Ogniem i mieczem, tom drugi. Генрик Сенкевич

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ogniem i mieczem, tom drugi - Генрик Сенкевич страница 21

Ogniem i mieczem, tom drugi - Генрик Сенкевич

Скачать книгу

wnet przez wszystkie straże. Poczęto się tłoczyć do chlewa z owym pośpiechem zwyczajnym w nagłych razach; słychać było szybkie kroki, szybkie pytania i jeszcze szybsze odpowiedzi. Rady krzyżowały się jak miecze w boju.

      – Na strop! na strop!

      – A pilnuj z zewnątrz!

      – Nie budzić atamana, bo będzie bieda!

      – Nie ma drabiny!

      – Przynieść drugą!

      – Nie ma nigdzie!

      – Skoczyć do chaty, czy tam nie ma?

      – O, Lach przeklęty!

      – Leźć po węgłach na dach, dachem się przedostać.

      – Nie można, bo wystaje i podbity deskami.

      – Przynieść spisy268. Po spisach tędy wejdziemy. A sobaka269!… drabinę wciągnął!

      – Przynieść spisy! – zabrzmiał głos Hołodego.

      Mołojcy skoczyli po spisy, inni zaś popodnosili głowy ku stropowi. Już też rozpierzchłe światło wniknęło przez otwarte drzwi i do chlewa, a przy jego niepewnym blasku widać było kwadratowy otwór stropu, czarny i cichy.

      Z dołu ozwały się pojednawcze głosy:

      – No, pane szlachcic! Spuść drabinę i zleź. I tak się nie wymkniesz, po co ludzi trudzić. Zleź! zleź!

      Cisza.

      – Ty mądry człowiek! Żeby tobie to co pomogło, tak ty by siedział, ale że to tobie nie pomoże, tak ty zleziesz dobrowolnie – ty dobry!

      Cisza.

      – Zleź, a nie, to ci skórę ze łba zedrzemy, łbem na dół w gnój cię zrzucimy!

      Pan Zagłoba pozostał równie głuchy na groźby, jak na pochlebstwa, i siedział w ciemnościach jak borsuk w jamie, gotując się do zaciętej obrony. Tylko szablę coraz mocniej ściskał i sapał trochę, i w duchu pacierz szeptał.

      Tymczasem przyniesiono spisy, związano trzy w pęk i postawiono ostrzami ku otworowi. Panu Zagłobie przemknęła przez głowę myśl, czyby nie porwać ich i nie wciągnąć – ale pomyślał także, że dach może być za nisko i że nie zdoła ich wciągnąć zupełnie. Zresztą przyniesiono by w tej chwili inne.

      Tymczasem cały chlew napełnił się mołojcami. Niektórzy świecili łuczywem, inni poznosili najrozmaitsze drągi i drabiny od wozów, które okazały się za krótkie, więc związano je co duchu rzemieniami, bo po spisach trudno istotnie było się wspinać. Jednakże znaleźli się chętni.

      – Ja pójdę – wołało kilka głosów.

      – Czekać na drabinę! – rzekł Hołody.

      – A co szkodzi, bat'ku, popróbować po spisach?

      – Wasyl wlezie! On tak jak kot chodzi.

      – To próbuj.

      A inni poczęli zaraz żartować:

      – Ej, ostrożnie! On szablę ma, szyję utnie, obaczysz.

      – Sam za łeb złapie i wciągnie, a tam cię opatrzy jak niedźwiedź.

      Wasyl nie dał się stropić.

      – On znaje270 – rzekł – że niechby on mnie palcem dotknął, czorta by mu ataman dał zjeść i wy, braty.

      Było to ostrzeżenie dla pana Zagłoby, któren siedział cicho, ani mruknął.

      Lecz mołojcy, jako to zwykle między żołnierzami, wpadli już w dobry humor, bo całe zajście poczęło ich bawić, więc dalej przymawiać Wasylowi:

      – Będzie jednym durnym mniej na świecie, na białym.

      – On tam nie będzie zważał, jak my jemu zapłacim za twoją szyję. On śmiały mołojec.

      – Ho! ho! On niesamowity. Czort jego wie, w co on się tam już zmienił… to czarownik! Ty, Wasyl, nie wiadomo kogo tam znajdziesz w czeluści.

      Wasyl, który splunął już w dłonie i obejmował właśnie nimi spisy, wstrzymał się nagle.

      – Na Lacha pójdę – rzekł – na czorta nie.

      Ale tymczasem związano drabiny i przystawiono je do otworu. Źle było i po nich wchodzić, bo się zaraz wygięły na związaniu i szczeble cienkie trzeszczały pod stopami, które na próbę na najniższym stawiono. Ale począł wchodzić sam Hołody, wchodząc zaś mówił:

      – Ty, panie szlachcic, widzisz, że to nie żarty. Uparłeś się na górze siedzieć, to siedź, ale się nie broń, bo my cię dostaniem i tak, choćby i cały chlew mieli rozebrać. Ty miej rozum!

      Na koniec głowa jego dotknęła czeluści i pogrążała się w niej z wolna. Nagle dał się słyszeć świst szabli, Kozak krzyknął strasznie, zachwiał się i padł między mołojców z rozwaloną na dwie połowy głową.

      – Koli, koli271! – zawrzasnęli mołojcy.

      W całym chlewie powstał straszliwy zamęt, podniosły się krzyki i wołania, które zagłuszył grzmiący głos pana Zagłoby:

      – Ha, złodzieje, ludojady, ha! basałyki! Do nogi was wytłukę, szelmy parszywe! Poznajcie rycerską rękę!… Ludzi uczciwych po nocy napadać! W chlewie szlachcica zamykać… ha! łotry! W pojedynkę ze mną, w pojedynkę, albo i po dwóch! Chodźcie no sam! ale łby zostawcie w gnoju, bo poucinam, jakom żyw!

      – Koli, koli! – wołali mołojcy.

      – Chlew spalimy!

      – Ja sam spalę, bycze ogony, byle z wami!

      – Po kilku! po kilku naraz! – krzyknął stary Kozak. – Trzymać drabiny, spisami podpierać, przynieść snopów na łby i dalej!… Musimy go dostać!

      To rzekłszy, ruszył w górę, a razem z nim dwóch towarzyszów272, szczeble poczęły się łamać, drabiny wygięły się jeszcze mocniej, ale przeszło dwadzieścia krzepkich rąk pochwyciło je za drągi, w górze popodpierano spisami. Inni powtykali ostrza spis w otwór, by cięcia szabli zahamować.

      W kilka chwil później trzy nowe ciała spadły na głowy stojącym w dole.

      Pan Zagłoba, rozgrzany tryumfem, ryczał jak bawół i zionął takie przekleństwa, jakich świat nie słyszał i od jakich dusze niezawodnie zamarłyby w mołojcach, gdyby nie to, że wściekłość poczęła ich ogarniać. Niektórzy kłuli spisami strop, inni darli się na drabinę, chociaż w czeluści czekała śmierć pewna. Nagle krzyk się zrobił przy drzwiach

Скачать книгу


<p>268</p>

spisa – rodzaj włóczni; Kozacy używali najczęściej spis krótkich, z ostrymi grotami na obu końcach. [przypis redakcyjny]

<p>269</p>

sobaka (ukr.) – pies. [przypis redakcyjny]

<p>270</p>

znaje (ukr.) – wie. [przypis redakcyjny]

<p>271</p>

Koli! Koli! (ukr. koły!) – bij, zabij! [przypis redakcyjny]

<p>272</p>

towarzyszów – dziś popr. forma D. lm: towarzyszy. [przypis redakcyjny]