Bracia Dalcz i S-ka. Tadeusz Dołęga-mostowicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bracia Dalcz i S-ka - Tadeusz Dołęga-mostowicz страница 20

Bracia Dalcz i S-ka - Tadeusz Dołęga-mostowicz

Скачать книгу

muszę jeszcze zatelefonować do krawcowej, bo mi tej nieszczęsnej żałoby na czas nie skończy. Wiesz, mamo, zdecydowałam się na koronki. Przepraszam was…

      – Halino – stanowczym głosem odezwał się Paweł – krawcowa może poczekać, a ja nie. Proszę cię, usiądź. Mam dokładnie dwadzieścia trzy minuty czasu.

      – Zaraz – zerwał się Jachimowski. – Pozamykam drzwi.

      Paweł chrząknął i podsunął swój fotel. Widział, że intuicja go nie zawiodła. Z min wszystkich obecnych przezierało oczekiwanie wiadomości ważnych, groźnych, decydujących, których on jedynie mógł udzielić, a które zaważą na ich losie o tyle i w tym stopniu, w jakim jemu się spodoba. Czuł, że zapanował nad ich wyobraźnią, że zatem ma gotowy grunt do owładnięcia sytuacji.

      Zaczął mówić. Krótkie, suche zdania przedstawiały stan rzeczy. Ojciec przed dwoma laty potajemnie zaciągnął w imieniu firmy pożyczkę w „Lloyd and Bower Banku” w Manchesterze w kwocie dwustu tysięcy dolarów. Nie miał do tego prawa. Transakcja też nie została przeprowadzona przez księgi. Ojciec sam osobiście przeprowadzał korespondencję i pertraktacje. Wszystkie akty dotyczące tej sprawy, przynajmniej według tego, co ojciec pisał do Pawła, znajdują się w kasie ogniotrwałej w gabinecie fabrycznym ojca.

      – Niesłychane! – wybuchnął Jachimowski.

      – Kto ma klucze od tej kasy? – zapytał Paweł.

      – Są u mnie – uspokoiła go pani Józefina.

      – To całe wasze szczęście – blado uśmiechnął się Paweł. – Otóż, jak się domyślacie, ojciec nie miał czym spłacić pożyczki, a termin się zbliżał. Zastawił udziały swoje, mamy, Zdzisława, Ludki i Haliny, by próbować szczęścia w spekulacjach giełdowych w Paryżu i Londynie. Nie miał w tym względzie żadnego doświadczenia, trafił do rąk nieuczciwych maklerów i przegrał. Wówczas sprzedał wasze udziały pod warunkiem, że fakt sprzedaży pozostanie tajemnicą do połowy lutego, to jest do dnia posiedzenia Zarządu.

      – Ależ to zwykła kradzież! – zerwał się Zdzisław – to kryminał!

      – Nie przerywaj mi, proszę – chłodno odezwał się Paweł. – Otóż uzyskaną z tej powtórnej transakcji sumkę ojciec ponownie rzucił na giełdę i znowu stracił co do grosza. Ponieważ znajduję się w stosunkach z bankiem „Lloyd and Bower”, jak i większość bawełniarzy, przypadkowo dowiedziałem się, że obawiają się tam niedotrzymania terminu pożyczki, zaciągniętej przez firmę warszawską o takimż nazwisku, jak moje. Oczywiście natychmiast wiedziałem, o co chodzi. Wywiadownia handlowa dała znać bankowi, że pożyczka nie figuruje w księgach firmy, że zatem Wilhelm Dalcz popełnił nadużycie, że dalej prowadzi nieszczęśliwe spekulacje giełdowe i że stoi na progu ruiny, wobec czego bank zamierzał złożyć u prokuratora warszawskiego doniesienie.

      – Straszne! – złożyła ręce pani Józefina, która tak była przejęta słowami syna, że wprost wyszła jej z pamięci świadomość dzisiejszego ranka.

      – Wówczas – ciągnął Paweł – podjąłem się pośrednictwa. Na szczęście, jak już powiedziałem, właśnie z tym bankiem łączyły mnie stosunki, a co za tym idzie, miano tam do mnie tyle zaufania, popartego zresztą moim rachunkiem bieżącym, że na to się zgodzono. Dalibóg! – Paweł uśmiechnął się ironicznie. – Nie poczuwałem się do żadnego długu wdzięczności ani wobec ojca, ani wobec was, moi kochani… Nie daliście mi nigdy do tego jakichkolwiek powodów… Hm…

      Powiódł wzrokiem po zasępionych twarzach.

      – No, ale mniejsza o to. Napisałem do ojca. W odpowiedzi otrzymałem błagalny list. – Paweł zrobił gest, jakby chciał ten list z kieszeni wydobyć. – Lecz – ciągnął dalej – rzecz szła opornie. Zdołałem wreszcie uzyskać zaniechanie drogi karnej. Ojciec przysłał mi szczegółowe dane dotyczące sytuacji firmy. Otóż ta jest zupełnie zadowalająca, co zaraz wam przedstawię.

      Teraz istotnie wydobył z kieszeni plik arkusików, zapisanych znajomym dla wszystkich obecnych pismem pana Wilhelma. Zaczął odczytywać niektóre pozycje i komentarze, po czym, chowając papiery, dodał:

      – Jak widzicie, firma pożyczkę spłacić może i stoi dobrze. Niestety, nic w niej nie pozostało waszego. Wszystko należy do stryja Karola i do Krzysztofa, nie licząc, oczywiście, udziałów Ganta i Jachimowskiego, które pozostały nienaruszone.

      Zaległa cisza.

      – Jesteśmy nędzarzami – cicho odezwał się Zdzisław i odwrócił głowę, by ukryć łzy.

      – I… i nie ma żadnego ratunku? – drżącym głosem zapytała Halina.

      Paweł przez chwilę gryzł wargi w głębokim namyśle.

      – Ojciec wiele zepsuł przez swoje samobójstwo – powiedział. – Ratunek jeszcze był możliwy. Doniosłem mianowicie ojcu, że bank skłania się do poglądu, że będzie mógł pod pewnymi warunkami prolongować77 pożyczkę. Ostateczną odpowiedź miałem przywieźć sam przed dwoma dniami. Niestety, moje własne interesy zatrzymały mnie po drodze w Hamburgu o dwa dni dłużej. A nerwy ojca nie wytrzymały. Stało się…

      – I kiedy należy oczekiwać skandalu? – zapytał Jachimowski.

      – Jakiego skandalu?

      – No przecież bank, dowiedziawszy się o samobójstwie…

      – Ach, to chyba da się jakoś załatwić. Depeszowałem już do Manchesteru, a tu będę musiał porozumieć się ze stryjem. Sądzę, że obejdzie się bez skandalu.

      – Ale cóż nam z tego! – rozpaczliwie jęknął Zdzisław.

      – To zależy – powściągliwie zaznaczył Paweł.

      – Więc mówże na litość boską, bo ja tu nic nie widzę!

      – Macie jedną przewagę nad stryjem i nad Krzysztofem.

      – Jaką przewagę?

      – Tę, że wy wiecie, a oni nie.

      Zapanowała cisza.

      – Nie rozumiem cię, Pawle – spokojnie odezwała się Ludwika. – Co może nam przyjść z tego, że wiemy o tym wcześniej?

      – Oczywiście – podchwycił jej mąż. – Przecie otworzą kasę pancerną w gabinecie, przecie ten bank się odezwie, no i pan Karol będzie równie dobrze o wszystkim poinformowany, jak i my.

      – Właśnie powinniście się postarać, by nie dowiedział się, by zostawiono wam jak najwięcej czasu do szukania ratunku.

      – Jeżeli szukanie to coś pomoże.

      – Ha, jeżeli wolicie z góry zrezygnować…

      – Ale nie widzę sposobu w ogóle utrzymania rzeczy w tajemnicy – powiedziała Ludwika.

      – Jest jeden sposób, tylko jeden –

Скачать книгу


<p>77</p>

prolongować – przedłużać, przesunąć termin czegoś (np. spłaty długu) na późniejszy. [przypis edytorski]