MALARZ DUSZ. Отсутствует
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу MALARZ DUSZ - Отсутствует страница 37
Maravillas zbyła jego wątpliwości machnięciem ręki.
– Benito może najwyżej liczyć dni, które mu zostały, bo nic, tylko kaszle i pluje krwią.
Dziewczynka chciała pobiec za Emmą, która przestała wyzywać Dalmaua, splunęła pod nogi jednej z mleczarek i poszła w dół drogi.
– Zostaw ją – poprosił Delfín.
Ale siostra nie zamierzała go słuchać. Chciała wiedzieć, co stanie się z tą dziewczyną. Czuła, że jeszcze jej się przyda… żeby pomóc albo zaszkodzić Dalmauowi.
STRYJ SEBASTIÁN JUŻ O wszystkim wiedział: po wyjściu Emmy przyszedł na obiad do Ca Bertrán. Im dłużej czekał na powrót bratanicy, tym większy był jego gniew. Kiedy dziewczyna weszła do domu, wprost szalał ze złości, zachowywał się agresywnie i był pijany, o czym świadczyły opróżniona do połowy butelka anyżówki i oddech, którym uraczył ją na powitanie.
– Coś ty najlepszego zrobiła, niewdzięcznico?! – ryknął. Jego bratanica cofała się do drzwi, a on zmierzał w jej stronę i krzyczał, opryskując ją śliną cuchnącą alkoholem. – Całe miasto widziało cię nago! Ty ladacznico! Ty dziwko! Tak cię wychowałem? Co by na to powiedział twój ojciec?
Plecy Emmy zderzyły się z zamkniętymi drzwiami. Nos stryja zatrzymał się centymetr od jej twarzy; smród wydobywający się z jego ust i odór potu przyprawiły ją o mdłości. Słyszała jego oddech, czuła na twarzy falę ciepłego powietrza. Byli w mieszkaniu sami, kuzyni jeszcze nie wrócili z pracy. Pomyślała, że ją uderzy. Zamknęła oczy. Drżała ze strachu, że ją zgwałci, pijany i powodowany gniewem, ale krzyki niespodziewanie ucichły. Minęło kilka sekund. Emma nie miała odwagi, by na niego spojrzeć. Nie mogła zapanować nad drżeniem kolan. Ugięły się pod nią nogi. Nagle mieszkaniem wstrząsnął huk: to pięść stryja wyrżnęła w drzwi. Emma osunęła się na podłogę. Sebastián wymierzył kilka kopniaków, tuż przy jej głowie. Trzask pękającego drewna sprawił, że jeszcze bardziej się skuliła. Stryj podszedł do stołu i nalał sobie kolejny kieliszek wódki.
Siedziała na podłodze, ukrywając twarz za kolanami. Patrzyła, jak stryj wychyla trunek i ponownie napełnia kieliszek.
– Jutro poszukam ci poczciwego chłopa, który będzie potrafił zapomnieć o tych rysunkach i wybaczyć ci twoje zachowanie. Wyjdziesz za niego. Niełatwo będzie znaleźć takiego, co chciałby mieć żonę, którą oglądała połowa mężczyzn w Barcelonie i śliniła się przy tym, ale chyba znam kogoś, kto…
– Nie. – Emma zdziwiła się, słysząc własne słowa. – Za nikogo nie wyjdę.
Sebastián wychylił kieliszek, tym razem jednym haustem, co – nie wiadomo dlaczego – uspokoiło Emmę.
– Powinienem sprać cię na kwaśne jabłko, ale obiecałem bratu, że nie pozwolę, by ktokolwiek cię skrzywdził, a to dotyczy także mnie – powiedział. – Jeżeli nie posłuchasz, będziesz musiała opuścić ten dom. Jesteś już dorosła, a to zwalnia mnie z obietnicy, którą złożyłem twojemu ojcu.
Po tej przemowie – długiej jak na prostego rzeźnika – Sebastián opadł na jedno z krzeseł otaczających stół.
– Niech się stryj nie martwi, jutro rano… – zaczęła Emma.
– Nie jutro. Dziś. Zaraz.
– Ale Rosa… i kuzyni – wybełkotała. – Chciałabym się z nimi pożegnać.
– To zaczekaj na nich przed kamienicą.
Emma miała ze sobą część swojego dobytku: tobołek z miską, sztućcami, dwoma fartuchami i serwetką, które przyniosła z jadłodajni. Teraz musiała zabrać swoje rzeczy z miejsca, które od śmierci ojca było jej domem. Trochę ubrań. Kwiecista sukienka uszyta z materiału, który dostała od Montserrat. Para butów i obrazki, które narysował dla niej w dzieciństwie Dalmau. Podarła wszystkie. Po rodzicach zostały jej tylko okulary z porysowanymi szkłami i pióro ze złotą skuwką, którego strzegła jak skarbu. Postanowiła, że go ze sobą nie zabierze.
– Niech je stryj dla mnie przechowa – poprosiła, kładąc pióro na stole. Była już spakowana. – Wierzę, że któregoś dnia po nie wrócę, ale jeśli nie, niech je stryj odda swojemu starszemu synowi. – Mężczyzna milczał. – Dziękuję za wszystko. Musi stryj wiedzieć, że rozumiem stryja decyzję.
Pochyliła się, żeby pocałować go w czubek głowy. Często tak robiła, ale tym razem Sebastián się uchylił.
– Przykro mi – powtórzyła, kierując się do wyjścia.
– Jeżeli nie wydam cię za mąż – odezwał się stryj, kiedy stała już w drzwiach – nie wyrzucę cię z domu ani nie obiję ci twarzy, ludzie pomyślą, że moja Rosa jest tak samo rozpustna jak ty. A na to nigdy się nie zgodzę.
Skinęła głową i zniknęła za progiem.
Kuzynka wybuchnęła płaczem, kiedy spotkały się przed wejściem do kamienicy i Emma wyjaśniła jej, co się wydarzyło. „Oni nie zrozumieją”, ostrzegła ją Rosa przed reakcją braci. Miała rację. Kuzyni nadeszli w momencie, kiedy dziewczyny się żegnały.
– Mam nadzieję, że ty nie pozowałaś temu skurwysynowi? – powiedział jeden z nich, przeszywając siostrę wzrokiem. Ze złości zaciskał pięści.
– Uprzedzałem cię: nie powinniśmy byli pozwalać, żeby Emma sypiała w naszym domu z tym łajdakiem. To nie mogło się dobrze skończyć – dodał drugi.
– Przykro mi – przeprosiła kuzynów Emma.
Na pożegnanie cmoknęła każdego w policzek. Nie uchylili się przed pocałunkiem jak ich ojciec, byli jednak skrępowani; chcieli jak najszybciej zakończyć to spotkanie, uciec przed podejrzliwymi spojrzeniami mijających ich sąsiadów. „Coś się dzieje?”, zapytał jeden z nich.
Działo się dużo. Emma była prawie bez pieniędzy, miała zaledwie kilka peset. Oszczędności i odprawa, którą wypłacił jej Bertrán, wystarczyłyby najwyżej na wynajęcie pokoju. Ale w każdym z mieszkań, o których słyszała od koleżanek i które poleciła jej Rosa, mogło ją spotkać to samo co u stryja: gdyby właściciel dowiedział się o rysunkach, najprawdopodobniej by ją wyrzucił albo… Rosa nie odważyła się powiedzieć tego na głos. Nie musiała. Emma też się bała, że wezmą ją za kobietę lekkich obyczajów i wykorzystają. Przecież przestraszyła się, że zniewoli ją własny stryj. Nie wyznała tego kuzynce, czuła się winna, że tak niesprawiedliwie oceniła mężczyznę, który przyjął ją pod swój dach. Ale skoro bała się krewnego, którego szanowała i darzyła zaufaniem, to co dopiero mówić o obcych mężczyznach.
Nagle zdała sobie sprawę, że pomijając protesty w obronie praw robotniczych, uciekanie przed Gwardią Obywatelską i wyzwiska rzucane pod adresem burżujów, wiodła raczej spokojne życie. Kiedy Rosa i kuzyni zniknęli w kamienicy, świat znowu wydał jej się nieprzyjazny, jak w chwili gdy opuściła Ca Bertrán. Była sama. Potrzebowała pracy. Potrzebowała pieniędzy. Potrzebowała dachu nad głową, porządnego domu, w którym nikt by jej nie znał, gdzie mogłaby