanów, gobelinów, figurek i obrazów, obserwowany przez doñę Celię i jej dwie córki. Krępująca cisza sprawiła, że nawet synek mistrza odłożył zabawkę i skierował wzrok na gościa. Úrsula jak zwykle przywitała go niepokojącym uśmieszkiem. Zniknął z jej twarzy, gdy tylko matka odwróciła głowę, odpowiedziawszy oschle na pozdrowienie Dalmaua.

      Służąca, która otworzyła im drzwi, zniknęła. Kobiety nie zwracały na niego uwagi: doña Celia wróciła do czytania, a jej córki do szycia, choć Úrsula znów zerknęła na niego kątem oka. Don Manuel zamknął się w pracowni z księdzem. Dalmau zastanawiał się, czy nie powinien pójść do kuchni: choć mistrz nie wydał mu takiego polecenia, właśnie tak to się odbywało. Pozbawiony manier robotnik w poszarpanym ubraniu nie miał prawa obcować z bogaczami. Uśmiechnął się, bo nagle zdał sobie sprawę, że nigdy nie siedział na kanapie w tym salonie, nie miał nawet okazji stanąć przy jednym z dużych okien wychodzących na Passeig de Gràcia i z tego uprzywilejowanego miejsca obserwować przechodniów, napawając się widokiem opływającego w zbytki miasta. Zawsze szedł prosto do kuchni albo do pracowni mistrza.

      Doña Celia podniosła oczy znad książki i zmierzyła go wzrokiem. Na jej twarzy malowało się oburzenie, jakby naruszył prywatność jej i jej dzieci. Zadzwoniła szklanym dzwonkiem, tak mocno, że omal go nie stłukła.

      – Zabierz go do kuchni – nakazała służącej, która przybiegła na wezwanie pani.

      Pożegnał się lekkim skinieniem głowy i podążył za dziewczyną.

      – Witaj, Anno – pozdrowił kucharkę, która krzątała się przy żelaznej kuchni na kilka fajerek.

      Kobieta odwróciła głowę i rozejrzała się, żeby sprawdzić, czy w pobliżu nie ma doñi Celii, jej córek albo którejś ze służących, która mogłaby donieść pani, że okazuje sympatię Dalmauowi. Ale w kuchni był tylko ten młody człowiek, który ubierał się jak obdartus, żeby nie musieć siadać przy stole z państwem. Uśmiechnęła się. Chociaż brakowało jej zębów, uśmiech dodawał uroku twarzy o pucołowatych policzkach zaczerwienionych od unoszącej się znad garnków pary. Anna lubiła karmić tych, którzy zaglądali do jej kuchni.

      – Siadaj! – przykazała. – Na pierwsze będą ziemniaki z fasolką i kalafiorem, na drugie kurczak i pisto. Ale jeszcze nie skończyłam gotować, przyszliście dziś wcześniej.

      – Pyszności – odparł Dalmau, choć sprawa siostry odebrała mu apetyt.

      Usiadł przy stole z nieoheblowanego drewna, wyciągnął z kieszeni blok i węgiel i zaczął rysować.

      – A na deser flan – dodała Anna. Postawiła przed nim szklaneczkę mocnego czerwonego wina, którego używała do potraw, po czym wróciła do garnków.

      Przez kilka minut oboje milczeli: Dalmau rysował, kucharka kroiła tasakiem kurczaka, jednocześnie pilnując papryki i bakłażanów, które dusiły się na wolnym ogniu.

      – Co robisz? – zapytał chłopak na odgłos skwierczenia, nie podnosząc wzroku znad kartki.

      – Smażę kurczaka – odparła kucharka. – A ty?

      Staram się nie zwariować, pomyślał Dalmau, który gryzmolił po kartce w oczekiwaniu na decyzję don Manuela.

      – Rysuję – odpowiedział.

      – Co? – dopytywała Anna, krzątając się za jego plecami.

      – Kurczaka, bakłażany, papryki…

      Kucharka odwróciła głowę i ruchem brody poprosiła, żeby pokazał jej rysunki. Okazało się, że Dalmau namazał tylko kilka kresek.

      – Zawsze mnie oszukujesz – poskarżyła się.

      – No to niech się pani nie daje oszukiwać. Niech się pani nie daje oszukiwać.

      Oboje spojrzeli w stronę drzwi: w progu stała Úrsula, starsza córka mistrza.

      – Panienka wybaczy – przeprosiła Anna i wróciła do smażenia kurczaka.

      – Co to za rysunek? – zapytała Úrsula, podchodząc do Dalmaua.

      Kucharka nie odpowiedziała; zrobił to on.

      – Nic takiego. – Podarł kartkę na drobne kawałki, zmiął je i schował do kieszeni.

      Dziewczyna przyglądała się temu nieporuszona.

      – Pójdziesz ze mną – rzuciła kpiącym tonem. – Mój ojciec chce cię widzieć.

      Dalmau zerwał się z krzesła i podążył za Úrsulą. W jego głowie kotłowały się myśli: Montserrat, więzienie, gwałt, odmowa mistrza…

      Zaaferowany, wszedł do pokoju. Úrsula zamknęła za nim drzwi. Przez chwilę przyzwyczajał oczy do mroku rozjaśnianego jedynie przez małe okienko wychodzące na podwórze. Odkrył, że znajdują się w schowku, pośród kuchennych sprzętów, mioteł, wiader i środków czystości.

      – Co tu robimy? – zapytał. – Nie mówiłaś, że wzywa mnie twój ojciec?

      – Wezwie cię, jeżeli mu w tym nie przeszkodzę – oznajmiła Úrsula. Dalmau wyprostował plecy i z niezrozumieniem pokręcił głową. – Słyszałam jego rozmowę z wielebnym Jacintem… – wyjaśniła, nie dając mu dojść do słowa. – Wiem o twojej siostrze.

      – I? – Zachęcił ją, by mówiła dalej.

      – Wiesz, że ojciec spełni każde moje życzenie. Mogłabym się wstawić za twoją siostrą. Montserrat, prawda? Jesteśmy w tym samym wieku. Podobno ją zgwałcili, to straszne. Ale mogłabym też skłonić matkę, żeby się sprzeciwiła, a wtedy ojciec nie ruszy palcem w jej sprawie.

      – Ile mnie to będzie kosztowało?

      – Niedużo – odpowiedziała uwodzicielskim tonem. Przysunęła się i musnęła ustami jego wargi. – Bardzo niedużo – powtórzyła, odsuwając się, ciekawa jego reakcji.

      – Nie sądzę, żeby to był właściwy sposób…

Скачать книгу