Człowiek, który rozszyfrował rynki finansowe. Gregory Zuckerman
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Człowiek, który rozszyfrował rynki finansowe - Gregory Zuckerman страница 8
Simons był popularnym profesorem o nieformalnym, pełnym entuzjazmu stylu prowadzenia zajęć. Opowiadał dowcipy i rzadko nosił marynarkę i krawat – strój wybierany przez wielu pracowników wydziału. Jowialność była jednak tylko maską przykrywającą narastające napięcie. Jego badania bardzo wolno posuwały się do przodu i nie podobała mu się harwardzka społeczność. Pożyczył pieniądze na inwestycję w fabrykę podłóg, którą budował razem z Esquenazim i innymi. Przekonał też rodziców, by wzięli kredyt, zastawiając dom i wnieśli swój udział w to przedsięwzięcie. By zwiększyć swoje dochody, zaczął uczyć dwóch innych przedmiotów w pobliskim Cambridge Junior College. Ale praca ta dodała mu tylko stresu. Utrzymywał to w tajemnicy przed przyjaciółmi i rodziną.
Simons walczył o pieniądze, ale nie chodziło mu o takie pieniądze, które wystarczają jedynie na spłatę zobowiązań. Pragnął prawdziwego bogactwa. Lubił kupować ładne rzeczy, choć nie był ekstrawagancki. Nie odczuwał też presji ze strony Barbary, która czasami nosiła ubrania jeszcze z czasów szkolnych. Wyglądało na to, że kierują nim inne motywy. Przyjaciele i inni znajomi podejrzewali, że chciał wywierać wpływ na świat. Widział też, że bogactwo może zapewnić niezależność i wpływy.
– Jim już za młodu zrozumiał, że pieniądze to władza – mówi Barbara. – Nie chciał, aby ludzie mieli nad nim władzę.
Gdy siedział w harwardzkiej bibliotece, na nowo naszły go wątpliwości co do kariery. Zastanawiał się, czy inny rodzaj pracy może dać mu większe poczucie spełnienia i radości – a być może również trochę bogactwa, przynajmniej tyle, żeby móc spłacić długi.
Napięcie narastało. W końcu postanowił zrobić sobie przerwę.
ROZDZIAŁ DRUGI
– Jaka jest różnica między doktorem matematyki a dużą pizzą?
– Dużą pizzą można nakarmić czteroosobową rodzinę.
W roku 1964 Simons odszedł z Harvardu i dołączył do grupy wywiadowczej pomagającej walczyć podczas zimnej wojny ze Związkiem Radzieckim. Grupa powiedziała mu, że pracując na zlecenie rządu, może nadal prowadzić swoje badania naukowe. Równie ważne było to, że podwoił swoją pensję i zaczął spłacać długi.
Oferta dla Simonsa przyszła z Princeton w New Jersey, z wydziału Instytutu Analiz Obronnych (ang. Institute for Defense Analyses, IDA), elitarnej organizacji badawczej zatrudniającej matematyków z najlepszych uniwersytetów, by wspierali National Security Agency (Agencję Bezpieczeństwa Narodowego) – największą i najtajniejszą [amerykańską] agencję wywiadowczą w wykrywaniu i rozpracowywaniu rosyjskich kodów i szyfrów.
Simons rozpoczął tę współpracę w niespokojnych dla IDA czasach. Od ponad dziesięciu lat nie udało się złamać wysokiej jakości radzieckich kodów. Simons wraz z kolegami z Wydziału Badań nad Łącznością IDA miał za zadanie zabezpieczenie łączności Stanów Zjednoczonych i zrobienie czegoś z kodami Sowietów. IDA nauczyła Simonsa tworzenia modeli matematycznych do rozpoznawania i interpretowania prawidłowości w danych, które na pozór wydawały się bez znaczenia. Zaczął wykorzystywać analizę statystyczną i teorię prawdopodobieństwa – narzędzia matematyczne, które później wpłynęły na jego pracę.
Aby złamać kod, Simons musiał najpierw przygotować plan działania. Potem trzeba było stworzyć algorytm – szereg kroków do wykonania przez komputer – a następnie przetestować i wdrożyć swoją strategię. Ponieważ nie był dobry w projektowaniu programów komputerowych, musiał polegać na innych programistach z wydziału, którzy faktycznie pisali kody, ale pielęgnował inne swoje umiejętności, które okazały się wartościowe w jego dalszej karierze.
– Przekonałem się, że lubię opracowywać algorytmy i testować różne rzeczy na komputerze – powiedział później8.
Na początku Simons pomógł w tworzeniu ultraszybkiego algorytmu do łamania kodu, rozwiązując odwieczny problem grupy. Wkrótce potem eksperci wywiadu z Waszyngtonu odkryli odosobniony przypadek, kiedy to Sowieci wysłali zakodowaną wiadomość z niepoprawnymi ustawieniami. Simons wraz z dwoma kolegami wychwycili błąd. Nadarzyła się możliwość wglądu w wewnętrzną konstrukcję systemu wroga, a to pomogło znaleźć sposoby wykorzystania tej okoliczności. Simons stał się detektywistyczną gwiazdą, a cały zespół został zaproszony do Waszyngtonu, by osobiście przyjąć podziękowania od przedstawicieli Departamentu Obrony.
Jedynym problemem nowej pracy było to, że Simons nie mógł pochwalić się swoimi osiągnięciami nikomu spoza organizacji. Członkowie grupy byli zobowiązani do zachowania tajemnicy. Słowo, jakiego używał rząd do opisania, jak bardzo tajna jest praca IDA, było samo w sobie tajne.
– Co robiłeś dzisiaj? – pytała Barbara, gdy Simons wracał z pracy do domu.
– Och, to, co zwykle – odpowiadał.
Wkrótce Barbara przestała pytać.
Simons był pod wrażeniem wyjątkowych sposobów rekrutacji utalentowanych naukowców i zarządzania jednostką. Pracownicy, z których większość miała tytuł doktora, byli zatrudniani ze względu na potencjał intelektualny, kreatywność i ambicję, a nie jakieś konkretne doświadczenie czy wykształcenie. Założenie było takie, że znajdą problemy, nad którymi będą pracować i będą na tyle pomysłowi, by je rozwiązać. Lenny Baum, jeden z tych łamaczy kodów, którzy osiągnęli najwięcej, jest autorem powiedzenia, które stało się credem grupy: „Złe pomysły są dobre. Dobre pomysły są wspaniałe. Brak pomysłów jest beznadziejny”9.
– To była fabryka pomysłów – mówi Lee Neuwirth, zastępca dyrektora wydziału, którego córka Bebe została później gwiazdą Broadwayu i telewizji.
Badacze nie mogli rozmawiać o swojej pracy z nikim spoza organizacji. Wewnętrznie jednak struktura działu był stworzona tak, by rozwijać niespotykaną zazwyczaj otwartość i kolegialność. Większość z około dwudziestopięcioletnich zatrudnionych – wszyscy byli matematykami lub inżynierami – miała ten sam tytuł: pracownika technicznego. Zespół zwyczajowo gratulował sobie sukcesów i spotykał się, by wznieść szampanem toast dla uczczenia rozwiązań szczególnie opornych problemów. Zazwyczaj analitycy zaglądali do pokoi swoich kolegów, oferując pomoc lub po prostu po to, by ich wysłuchać. Gdy każdego popołudnia spotykali się przy herbacie, rozmawiali o tym, co się wydarzyło, grali w szachy, układali puzzle lub urządzali zawody w go, skomplikowaną chińską grę planszową.
Simons wraz z małżonką regularnie wydawali kolacje, podczas których pracownicy IDA upijali się robionym przez Barbarę koktajlem, mocnym jak rum Fish House Punch. Do rana grano o wysokie stawki w pokera. Simons często
8
James Simons,
9
W oryginalnym brzmieniu była to pewna gra słów, gdyż w dwóch ostatnich przypadkach były to bardzo podobne w brzmieniu słowa: terrific (wspaniały) i terrible (beznadziejny) – przyp. tłum.