Między ustami a brzegiem pucharu. Rodziewiczówna Maria

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Między ustami a brzegiem pucharu - Rodziewiczówna Maria страница 12

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Między ustami a brzegiem pucharu - Rodziewiczówna Maria

Скачать книгу

więc ty go wyzwałeś i zabiłeś…

      – Jakże, bez powodu? Dałem za wygraną i wyjechałem, ale mam plan obmyślony, niezawodny.

      – Ciekawym usłyszeć ten twój plan pierworodny! – szydził Schöneich

      Croy-Dülmen zrazu słuchał zawstydzony.

      Herbert okazał się rozumniejszy od niego.

      Była to hańba, skaza na opinii.

      Ale w miarę opowiadania uspokoił się zupełnie. Przeciwnik, wedle wyrażenia barona Michała, zjadł mydło. Więc hrabia uśmiechnął się lekceważąco, sięgnął po ananas i począł go krajać na wety90. A Herbert roztaczał swój plan.

      – Jadę do Poznania, kupuję w sąsiedztwie majątek i zaczynam starać według wszelkich form. W ostateczności gotówem91 się ożenić.

      – Jeżeli cię zechcą! – mruknął Schöneich.

      – Mnie?! – oburzył się magnat.

      – Żebym był panną, to bym odmówił.

      – Kto by tam tobie proponował!

      – Możem nieładny, nieszykowny?

      – Śliczny! – parsknął śmiechem Wentzel. – Jakże się wabi ta piękna Polka, Herbercie?

      – Jadwiga.

      – One wszystkie widocznie Jadwigi.

      – Albo znasz więcej tego imienia?

      – Moja matka była Jadwiga – mruknął niewyraźnie, spuszczając oczy nad talerzem.

      – Nazwisko dzikie, trzeba się zakrztusić: Chrząstkowska…

      – Jak? Co?

      Hrabia upuścił nóż na stół: twarz jego wyrażała okropne zdumienie i komiczny przestrach.

      – Chrząstkowska! – powtórzył Herbert, kalecząc niemiłosiernie wyraz i krzywiąc się, jakby jadł cytrynę.

      – A ten młody, co jej towarzyszył, także Chrząstkowski?

      – Zdaje mi się.

      – Jan?

      – Skądże mogę wiedzieć? Co tobie?

      – Verflucht, verdammt92 – krzyknął hrabia, zrywając się na równe nogi. – Bywajcie zdrowi!

      – Sfiksował! – wołał Schöneich.

      Jak admirał, Wentzel nie wziął reszty; z paltotem dogonił go lokaj na schodach; kapelusza zapomniał. Jak szalony wyleciał na ulicę.

      Taranty stały przed bramą. Skoczył do karety.

      – Do pana Sperligna! Galopem!

      Konie pognały jak wicher, krzesząc iskry z kamieni; latarnie migały jak błędne ogniki, stangret bezustannie krzyczał: „baczność!” – policjanci daremnie wołali – konie niosły aż na drugi koniec miasta, gdzie mieszkał plenipotent hrabiego, młody jurysta93, kolega z uniwersytetu.

      Wentzel wyskoczył w biegu, zginął w bramie.

      – Jest pan Sperling? – spytał szwajcara.

      – Nie wychodził, a może nie wrócił.

      – Cóżeś robił, słomiana lalko? – zawołał panicz groźnie i ruszył na schody, skacząc po cztery stopnie.

      Od urodzenia tak się nie zmęczył i od urodzenia nie odwiedzał plenipotentów – dawał audiencje u siebie w pałacu. Toteż, gdy zadzwonił – Sperling, otwierający zamiast lokaja, aż się cofnął z podziwu.

      – Pan hrabia? Co się stało?

      – Gdzie listy, któreś ode mnie zabrał?

      – Są u mnie.

      – Pokaż ten z dzikim podpisem, z Poznania, gdzie pytają o metrykę mej matki.

      – Zaraz, proszę do gabinetu.

      Weszli do izdebki, zawalonej foliałami94; przy biurku pisała młoda kobieta.

      – Moja żona, hrabia Croy-Dülmen – przedstawił adwokat, a potem, zwracając się do niej, spytał:

      – Gdzie są listy hrabiego, Lili?

      Kobieta w milczeniu podała pakiet, skłoniła się i wyszła.

      Sperling przerzucił zwitek, Wentzel targał wąsy. Nareszcie znaleziono kwestionowany95 list. Nosił adres pałacu Pod Lipami i pisany był złą niemczyzną. Hrabia go znalazł w stosie innych na biurku, odczytał, a ponieważ był w interesie prawnym, polecił odpowiedzieć Sperlingowi. Teraz porwał go gorączkowo i przeczytał raz, drugi; zawierał, co następuje:

      „Szanowny Panie! W imieniu pani Tekli Ostrowskiej udaję się do niego w następującym interesie. Po zgonie śp. Wacława Ostrowskiego, w maju bieżącego roku, potrzebne są dla formalności prawnych spadkowych: metryka i świadectwo ślubu i zgonu śp. Jadwigi Ostrowskiej hrabiny Croy-Dülmen, o które to papiery w kopii ośmielam się upraszać. Na koszta stemplowe i pocztowe załączam 25 marek ufając, że Szanowny Pan drobnej tej prośbie nie odmówi.

      Przy czym pozostaję z należnym szacunkiem

Jan Chrząstkowski.

      Adres mój następujący: Provinz Posen, poczta Braniszcze, majątek Mariampol”.

      Wentzel przetarł oczy i powtórzył półgłosem:

      – Chrząstkowski, Chrząstkowski! – potem spojrzał na Sperlinga i spytał – Aleś jeszcze nie odpisał, sądzę?

      – Owszem. Nie odkładam nigdy do jutra.

      – Człowieku! I cóżeś odpisał?

      – Co pan hrabia polecił: że nie ma ani czasu, ani ochoty na szperanie w dokumentach, a papierów po matce nie wie nawet gdzie szukać; dawno je darował szczurom.

      – Donner und Blitz96! Czarno na białym… Taka monstrualna obraza! Czyś zwariował?

      – Nie ja, panie hrabio – rzekł z ukłonem jurysta.

      – I list poszedł?

      – Przed godziną.

      Wentzel garściami wziął się za włosy.

      – Trzeba go wycofać!

Скачать книгу


<p>90</p>

wety (daw.) – deser. [przypis edytorski]

<p>91</p>

gotówem – skrócone od: gotów jestem (przykład konstrukcji z ruchomą końcówką czasownika). [przypis edytorski]

<p>92</p>

verflucht, verdammt (niem.) – przekleństwo: cholerny, przeklęty itp. [przypis edytorski]

<p>93</p>

jurysta (daw.) – prawnik. [przypis edytorski]

<p>94</p>

foliał (z łac.) – księga wielkich rozmiarów. [przypis edytorski]

<p>95</p>

kwestionowany – tu: ten, o który pytano. [przypis edytorski]

<p>96</p>

Donner und Blitz (niem.) – przekleństwo: do stu piorunów (dosł. grzmot i błyskawica). [przypis edytorski]