Silny Samson. Eliza Orzeszkowa
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Silny Samson - Eliza Orzeszkowa страница 2
Takiemi są dzieci Szymszela, lecz kim i jakim jest sam Szymszel?
Kim jest? W pytaniu tém zawierają się kwestye urodzenia i tego wyższego, lub niższego stanowiska, które człowiek zajmuje na drabinie hierarchii społecznéj.
Co do urodzenia, nie umiem powiedziéć państwu dokładnie, kim był rodzic Szymszela. Woziwodą podobno, czy drwalem; jedni mi mówili tak, a drudzy inaczéj, lecz wszyscy zgadzali się w twierdzeniu, że musiał być bardzo ubogim, skoro syn jego edukacyą swą naukową rozpoczął w Talmudorze, to jest w szkółce bezpłatnéj. Co zaś do stopnia hierarchii, że wysokim on być musi, wnieść możemy z owych słów Szymszela samego, do żony powiedzianych: „ot, do czego ja doszedłem! ” Człowiek, który wyrazy te wymawia z dumą i zadowoleniem, do czegoś ważnego i wysokiego dojść musiał. Szymszel posiada istotnie to stanowisko, które przywykliśmy wszyscy uważać za wysokie i szacunek, a nawet pewną wdzięczność ogółu budzące, jest on bowiem… Sprawię wam, czytelnicy, niespodziankę prawdziwą, gdy powiem, że Szymszel jest – uczonym.
Wiadomość ta nie stanie w sprzeczności najmniejszéj z uprzedniém twierdzeniem mojém o tém, że krąg rzeczy i zjawisk, znanych Szymszelowi, jest nadzwyczaj ciasnym, jeżeli tylko zechcecie z pamięci i wyobraźni swéj wykluczyć w téj chwili wszystkie wiadome wam akademie, uniwersytety i wysokie instytuty wiedzy. Zakłady naukowe, z których Szymszel uczoność swą zaczerpnął, nazywają się: Talmudora, Eszybot i Bet-ha-Midrasz. Tworzą one stopnie pełnie tak, jak szkółka elementarna, gimnazyum i akademia. Nie wszyscy żydzi stopnie te przechodzą. Są tacy, którzy, dla braku zdolności, albo ochoty, zatrzymują się na piérwszym, albo na drugim. Szymszel nie zatrzymał się i przeszedł wszystkie. Co więcéj, dosięgnąwszy na piérwszym ze stopni tych lat wieku swego dziesięciu, na drugim trzynastu, na trzecim ośmnastu, a w ośmnastym roku ożeniwszy się, nie przestał jeszcze uczyć się. Chodził do Bet-Midraszu i uczył się, siadywał wieczorami i nocami całemi w izbie swéj, przy stole stojącym u okna, i… uczył się.
Czego mianowicie uczył się? Religii swéj, dziejów jéj, niezmiernie licznych, a subtelnych jéj odcieni, metafizyki w niéj zawartéj i przyozdabiających ją podań, przypowieści, axyomatów, legend, których część znaczna – czy uwierzycie państwo? – porównaną być może do pereł i kwiatów ludzkiéj myśli. Szymszel więc jest – jak-by to powiedziéć? – teologiem-metafizykiem, a w części téż i dziejoznawcą, w téj części, która ściśle i bezpośrednio dotyczy dziejów ludu żydowskiego i wiary jego. Po-za tą dziedziną wiedzy, w któréj dosięgnął wysokiego bardzo stopnia biegłości, nie wié on o niczém a o niczém, i po za czynnością ustawicznego ćwiczenia się w swéj specyalności, nie czyni on nic a nic. Absolutne zagłębianie się to w specyalności, dość oderwanéj od potrzeb codziennego bytu, wprowadziło-by codzienny byt Szymszela i pięciorga jego dzieci w trudności nierozwikłane, gdyby nie ożenił się on był, mając lat ośmnaście, z Cipą, która miała lat sześnaście; gizelką była w dużym sklepie korzennym, na handlu więc i manipulacyach jego znała się, a zostając żoną uczonego (dzięki swatowstwu kupcowéj, u któréj służyła), uczuła się tak uszczęśliwioną i zaszczyconą tém małżeństwem, iż człowiekowi, który ją podobnie świetnym losem obdarzył, oddała się z duszą i ciałem, z miłością tkliwą a nieśmiałą, ze czcią głęboką i niezmordowaną ochotą do poświęcenia się bezgranicznego.
Szymszel, syn woziwody, czy drwala, ubogi uczeń bezpłatnéj szkoły, nie posiadający żadnego majątku, prócz dwustu złotych, zebranych dla niego drogą składki publicznéj, uchodził przecież w oczach młodych dziewcząt i rodziców ich za partyą tak świetną, że gdy małżeństwo jego z Cipą ogłoszoném zostało, wszyscy jednomyślnie dziwili się szczęściu małéj gizelki, któréj stara matka roznosiła po ulicach kosze z owocami, a siostry powychodziły za szewców, stolarzy i tym podobnych ludzi grubego rzemiosła i nizkiego stanu. Szewcy ci i stolarze posiadali wprawdzie własne małe domki, duże warsztaty i stałe dochody. Szymszel nie miał ani domu, ani pracowni żadnéj, ani dochodu żadnego; ale był uczonym i przytém, a może zatém, tak pięknym i delikatnym!…
Szymszel i Cipa tedy pobrali się, mając społem kapitału rubli trzydzieści. Oprócz tego, Cipa miała jeszcze wyprawę, czyli: trzy koszule, dwie pierzyny, dwie suknie i kaftan watowany jeden.
Nic więcéj nad to w porze pobrania się swego nie mieli, a jednak od lat już oto dwunastu żyją… Urodziło się im przez czas ten dziewięcioro dzieci, z których czworo umarło, a pięcioro istnieje; urodzi się pewno jeszcze z pięcioro, z których ze troje umrze, a ze dwoje wyhoduje się, a jednak żyć będą… Dziwném się to zapewne wyda państwu, a może i nieprawdopodobném, aby rodzina jakaś, w tak świetne, szczególniéj liczebne, rezultaty obfitująca, żyć mogła z kapitału, wynoszącego rubli trzydzieści. Ja sama dziwiłam się temu niezmiernie dopóty, dopóki z blizka nie poznałam Cipy.
Z pozoru jest to sobie mała żydóweczka, zupełnie, jak to mówią, prosta. Dwadzieścia ośm lat mając, wygląda na czterdzieści z górą. Nizka, na przód podana, z plecami, na których watowany kaftan garbi się i błyszczy, nie tyle od cenności materyi, co od zgrzybiałego wieku, przesuwa się ona przez tłum drobnym, śpiesznym, a jednak nieśmiałym i jakby skradającym się, krokiem.
Wydaje się wiecznie skłopotaną czémś, ogłuszoną, ogłupioną, i tylko czarne oczy jéj, ruszają się wciąż bardzo szybko wśród śniadéj, zwiędłéj twarzy, i rzucają często bardzo żywe błyski. W błyskach tych zdradza się ustawiczne a bystre szukanie i upatrywanie