Ogniem i mieczem, tom drugi. Генрик Сенкевич

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ogniem i mieczem, tom drugi - Генрик Сенкевич страница 14

Ogniem i mieczem, tom drugi - Генрик Сенкевич

Скачать книгу

robić? Ruszyć na księcia? Toż pod Konstantynowem inny duch był w czerni174 i większe siły, a jednak zostali pobici, zdziesiątkowani, ledwie z życiem uszli. Krzywonos był pewien, że jego mołojcy175 będą się bili jak wściekli przeciw każdym innym wojskom Rzeczypospolitej i przeciw każdemu innemu wodzowi, ale za zbliżeniem się Jaremy – pierzchną jak stado łabędzi przed orłem, jak stepowe puchy przed wiatrem.

      Czekać księcia pod Kamieńcem było jeszcze gorzej. Krzywonos postanowił rzucić się na wschód, aż hen! ku Bracławowi176, ominąć swego złego ducha i dążyć do Chmielnickiego. Pewnym był wprawdzie, że tak kołując, na czas nie zdąży, ale przynajmniej na czas się o rezultacie dowie i o własnym ratunku pomyśli.

      A wtem przyleciały z wiatrem nowe wieści, że Chmielnicki już pobit; puszczał je – jak i poprzednie – umyślnie pan Skrzetuski; wówczas w pierwszej chwili nie wiedział już nieszczęsny watażka177, co począć.

      Następnie postanowił tym bardziej na wschód ruszyć, jak najdalej się w stepy posunąć: może też spotka Tatarów i przy nich się schroni?

      Ale przede wszystkim chciał się upewnić, dlatego pilnie wypatrywał między swymi pułkownikami, kogo by znalazł na wszystko gotowego a pewnego, by go z podjazdem po języka wysłać. Ale wybór był trudny, chętnych brakło, i trzeba było koniecznie znaleźć takiego człowieka, któren by na wypadek dostania się w ręce nieprzyjaciela, ni pieczony ogniem, ni nawlekany na pal, ni łamany kołem, nie wydał planów ucieczki.

      Na koniec Krzywonos znalazł.

      Pewnej nocy kazał wołać do siebie Bohuna i rzekł mu:

      – Słysz, Jurku, mój przyjacielu! Idzie na nas Jarema z potęgą wielką, zginąć przyjdzie nieszczęsnym!

      – Słyszałem i ja, że idzie. My już z wami, bat'ku178, o tym mówili; ale czemu nam ginąć?

      – Ne zderżymo179. Innemu by zdzierżyli, Jaremie nie. Mołojcy się jego boją.

      – A ja się jego nie boję, ja mu pułk w Wasiłówce na Zadnieprzu wyciął.

      – Wiem ja to, że ty się jego nie boisz. Twoja sława kozacka, mołojecka, warta jego kniaziowej, ale ja mu bitwy dać nie mogę, bo mołojcy nie zechcą… Przypomnij, co na radzie mówili, jako się na mnie do szabel i kiścieni180 rzucali, że ich na rzeź chcę prowadzić.

      – To idźmy do Chmiela, tam zażyjemy krwi i zdobyczy.

      – Mówią, że Chmiel już od regimentarzy pobit.

      – Temu ja nie wierzę, ojcze Maksymie. Chmiel lis, bez Tatarów nie uderzy na Lachów.

      – Tak i ja myślę, ale trzeba wiedzieć. Wtedy by my wrażego181 Jaremę obeszli i z Chmielem się połączyli, ale trzeba wiedzieć! Ot, żeby się kto Jaremy nie bał, a z podjazdem poszedł i języka porwał, ja by mu czapkę czerwonych złotych nasypał.

      – Ja pójdę, ojcze Maksymie, nie czerwonych szukać, ale sławy kozackiej, mołojeckiej!

      – Ty drugi po mnie ataman, a ty chcesz iść? Będziesz ty jeszcze pierwszym atamanem nad Kozakami, nad dobrymi mołojcami, bo ty się Jaremy nie boisz. Idźże ty, sokole, a potem, czego chcesz, żądaj. No, ja ci powiem: żeby ty nie poszedł, to ja by poszedł sam, ale mnie nie można.

      – Nie można, bo jakbyście wy, ojcze, wyszli, tak by mołojcy krzyknęli, że hołowu spasajete182, i rozlecieliby się na cały świat; a jak ja pójdę, tak im serca przybędzie.

      – A siła183 komunika184 ci dać?

      – Nie wezmę ja dużo, z małą watahą łatwiej się ukryć i podejść… ale z pięciuset dobrych mołojców dajcie, a już moja głowa, że wam języków przywiozę, i nie pocztowych185, ale towarzyszów186, od których się wszystkiego dowiecie.

      – Jedźże zaraz. Z Kamieńca już z dział biją na radość i na spasenie Lacham187, a na pohybel188 nam, niewinnym.

      Bohun odszedł i zaraz jął gotować się do drogi. Mołojcy jego, jako nieodmiennie bywało w takich okazjach, pili na zabój, „nim śmierć-matka przytuli”, on zaś pił z nimi, aż parskał gorzałką, szalał, hulał, następnie kazał beczkę dziegciu189 zatoczyć i jak był w altembasach190 i sajetach191, rzucił się w nią we wszystkim, zanurzył się raz, drugi, wraz z głową – i wykrzyknął:

      – Czarny ja teraz jako noc-matka, lackie192 oczy nie dojrzą!

      I wytarzawszy się na perskich kobiercach zdobycznych, skoczył na koń i pojechał, i za nim poczłapali śród pomroki nocnej wierni mołojcy przeprowadzani okrzykiem:

      – Na sławu! Na szczastie193!

      Tymczasem pan Skrzetuski dotarł już do Jarmoliniec194; tam trafiwszy na opór, sprawił krwawy chrzest mieszczanom i zapowiedziawszy, że nazajutrz kniaź Jarema nadejdzie, dał odpoczynek strudzonym koniom i żołnierzom.

      Po czym zebrawszy na naradę towarzyszów195 rzekł im:

      – Dotąd Bóg nam szczęści. Miarkuję też po terrorze, jaki chłopstwo ogarnia, iż zgoła mają nas za przednią straż książęcą i wierzą, że cała potęga idzie za nami. Ale musimy pomyśleć, aby się zaś nie obaczyli widząc, iż jedna kupa wszędzie chodzi.

      – A długoż my tak będziem chodzić? – spytał pan Zagłoba.

      – Póki o Krzywonosie nie będziem wiedzieć, co postanowił.

      – Ba, to i na bitwę może do obozu nie zdążymy.

      – Być to może… – odrzekł pan Skrzetuski.

      – Mości panie, wielcem z tego nierad – rzekł szlachcic. – Zaprawiło się trocha ręce na hultajstwie pod Konstantynowem196, zdobyło się tam coś na nich. Ale to psu mucha!… palce świerzbią…

      – Może tu waszeć więcej bitew zażyjesz, niż sam myślisz – odparł poważnie pan Skrzetuski.

      – O! a to quo modo197? – pytał dość niespokojnie Zagłoba.

      – Bo

Скачать книгу


<p>174</p>

czerń – chłopstwo. [przypis redakcyjny]

<p>175</p>

mołojec (ukr.) – młody, dzielny mężczyzna, zuch; tu: Kozak. [przypis redakcyjny]

<p>176</p>

Bracław – miasto i stolica województwa, należącego do Rzeczypospolitej, dziś miasteczko w centralnej części Ukrainy, ok. 60 km na płd. wschód od Winnicy. [przypis redakcyjny]

<p>177</p>

watażka – dowódca oddziału kozaków lub bandy rozbójników. [przypis redakcyjny]

<p>178</p>

bat'ku (ukr.) – ojcze. [przypis redakcyjny]

<p>179</p>

Ne zderżymo (ukr.) – nie damy rady, nie wytrzymamy. [przypis redakcyjny]

<p>180</p>

kiścień – rodzaj broni, złożonej z trzonka i kolczastej kuli na łańcuchu. [przypis redakcyjny]

<p>181</p>

wraży (z ukr.) – wrogi, nienawistny. [przypis redakcyjny]

<p>182</p>

hołowu spasajete (ukr.) – (własną) głowę ratujecie. [przypis redakcyjny]

<p>183</p>

siła (starop.) – dużo, wiele. [przypis redakcyjny]

<p>184</p>

komunik (daw.) – jeździec, kawalerzysta. [przypis redakcyjny]

<p>185</p>

pocztowy – członek pocztu, sługa. [przypis redakcyjny]

<p>186</p>

towarzyszów – dziś popr. forma B. lm: towarzyszy; towarzysz – rycerz, szlachcic. [przypis redakcyjny]

<p>187</p>

na spasenie Lacham (z ukr.) – na ratunek Polakom. [przypis redakcyjny]

<p>188</p>

na pohybel (ukr.) – na zgubę, na śmierć. [przypis redakcyjny]

<p>189</p>

dziegieć – lepka, gorzka substancja pochodzenia roślinnego, używana jako smar, klej, impregnat, lek przeciw chorobom skóry i in. [przypis redakcyjny]

<p>190</p>

altembas – kosztowna tkanina z wypukłymi wzorami, przetykana złotymi nićmi, rodzaj brokatu aksamitnego. [przypis redakcyjny]

<p>191</p>

sajeta (daw.) – cienkie, kosztowne sukno. [przypis redakcyjny]

<p>192</p>

lacki (z daw. ukr.) – polski. [przypis redakcyjny]

<p>193</p>

Na sławu! Na szczastie (ukr.) – na sławę, na szczęście. [przypis redakcyjny]

<p>194</p>

Jarmolińce – miasteczko w zach. części Ukrainy, ok. 100 km na płd. wschód od Zbaraża. [przypis redakcyjny]

<p>195</p>

towarzyszów – dziś popr. forma B. lm: towarzyszy. [przypis redakcyjny]

<p>196</p>

Konstantynów (dziś ukr.: Starokonstantyniw) – miasto w środkowo-zachodniej części Ukrainy, założone w XVI w. przez magnatów Ostrogskich, twierdza obronna przeciw najazdom tatarskim. [przypis redakcyjny]

<p>197</p>

quo modo (łac.) – w jaki sposób. [przypis redakcyjny]