Bracia Dalcz i S-ka. Tadeusz Dołęga-mostowicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Bracia Dalcz i S-ka - Tadeusz Dołęga-mostowicz страница 17
– Nie, na szczęście nie. Umarłabym ze strachu, przecie wiesz, jak bardzo trupów się boję. Zabrali do prosektorium. Co za kompromitacja! Co za skandal! Nigdy mu tego nie daruję. Żeby człowiek w jego wieku mógł popełnić podobny nietakt i popełnić samobójstwo, i to w taki wstrętny sposób!…
– Ach, więc to samobójstwo?
– Tak, wyobraź sobie, powiesił się. Wyglądał strasznie!
– Zaraz przyjadę – powiedział Paweł i położył słuchawkę.
Drzwi otworzyła sama pani Józefina i rzuciła mu się na szyję. Odsunął ją dość łagodnie, ale stanowczo:
– Przede wszystkim usiądźmy gdzieś i pomówmy o ubraniu dla mnie. Widzisz, jak wyglądam.
– Jezus, Maria!… Trzeba zaraz do krawca, a tymczasem może byś się ubrał w któryś garnitur ojca, naturalnie jeżeli się nie brzydzisz, bo ja mam wręcz organiczny wstręt do wszystkich przedmiotów należących do zmarłych…
– Ja nie mam wstrętu i nie mam czasu na niepotrzebną paplaninę. Gdzie jest pokój ojca?
Zaprowadziła go do narożnego pokoju, lecz sama nie chciała wejść.
– Tu się powiesił, na tym haku… Okropne… – ściskała syna za ramię.
– A ubrania są w tej szafie? – zapytał obojętnie.
– Tak. I może byś się wykąpał? Sama przygotuję ci łazienkę.
Paweł skinął głową i podczas gdy pani Józefina zajęła się kąpielą, wybrał sobie czarne wizytowe ubranie. Był tęższy od ojca, lecz jednakowy wzrost sprawiał to, że garnitur leżał prawie bez zarzutu. Stare ubranie zwinął w tłumok i zamknął w jednej z szuflad na klucz. Bez ceremonii wyjął czystą bieliznę i kołnierzyk. W niespełna godzinę wszedł do buduaru73, gdzie oczekiwała go matka, wyświeżony i ubrany.
Pani Józefina wybuchła serią zachwytów nad jego wyglądem. Stanął przed lustrem i stwierdził, że istotnie jego powierzchowność niewiele pozostawia do życzenia. Wprawdzie tryb życia, jaki prowadził, nie pozostał bez śladu w jego rysach, wprawdzie zmarszczki koło szarych wyrazistych oczu i koło wąskich stanowczych ust układały się w nieuchwytny grymas szyderstwa, a gęste blond włosy mocno były przysypane siwizną, całość jednak wraz z wyprostowaną i sprężystą w ruchach postacią przedstawiała się poważnie, świeżo i energicznie.
– No, w porządku – usiadł i zapalił papierosa. – Teraz słucham.
Zaczęła opowiadać. Wszystko stało się tak niespodziewanie. Ojciec wrócił z fabryki o normalnej godzinie, zjadł obiad i zamknął się w swoim pokoju. Właśnie miała gości, więc zarówno ona, jak i Halina, nie mogły znaleźć czasu, by się ojcem zająć, zresztą któż by przypuszczał! Dopiero około pierwszej, gdy już wszyscy się rozeszli, służący zameldował jej, że stukał na próżno do pokoju pana i ma obawę, czy pan nie zasłabł, gdyż wcale nie odpowiada. Wówczas otworzyli drzwi od gabinetu i znaleźli go wiszącego na sznurze od szlafroka. Natychmiast wezwali pogotowie, lecz lekarz mógł już tylko stwierdzić śmierć. Skandalu nie udało się ukryć, bo i służba widziała, i lekarz zawiadomił policję.
– Nie zostawił żadnego listu?
– Owszem. Zostawił na biurku pakiet zalakowany, adresowany do Karola. Na szczęście zdążyłam schować to przed przyjściem policji.
– Oczywiście nie odesłała mama tego stryjowi?
– Broń Boże! Któż może wiedzieć, co ten szaleniec tam napisał? Może testament, może nas wszystkich wydziedzicza na rzecz tego Krzysztofa? Mój drogi, człowiek popełniający samobójstwo w tym wieku i w takich warunkach musi być niespełna umysłu, bo tylko wyobraź sobie…
– Gdzie jest ten pakiet?… – przerwał Paweł.
– Mam go tu, w biurku – zerwała się pani Józefina. – Nikomu o nim nie wspominałam, bo byłam pewna, że przyjedziesz ty, mój najdroższy synku, i najlepiej będziesz wiedział, jak wszystko załatwić. Zdziś, sam wiesz, jest do niczego, a Hala poczciwa dziewczyna, ale o interesach pojęcia nie ma. Ludka zaś i jej mąż… nigdy do niego nie miałam zaufania. Zresztą oni wszyscy głowy potracili…
– Czy oni wiedzą, że mama po mnie depeszowała?
– Broń Boże.
– Zaraz, mamo, tylko dobrze nad tym się zastanów: czy oni, no i stryj, mogą przypuszczać, że ja byłem gdzieś za granicą?
– No, nie wiem – zawahała się. – Sądzę, że w ogóle nic o tobie nie wiedzą. Nie interesowali się tobą wcale.
Paweł wstał i zaczął chodzić po pokoju. Wodziła za nim oczami, starając się ze ściągniętych brwi wyczytać, jeżeli nie jego myśli, to przynajmniej wróżbę dla siebie i dla nich wszystkich. Ona jedna wierzyła wciąż w niego, a przecie sam fakt samobójstwa Wilhelma dość chyba wymownie świadczył, że są zrujnowani, że czeka ich nędza, może głód, a w każdym razie utrata pozycji towarzyskiej i społecznej. I jeżeli skąd można było oczekiwać ratunku, to tylko od Pawła.
– Słuchaj, mamo. – Zatrzymał się przed nią. – Przede wszystkim mój przyjazd był dla ciebie niespodzianką. Rozumiesz?… Nic o niczym nie wiedziałaś. Przypominasz sobie tylko, że w ostatnich czasach ojciec korespondował ze mną w jakiejś ważnej sprawie. Wysyłał listy do mnie za granicę. Rozumiesz?
– Jak to? – zdziwiła się pani Józefina.
– Postaraj się być pojętniejsza – powiedział z ironicznym naciskiem.
– Ach, rozumiem – ucieszyła się – mam im tak mówić!
– Właśnie. Możesz sobie nawet przypomnieć, że ojciec ostatnio był zdenerwowany tym, że nie przysyłam jakiegoś przedstawiciela, na którego on czeka. Rozumiesz?
– Tak, tak, ale po co to wszystko?
Paweł wzruszył ramionami:
– Po to, żeś chciała, zdaje się, bym spróbował cię ratować. Otóż… daj ten pakiet.
Otworzyła biureczko i podała mu dużą olakowaną kopertę. Obejrzał pieczęcie, były nienaruszone.
– Wcale nie zaglądałaś nawet? – zdziwił się.
– Po prostu bałam się.
– Hm… To dobrze. Nie wspominaj nikomu o istnieniu tej koperty. To jest konieczne. A teraz postaraj się, by mi nikt nie przeszkadzał. Muszę to przestudiować.
Kiwnął jej głową, wszedł do pokoju zmarłego i zamknął za sobą drzwi, przez które dobiegło go jeszcze pytanie matki:
– Czy w dalszym ciągu twój przyjazd ma pozostać tajemnicą?
– Nie.
73