W cieniu wiązów. Анатоль Франс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу W cieniu wiązów - Анатоль Франс страница 6
Odparł, że istotnie ozdoby kościelne przedstawiają dla artystów cenne wzory, co dowodzi, iż Kościół nie jest wrogiem sztuki.
Od tego dnia ksiądz Guitrel szperał po zakrystiach wiejskich i wyszukiwał przedmioty zabytkowe. Nie było tygodnia, żeby nie przyniósł pod sutanną do Rondonneau młodszego już to ornatu, już to kapy, zręcznie wyłudzonych od naiwnych proboszczów. Ograbionym zakrystiom ksiądz Guitrel skrupulatnie przekazywał pięciofrankówki, którymi prefekt opłacał jedwab, brokat, aksamit i galony.
Po sześciu miesiącach salon pani Worms-Clavelin był podobny do skarbca katedralnego i unosiła się w nim mdła woń kadzidła.
Pewnego letniego dnia ksiądz Guitrel, wszedłszy jak zwykle na piętro do jubilera, zastał w magazynie pana Worms-Clavelin, wesoło palącego cygaro. Prefekt właśnie w przeddzień przeprowadził na wyborach swego kandydata, hodowcę koni, świeżo zjednanego monarchistę, i liczył na aprobatę ministra, który po cichu wolał nie starych, lecz nowych republikanów, mniej wymagających i bardziej uniżonych. Z radosną dumą poklepał księdza po ramieniu.
– Księże profesorze, dobrze by było, gdybyśmy mieli dużo księży tak oświeconych, wyrozumiałych, bez przesądów, jak ksiądz – bo ksiądz nie ma przesądów – księży świadomych chwili i potrzeb społeczeństwa demokratycznego. Gdyby episkopat, gdyby duchowieństwo francuskie przejęło się ideami postępowymi i konserwatywnymi zarazem, jakie właśnie głosi Republika, mogłoby ono jeszcze odegrać piękną rolę.
I w dymie swego grubego cygara wypowiadał o religii zdania dowodzące tak zupełnej ignorancji, że ksiądz Guitrel w duchu był zdumiony. Prefekt jednakowoż miał się za lepszego chrześcijanina od wielu chrześcijan i językiem loży masońskiej wychwalał naukę Jezusa, ale odrzucał – piąte przez dziesiąte – zarówno miejscowe zabobony, jak i podstawowe dogmaty, igły rzucane do chrzcielnicy świętego Pfala przez panny na wydaniu i istotną obecność Chrystusa w Eucharystii. Ksiądz Guitrel, zgodnego usposobienia, ale niezdolny do ustępstw w sprawie dogmatów, bąkał:
– Należy rozróżniać, panie prefekcie, należy rozróżniać!
Aby przerwać ten temat, ksiądz Guitrel sięgnął do kieszeni sutanny, wydobył rulon pergaminu i rozłożył go na biurku. Był to wielki arkusz nut do śpiewu gregoriańskiego, z gotyckim tekstem pod czterolinią, z rubrykami i ozdobnym inicjałem.
Prefekt wlepił w pergamin oczy wielkie jak klosze od lamp. Rondonneau młodszy nachylił różowy, goły czerep.
– Miniatura tego inicjału jest wcale misterna – rzekł – święta Agata, nieprawdaż?
– Męczeństwo świętej Agaty – odrzekł ksiądz Guitrel. – Widać katów szarpiących obcęgami piersi świętej.
I dodał głosem jak miód słodkim:
– Taka istotnie, według autentycznych dokumentów, była męka, na którą prokonsul skazał błogosławioną Agatę. Kartka antyfonarza, panie prefekcie, drobiazg, zwykły drobiazg, może warta jest miejsca w zbiorach pani Worms-Clavelin, tak przywiązanej do naszych starożytności chrześcijańskich. Kartka jest fragmentem proprium35 tej świętej.
I zaznaczając mocno akcent rytmiczny odczytał tekst łaciński:
„Dum torqueretur beata Agata in mamilla graviter, dixit ad judicem: Impie, crudelis et dire tyranne, non es confusus amputare in femina quod ipse in matre suxisti? Ego habeo mamillas integras intus in anima quas Domino consecravi”.36
Prefekt, chociaż miał maturę, na wpół tylko zrozumiał i w gorliwości, by się okazać frywolnym, zauważył, że to pikantne.
– Naiwne – poprawił cicho ksiądz Guitrel – naiwne.
Pan Worms-Clavelin przyznał, że istotnie język wieków średnich ma dużo naiwności.
– Zarazem jest też wzniosły – dodał ksiądz Guitrel.
Ale prefekt w tej kościelnej łacinie chciał koniecznie widzieć szczyptę swawoli, toteż z upartym i żartobliwym uśmiechem dziękując swemu kochanemu księdzu Guitrel za to odkrycie, schował pergamin do kieszeni.
I popychając księdza we framugę okna, szepnął mu na ucho:
– Kochany księże Guitrel, gdy nadarzy się sposobność, proszę liczyć na moją pomoc.
V
Była w mieście partia, która głośno wskazywała księdza Lantaigne, rektora seminarium, jako kapłana godnego infuły i zdolnego zająć wakujący tron w Tourcoing, w oczekiwaniu na moment, gdy zgon arcybiskupa Charlot pozwoli mu w mitrze, z pastorałem w ręku i ametystowym pierścieniem na palcu powrócić do metropolii, świadka jego cnót i czynów. Był to plan czcigodnego pana Cassignol, byłego prezesa sądu apelacyjnego, pozostającego od dwudziestu pięciu lat na emeryturze. Do tych planów przyłączali się pan Lerond, zastępca prokuratora dymisjonowany w epoce dekretów, obecnie adwokat, i ksiądz de Lalonde, były kapelan wojskowy, obecnie kapelan Zgromadzenia Sióstr Zbawienia. Osoby te, wprawdzie bardzo szanowane w mieście, ale niezbyt wpływowe, stanowiły prawie całą partię księdza Lantaigne.
Zaproszono rektora seminarium na obiad do pana prezesa Cassignol, który mu rzekł w obecności księdza de Lalonde i pana Lerond:
– Księże rektorze, stawaj w szranki! Kiedy trzeba będzie wybierać między księdzem Lantaigne, który tak godnie służył religii i Francji chrześcijańskiej, który powagą swego talentu i charakteru bronił praw Kościoła francuskiego, tak często w Kościele katolickim zdradzanych, wybierać między nim a księdzem Guitrel, nikt nie będzie na tyle bezczelny, aby się wahać. A że, jak się zdaje, tym razem naszemu miastu przypadnie zaszczyt dać biskupa miastu Tourcoing, wierni diecezji zgadzają się na chwilowe z tobą rozłączenie dla dobra episkopatu i naszej ojczyzny chrześcijańskiej.
I czcigodny pan Cassignol, rozpoczynający osiemdziesiąty szósty rok życia, dodał z uśmiechem:
– Jestem święcie przekonany, że zobaczymy się znowu. Wrócisz do nas z Tourcoing, księże rektorze!
Ksiądz Lantaigne odpowiedział:
– Panie prezydencie, nie ubiegając się o żadne zaszczyty, nie będę się uchylał od żadnych obowiązków.
Pragnął zasiąść na osieroconym tronie biskupa Duclou i spodziewał się tego. Ale u księdza Lantaigne duma mroziła ambicję, czekał więc, by mu mitrę biskupią ofiarowano.
Pewnego rana pan Lerond odwiedził go w seminarium i zawiadomił o postępach, które w ministerstwie poczyniła kandydatura księdza Guitrel. Podejrzewano, że na korzyść księdza Guitrel prefekt Worms-Clavelin rozpoczął energiczne zabiegi w biurach ministerstwa, gdzie wszyscy masoni otrzymali już odpowiednie rozkazy. Pan Lerond dowiedział się o tym w redakcji „Liberała”, klerykalnego i umiarkowanego dziennika miejscowego. Jeśli chodzi o stanowisko kardynała arcybiskupa, nic zgoła nie wiedziano.
Prawdą było, że Jego Eminencja kardynał arcybiskup nie odważył się dotychczas ani zwalczać, ani popierać żadnej kandydatury. Jego wrodzona ostrożność
35
36