MALARZ DUSZ. Отсутствует
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу MALARZ DUSZ - Отсутствует страница 19
Za którymś razem wielebny Jacint westchnął i przykazał mu, by jak najszybciej przyprowadził siostrę na katechezę, w przeciwnym razie don Manuel wycofa się z umowy i każe ją ponownie aresztować.
3
EMMA STAŁA Z OTWARTYMI ustami. Jej ręce nagle zastygły w bezruchu, jakby zapomniała, co miała zrobić. Rzadko odbierało jej mowę, rzadko cokolwiek zaskakiwało ją do tego stopnia, że milkła. Wreszcie zareagowała i zaczęła nerwowo wymachiwać dłońmi.
– Oszalałeś? – Spostrzegła, że Dalmau wykrzywia usta i odwraca wzrok. – Ostrzegałam cię, że to się nie uda, że Montserrat nigdy się nie zgodzi, że będzie wolała wrócić do więzienia i dawać się gwałcić, niż chodzić do zakonnic na katechezę. Przecież sama ci to powiedziała! A ty jej obiecałeś, że nie będzie musiała, że wszystko załatwione. Wolałam nie dociekać, jak zamierzasz to rozwiązać, ale nigdy nie podejrzewałam, że wyskoczysz z… taką propozycją!
– Przykro mi – przeprosił Dalmau. – Przykro mi, kochanie, ale czyżbyś już zapomniała, co jej tam robili? – Urwał, bo załzawione oczy Emmy wskazywały, że pamięta. – Nie płacz, proszę – powiedział ochrypłym głosem.
– Nie płacz? – Dziewczyna zaniosła się szlochem. – Jak mam nie płakać?
Odsunęła się, widząc, że Dalmau chce ją objąć. Odwróciła się do niego plecami. Przez chwilę stali bez ruchu na podwórzu na tyłach jadłodajni. Prawdopodobnie wspominali tę samą scenę: dzień, kiedy poszli po Montserrat do więzienia. Emma zaczekała na rodzeństwo przed wejściem.
Zabrali Montserrat do domu. Na powitanie Emma zasypała przyjaciółkę pocałunkami, na co ta odpowiedziała słabym uściskiem. Zagadywała ją przez całą drogę, ale siostra Dalmaua tylko potakiwała albo kręciła głową, zmęczona, jakby te skąpe odpowiedzi kosztowały ją dużo wysiłku.
Emma usłyszała, jak Dalmau szeptem proponuje matce, żeby zabrali Montserrat do łaźni przy ulicy Escudellers.
– Za drobną opłatą będzie mogła się wykąpać.
Ale Josefa nie posłuchała syna.
– Przynieś wody – nakazała.
Zaprowadziły Montserrat do pokoju, który dzieliła z matką.
Emma jak zahipnotyzowana patrzyła na Josefę, która powoli rozbierała brudną, śmierdzącą córkę. Montserrat bezwolnie oddała się w jej ręce, bez słowa, nieobecna duchem. Dziewczyny wielokrotnie porównywały swoje ciała, pieściły się, ulegając zmysłowości, która emanowała z ich urody, młodości i apetytu na życie. Ile czasu minęło, odkąd zamknięto jej przyjaciółkę? Trzy miesiące? Więcej?
Emma odwróciła się do niej plecami. Nie po to, by uniknąć widoku posiniaczonego kościstego ciała z obwisłymi piersiami, z którego wyssano życie, ale ze wstydu: nie chciała afiszować się ze swoją urodą. Tego dnia włożyła najładniejszą sukienkę, jakby wybierała się na zabawę. Uszyła ją Josefa, ze skrawków, które Montserrat przyniosła z fabryki. Idiotka! – wyrzucała sobie, próbując zapanować nad łzami.
– Weź wodę – powiedziała Josefa, kiedy do drzwi zapukał Dalmau. – Daj mu to wiadro, niech przyniesie więcej – dodała, gdy Emma postawiła na podłodze przyniesioną przez chłopaka miednicę.
Dalmau kilkakrotnie przynosił im wodę, to w miednicy, to znów w wiadrze. Emma podawała Josefie czyste szmatki – prawdopodobnie kawałki materiału, które dostała do zszycia. Kobieta delikatnie obmywała córkę, cicho nucąc. Emmie wydawało się, że rozpoznaje piosenkę z dzieciństwa, z czasów, kiedy żyli jeszcze ich ojcowie, przed procesem z Montjuïc, przed wyrokiem skazującym ich za przestępstwo, którego nie popełnili. Cicho zawtórowała Josefie. Montserrat patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem. Zanosiła się kaszlem, woda spływała na płytki po jej nagim, zmaltretowanym ciele. Emma wycierała podłogę brudnymi szmatkami. Umyła przyjaciółce stopy, klęcząc przed nią ze spuszczonym wzrokiem.
– Idź z Dalmauem po coś na kaszel – wybawiła ją Josefa. – Przynieście też świeże pieczywo i wszystko, co potrzebne na escudella z mięsem… chudym mięsem. Ty będziesz wiedziała, co kupić. Nie patrz na ceny – dodała. – Montserrat musi się dobrze odżywiać.
Dalmau wziął pieniądze i poszli po cielęcinę. Emma przebierała w kawałkach wyłożonych na straganie. „Ten jest częściowo zepsuty, tyle że maskują to różnymi środkami”, wytłumaczyła narzeczonemu. Kupili także poćwiartowaną kurę i trochę wieprzowiny – boczek, świńskie ucho i ryj – oraz comber króliczy, baranią nogę, ogon i szyję. Do tego kości wieprzową i cielęcą. Kaszankę i białą kiełbasę. Ziemniaki i fasolę. Smalec. Kapustę, selera, marchew, pory, karczochy i ryż. Jajka i natkę pietruszki. Czosnek, mąkę i chleb. Potem poszli do apteki, gdzie Dalmau poprosił o najlepszy środek na kaszel.
Dostali syrop z bromoformem i heroiną.
– Bromoform jest środkiem uspokajającym – wyjaśnił aptekarz. – W połączeniu z heroiną złagodzi kaszel. Bez dwóch zdań! – zapewnił na widok wyrazu twarzy Emmy, która z niedowierzaniem obracała w dłoniach buteleczkę.
– Słyszałem o lekarstwach z morfiną – powiedział równie zaskoczony Dalmau.
– Heroina to pochodna morfiny. Jest skuteczniejsza. Sami się przekonacie.
Aptekarz się nie pomylił. Kiedy wrócili, Montserrat spała w czystej pościeli. Matka siedziała przy oknie i szyła niemal z zamkniętymi oczami. Ataki kaszlu, które burzyły sen dziewczyny, ustąpiły, gdy tylko podała jej syrop. Josefa minęła syna, unikając jego spojrzenia, i udała się do kuchni, by przygotować potrawkę.
– Dlaczego matka tak się zachowuje, skoro…? – zaczął Dalmau.
– Obwinia się… – odpowiedziała Emma, zanim skończył. – I czuje wstyd.
– Wstyd? – przerwał jej zdziwiony.
– Owszem – potwierdziła dziewczyna z przekonaniem. – Wstyd z powodu okrucieństwa, którego doświadczyła Montserrat. Wstyd z powodu ciała sprofanowanego przez bandę złodziei, łajdaków, skurwysynów, ciała, które wydała na świat i które kocha bardziej niż własne. Ciekawe, prawda? My, kobiety, jesteśmy takie głupie.
Ona także często wstydziła się czegoś, za co nie ponosiła żadnej odpowiedzialności. Nie znaczyło to jednak, że Dalmau może wykorzystać jej poczucie winy i prosić, by uczęszczała zamiast Montserrat na katechezę do sióstr pasterzanek. Emma szlochała, odwrócona plecami do narzeczonego. Nad kim płakała? Nad Montserrat czy nad sobą samą? Przyjaciółka powoli dochodziła do siebie… Fizycznie, bo trauma, której doświadczyła w więzieniu, nadal ją nękała, choć starała się wymazać tamte przeżycia ze świadomości. Emma wyczuwała to, kiedy się spotykały – niemal codziennie. Zostawały w domu, szły na spacer, a jeżeli miały pieniądze, wstępowały na