Zamek kaniowski. Goszczyński Seweryn
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zamek kaniowski - Goszczyński Seweryn страница 2
Puszczyk drugi
A tam znowu, na górze, patrz! Jeździec majaczy:
Podjeżdża ku szubienicy.
Szyldwach do rusznicy:
Krzemień klasnął, proch wybuchnął,
Diabeł dmuchnął,
Wszystko z wiatrem uleciało:
A przed oczami szyldwacha
Pożółciało, pociemniało
I tysiąc jezdnych dokoła majaczy!
Cha, cha, cha!
Puszczyk pierwszy
Cóż to znaczy?
Puszczyk drugi
Aha! Już Kozak znalazł dziewicę.
Jeździec pod szubienicę.
Patrz! Trup się urwał; patrz, wisi drugi;
Diabeł skory do posługi.
W jakiej się pysze
Wesoły diabeł kołysze,
Jak zabawia towarzysze!
Jakie skoki, jakie śmiechy!
Cha-cha! Chy-chy!
Puszczyk pierwszy
Cóż to znaczy?
Puszczyk drugi
Patrz: jeździec ukradł trupa i pędzi przez błonia,
Aż mgła wstaje z konia;
Już ledwie, ledwie majaczy!
Puszczyk pierwszy
Cóż to znaczy?
Puszczyk drugi
Otumanili9 Kozaka,
Poziera spod krzaka:
I szubienica stoi, i diabeł się chwieje;
Kozak spokojny, a diabeł się śmieje!
Puszczyk pierwszy
Cóż się stanie z wisielcem, jak kogut zapieje?
Puszczyk drugi
Parą się rozwieje.
Puszczyk pierwszy
A jak trupa nie znajdzie, co szyldwacha spotka?
Puszczyk drugi
Zmienić diabła raczy.
Puszczyk pierwszy
Cóż to wszystko znaczy?
Puszczyk drugi
Szatańska pustotka!
Cha, cha, cha!
Szyldwach trupa nie ustrzegł, powieszą szyldwacha.
6
A tam, u dołu, jakie słychać gwary?
To słodkie słowa rozkochanej pary.
„Cóż on ci prawił, moje ty kochanie.
Kiedym was dzisiaj zeszedł niespodzianie?” —
Pytał Nebaba. „Jego piosnka stara,
Tak że już teraz i nie zważam na nią:
Jaka szczęśliwa byłaby z nas para,
Jak znakomitą zostałabym panią,
Gdybym zechciała zostać rządcy żoną.
Prawił jak dziecku. Szczególne gadanie!
Jak by mię wkoło szanowano, czczono!
Potem dwór jaki, a jakie ubranie!
Że zresztą w szczęściu nie mogę być takiem,
Choćby z najpierwszym złączona Kozakiem”.
– „I ty go słuchasz, kochana Orliko? —
Przerwał Nebaba, a nagłe przerwanie
Dosyć odkrywa, że wzmianka o panie10
O serce jego odbija się dziko. —
Lepiej byłoby nie słuchać, Orliko!
Jednak ty kochasz tylko mnie samego?”
Tak wrzące, nagłe były słowa jego,
Że między nimi dosyć czasu minie,
Nim na odpowiedź zbierze się dziewczynie:
„Ach! Ty byś może mniej uwierzył mowie,
Czy ciebie kocham, niechaj ci to powie!”.
I pocałunek płonącej miłości
Złożyła, w ogniu, na usta zazdrości.
„Orliko, słuchaj: niech go niebo strzeże,
Kogo postawi piekło między nami!
Jutro, dziś jeszcze!… Widzisz, o! te wieże,
Widzisz, Orliko, ten bór za wodami?…
A czyliż darmo i ja noszę szablę?
Jeśli podszepty uwiodą go diable,
Orliko, słuchaj, i Bóg nie ustrzeże!”
I dla uniesień dzikich przyświadczenia
W dziewicze usta zionął takie żary,
Jakimi drzewo wypala dłoń mary,
Kiedy niewierny przeczy jej zjawienia.
A chociaż ogniem grały jego żyły,
Usta pałały i oczy iskrzyły,
Pozór krwi zimnej w głosie swoim chowa
I te do pierwszych dodał jeszcze słowa:
„Takie, jak czujesz, nie zgasną upały!
Niechże się teraz dotknie ich zuchwały!
To pieczęć klątwy na skarbach twej twarzy!
A kto je ruszy, piekło go oparzy!”.
Nagle się dziwnie zaśmiały puszczyki:
Pieszczone cieniem, stworzenia te rade
Słyszeć wyroki, co niosą zagładę.
A strach się w sercu obudził Orliki.
I północ
9
10