Sześć pięter luksusu. Cezary Łazarewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sześć pięter luksusu - Cezary Łazarewicz страница 2
Dom Towarowy Bracia Jabłkowscy przy ulicy Brackiej 25 w Warszawie
Archiwum rodziny Jabłkowskich
Próba wynajęcia przeze mnie biura to jedyny sposób, by wejść do środka. Miesiąc wcześniej zadzwoniłem na Bracką 25. Powiedziałem, że na frontowej ścianie tego budynku przeczytałem ogłoszenie o pomieszczeniu do wynajęcia, a ja właśnie szukam czegoś na biuro. To było już po tym, jak w sierpniu 2012 roku warszawski sąd orzekł, że księgarnia Traffic ma się wynieść i oddać nieruchomość prawowitym właścicielom. I choć firma Kowalewskiego wciąż się odwoływała od nakazu eksmisji, los budynku wydawał się przesądzony. Wcześniej czy później powinien trafić w ręce Jabłkowskich.
Od chwili ogłoszenia wyroku wejście do biur przy Brackiej 25 przypomina warowną twierdzę. Jest obawa, że budynek zostanie przejęty siłą, więc Kowalewski wprowadził dodatkowe środki bezpieczeństwa. Każdy wchodzący jest od razu legitymowany przez ochroniarza, który telefonicznie upewnia się, czy może interesanta przepuścić dalej. Potem wpisuje do grubego zeszytu imię, nazwisko i adres odwiedzającego, elektroniczną kartą odblokowuje drzwi do windy i wciska guzik z numerem cztery. To jedyny sposób dla człowieka z zewnątrz, by dostać się do biur.
Ja – klient chcący wynająć lokal na biuro – jestem poza wszelkimi podejrzeniami. Zanim przyszedłem, wysłałem maila z informacją o mojej firmie, że zajmuje się ona reklamą, mieści się w trzypokojowym mieszkaniu w bloku na Żoliborzu, a w związku z bardzo dynamicznym rozwojem szuka reprezentacyjnego biura w centrum miasta. Tę formułę o „dynamicznym rozwoju” doradził mi przyjaciel i użyczył danych swojej agencji reklamowej z udokumentowaną przeszłością, własną domeną w internecie, numerami faksów, telefonów, adresem mailowym. Wszystko po to, by się uwiarygodnić, bo wiem, że na zmyślanie nie mogę sobie pozwolić i że zostanę sprawdzony.
Biura firmy Traffic, Zarządu Nieruchomości i kilkunastu innych firm, których właścicielem, współwłaścicielem, prezesem, wiceprezesem lub członkiem zarządu jest Jerzy Kowalewski, mieszczą się za szklanymi drzwiami, zaraz przy windzie. Prezes rzadko osobiście spotyka się z drobnymi interesantami, takimi jak ja. Od tego ma Dariusza Majchrzaka, dobiegającego sześćdziesiątki uśmiechniętego pana, który już po kilku minutach rozmowy zapewnia mnie, że jest bardzo elastyczny i zrobi wszystko, byśmy się dogadali.
Wiem, że nie zawsze jest taki miły. W 2011 roku, gdy Nordea Bank zorientował się, że co miesiąc płaci osiem tysięcy euro nie temu właścicielowi co trzeba, i zerwał umowę z Zarządem Nieruchomości, pan Majchrzak wpadł w gniew. Włamał się do środka i wyniósł komputery oraz biurka pracowników banku, a potem kazał zaspawać drzwi i dla pewności postawił przed bankiem swoich ochroniarzy. Skutecznie odstraszyło to następnych najemców. Zwłaszcza że od miesięcy krąży w Warszawie pogłoska, iż dni Kowalewskiego na Brackiej są policzone.
W marcu 2013 roku miał być wykonany kolejny nakaz eksmisji dwóch firm, które tak jak Traffic zajmują nielegalnie budynek. Wówczas do akcji wkroczyli prawnicy Kowalewskiego i udało im się powstrzymać eksmisje. Nie wiadomo jednak, na jak długo.
A więc siedzę w białym pokoiku, do którego skierowała mnie sekretarka, i udaję, że nic nie wiem o tych wszystkich kłopotach. Słucham wywodów prezesa Majchrzaka. Roztacza on przede mną wizję niezwykle udanej współpracy. Mówi o prawdziwej okazji, która mi się trafiła (pięćdziesiąt złotych za metr kwadratowy), i że za całe wielkie biuro na piątym piętrze zapłacę tylko osiem tysięcy złotych. Dużo, biorąc pod uwagę, że spółki Kowalewskiego płaciły do niedawna dziesięć tysięcy złotych za dzierżawę nie jednego biura, lecz całego gmachu przy Brackiej 25 o powierzchni ponad siedmiu tysięcy metrów kwadratowych. Wychodziło więc jeden złoty czterdzieści groszy za dzierżawę metra kwadratowego w najbardziej atrakcyjnej lokalizacji w Warszawie, między Nowym Światem a Marszałkowską. To dlaczego ja mam płacić czterdzieści razy więcej? Zwłaszcza że od ponad dwóch lat Kowalewski nikomu już za dzierżawę nie płaci i zajmuje budynek nielegalnie. Ale siedzę cicho, udając, że nic o tym nie wiem. Pytam tylko o gwarancję umowy.
Majchrzak zbywa moje obawy jakimś żartem i mówi jedynie o zapisie dopuszczającym możliwość natychmiastowego zerwania umowy bez prawa do odszkodowania. Zapewnia, że w takim wypadku każdy najemca może liczyć na wsparcie jego i jego prawników oraz ochroniarzy.
– Nie damy się wykurzyć naszym wrogom – mówi nagle, a gdy widzi, że robię wielkie oczy, doprecyzowuje: – Naszym wrogiem są Jabłkowscy, podający się za spadkobierców przedwojennych właścicieli.
1 Kamień węgielny, czyli rodzina
Czwartek. 4 września 1913.
Warszawa żyje wczorajszą strzelaniną w zakładzie fryzjerskim przy ulicy Złotej 16, gdzie Roman Pisarski próbował zastrzelić własną żonę. Dziennikarze zdobyli ich wspólne zdjęcie, na którym wyglądają na zakochanych. On (czarny surdut i biała koszula) trzyma rękę na jej ramieniu, ona (ciemna suknia i ciasno upięte włosy) uśmiecha się do obiektywu. Gazety piszą, że fryzjer był porywczy i niezwykle zazdrosny o dużo młodszą żonę, dlatego zawsze miał ją na oku. Wywiercił nawet dziurkę w ścianie, by ją obserwować w sąsiednim pokoju, gdzie obsługiwała kasę. Tego feralnego dnia zobaczył przez tę dziurkę, jak klient namiętnie całuje jej dłoń. Nie czekał na wyjaśnienia. Wpadł do pokoju z rewolwerem i wpakował w nią trzy kule. Reporter „Kuriera Polskiego” pojechał za ciężko ranną kobietą do Szpitala Dzieciątka Jezus i zapytał doktora Sztyera, czy ofiara zazdrośnika ma szansę na przeżycie. „Nie daję wielkich szans, bo jedna z kul przebiła brzuch i poważnie nadwyrężyła kiszki” – odpowiedział lekarz. (Przeżyła. To wiemy z kolejnych wydań gazety).
W piwiarni przy ulicy Bednarskiej dwudziestoletnia Zosia Kudlińska targnęła się na życie, wypijając kwas karbolowy (dziś nazywany fenolem).
Na rogu ulic Marszałkowskiej i Koszykowej nieznani sprawcy uprowadzili furmankę razem z dziesięcioletnią Marianną Kornacką.
Przy ulicy Krochmalnej znaleziono ciało jedenastoletniej Małki Cukierman, zgwałconej i utopionej w klozecie.
W otwartym osiem miesięcy temu Teatrze Polskim, najnowocześniejszej scenie Królestwa Polskiego, wystawiają dziś nowy spektakl – Burzę według Williama Shakespeare’a. Redaktor Sitko z „Kuriera Polskiego”, który widział już spektakl, pisze, że to czarowna baśń, i przewiduje murowany sukces. „Reżyser postawił piękne stylowane dekoracje, dał pyszne kostiumy, wielce pomysłowe, groźnie odtworzył burzę, wiernie mrok i blask słoneczny. Sztukę ozdobił melodyjną muzyką natury i duchów, a wreszcie role powierzył doskonałym artystom”. Kozłowska „gra z wdziękiem i uczuciem”, Tatarkiewiczówna „jest jak skra żywa”,