TELEFON OD ANIOŁA. Guillaume Musso
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу TELEFON OD ANIOŁA - Guillaume Musso страница 4
Przestań, to paranoja! – próbowałaś przywołać się do porządku.
Zaciągnęłaś się papierosem i wypiłaś łyk wódki.
Właściwie nie było tam niczego kompromitującego, ale wiadomo, że pozory mogą mylić.
Najbardziej bałaś się, że twój telefon dostanie się w ręce kogoś ci wrogiego.
Zaczęłaś żałować, że zachowałaś niektóre zdjęcia, nie mówiąc już o e-mailach czy SMS-ach. Przeszłość, rodzina, pieniądze, seks… Gdyby się ktoś uparł, mógłby cię załatwić. Po co przechowywać te rzeczy, po co? Ale za późno na żale.
Ach, jak zimno! Wstałaś, by zamknąć okno. Z czołem przyklejonym do szyby spoglądałaś na mieszkania, w których wciąż świeciło się światło. Czy na drugim końcu miasta jakiś facet nie wpatrywał się przypadkiem w ekran twojego telefonu, delektując się eksploracją ciemnych stron twego życia? A może nawet przeszukał aparat, by odkryć twoje kompromitujące tajemnice?
1
Zamiana
Niektórym ludziom jest pisane się spotkać. Niezależnie od tego, gdzie się znajdują czy dokąd się wybierają, któregoś dnia na siebie wpadną.
Claudie Gallay
Nowy Jork
Lotnisko JFK
Tydzień przed Bożym Narodzeniem
ONA
– A potem?
– Potem Raphaël wręczył mi pierścionek z brylantem od Tiffany’ego i poprosił, żebym została jego żoną.
Ze słuchawką przyklejoną do ucha Madeline przechadzała się tam i z powrotem przed wysoką oszkloną ścianą, za którą widać było pasy startowe. Pięć tysięcy kilometrów stąd, w małym mieszkanku na północy Londynu, jej najlepsza przyjaciółka słuchała z zapartym tchem dokładnego sprawozdania z romantycznej wyprawy do Nowego Jorku.
– Naprawdę się postarał! – osądziła Juliane. – Weekend na Manhattanie, pokój w Waldorf-Astorii, przejażdżka dorożką, oświadczyny jak za dawnych czasów…
– Dopracowany był każdy szczegół, tak jak w filmie – stwierdziła szczęśliwa Madeline.
– Czy przypadkiem nie było to zbyt perfekcyjne? – zaczęła się z nią drażnić Juliane.
– Możesz mi powiedzieć, ty snobko, co to znaczy: „zbyt perfekcyjne”?
Juliane zaczęła się niezręcznie tłumaczyć:
– Chcę tylko powiedzieć, że zabrakło tu niespodzianki. Nowy Jork, Tiffany, przechadzka w prószącym śniegu, ślizgawka w Central Parku… To takie przewidywalne, takie banalne…
– O ile dobrze pamiętam, Wayne oświadczył ci się po wieczorze spędzonym na piciu w pubie. Był zalany w pestkę i zaraz po tym, jak wybełkotał słowa oświadczyn, musiał lecieć do toalety, żeby zwymiotować. Tak było? – odgryzła się Madeline.
– Dobra, wygrałaś! – Juliane się poddała.
Madeline się uśmiechnęła. Idąc wolnym krokiem, powoli zbliżała się do strefy odlotów, wypatrując w gęstym tłumie sylwetki Raphaëla. Był początek ferii bożonarodzeniowych i na lotnisku wrzało jak w ulu. Jedni jechali spędzić święta z rodziną, inni wybierali się na koniec świata, do ciepłych krajów, byle dalej od nowojorskiej słoty.
– Ale nie mówiłaś, co mu odpowiedziałaś – odezwała się Juliane.
– Chyba żartujesz?! Oczywiście, że powiedziałam: „Tak!”.
– Od razu się zgodziłaś? Nie podręczyłaś go trochę?
– Dlaczego miałabym go dręczyć? Juliane, mam prawie trzydzieści cztery lata! Nie wydaje ci się, że dość już się naczekałam? Kocham Raphaëla, spotykamy się od dwóch lat, chcemy mieć dziecko. Za kilka tygodni wprowadzimy się do domu, który wspólnie wybraliśmy. Po raz pierwszy w życiu czuję się naprawdę bezpiecznie. Jestem bardzo szczęśliwa.
– Mówisz tak, bo on stoi gdzieś obok, prawda?
– Ależ skąd! – Madeline się roześmiała. – Poszedł nadać bagaże. Mówię tak, ponieważ to właśnie myślę!
Przystanęła przed kioskiem z gazetami. Z tytułów w ciasno ułożonych czasopismach wynikało, że świat chyli się ku upadkowi i że od dawna żyjemy na kredyt zaciągnięty na poczet niepewnej przyszłości wobec kryzysu ekonomicznego, bezrobocia, skandali politycznych, desperacji ludzkiej i katastrof ekologicznych.
– Nie boisz się, że życie z Raphaëlem okaże się nudne? – nie dawała za wygraną Juliane.
– Nawet jeśli masz rację, to co z tego? – odrzekła Madeline. – Chcę mieć koło siebie kogoś solidnego, lojalnego, kogoś, komu mogę zaufać. Rzeczywistość jest niepewna, nie przynosi nam oparcia ani stabilizacji. Ja chcę mieć oparcie i stabilizację w domu, rozumiesz?
– Hm… – odchrząknęła Juliane.
– Nie ma żadnego „hm”, Juliane. Możesz zacząć szukać sukni dla druhny.
– Hm… – powtórzyła młoda Angielka, ale tym razem po to, aby zamaskować wzruszenie.
Madeline popatrzyła na zegarek. Za jej plecami szare samoloty oczekiwały w kolejce na pozwolenie startu.
– Dobra, idę, mój samolot startuje o wpół do szóstej, a mojego… męża jak nie ma, tak nie ma.
– Twojego przyszłego męża! – poprawiła ją z uśmiechem Juliane. – Kiedy znów przyjedziesz do mnie do Londynu? Może w ten weekend?
– Bardzo bym chciała, ale to niemożliwe. Wylądujemy w Paryżu bardzo wcześnie. Ledwo mi wystarczy czasu, żeby wpaść do domu, wziąć prysznic i zdążyć do pracy…
– Nie można powiedzieć, żebyś leniuchowała!
– Juliane, prowadzę kwiaciarnię! Boże Narodzenie to okres największych zamówień!
– Spróbuj przynajmniej przespać się w podróży.
– Na pewno tak zrobię! Zadzwonię do ciebie jutro! – obiecała przyjaciółce Madeline i rozłączyła się.
*
ON
– Nie upieraj się, Francesco! Nie ma mowy o żadnym spotkaniu!