Hotel 69. Sonia Rosa
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Hotel 69 - Sonia Rosa страница 5
3.
Pokój 308
– Halo, recepcja? Słyszy mnie pan? Mój chłopak chyba nie żyje… – Damski głos w słuchawce brzmiał nieco bełkotliwie i mocno alarmująco jednocześnie. – Dzwonię z pokoju trzysta osiem.
– Chyba nie żyje? – wyrwało się stojącemu za recepcyjnym kontuarem Igorowi Hoferowi, który jednocześnie skinął na idącego przestronnym korytarzem szefa ochrony, Marcela Lewandowskiego, i gestem dłoni przywołał go do siebie.
– Słyszy mnie pan?! Słyszysz mnie, kurwa?! Mówię ci właśnie, że on chyba nie żyje! – dziewczyna histerycznie krzyknęła i na linii na krótką chwilę zapadła cisza.
– Zaraz kogoś do pani poślę. Proszę zostać w pokoju. – Hofer sięgnął po jedną z niewielkich karteczek z wizerunkiem logo hotelu i zapisał na niej numer apartamentu. – Skocz tam i zobacz, co się dzieje – poprosił Marcela, byłego żołnierza służb powietrzno-desantowych, który w milczeniu przyglądał się rozmawiającemu przez telefon koledze.
– Jakaś afera? – zainteresował się, kiedy Igor odłożył słuchawkę.
– Laska twierdzi, że jej facet nie żyje, ale brzmi tak, jakby była mocno pijana albo naćpana.
– Jedno nie wyklucza drugiego. – Marcel mrugnął do kumpla i ruszył w głąb korytarza.
W windzie Lewandowski poprawił ciemnoszary krawat, przeczesał palcami gęste ciemne włosy i odchrząknął. Od rana bolało go gardło, a zatkane zatoki nie wróżyły niczego dobrego…
Do 308 pukał ze trzy minuty, zanim łaskawie mu otworzono.
– Dobry wieczór, szef ochrony hotelu Marcel Lewandowski. Czy mogę pani jakoś pomóc? – zapytał, starając się nie zerkać na zupełnie nagie, krągłe i pełne piersi młodej dziewczyny, która uchyliła drzwi od pokoju, ubrana jedynie w koronkowe stringi koloru soczystej czerwieni, z rozczochranymi włosami i rozmazanym pod oczyma tuszem. – To pani przed chwilą dzwoniła na dół? – upewnił się.
– Tak, ja – powiedziała młoda blondynka, mierząc Lewandowskiego wzrokiem. – A przystojniaczek z recepcji gdzie? – zapytała, ani odrobinę niespeszona stanem, w jakim się znajduje.
Ale sądząc po tym, ile musiała wypić, nie było chyba w tym nic dziwnego.
– Za kontuarem. Jak mogę pomóc?
– Wejdź, rozgość się. – Dziewczyna złapała Marcela za krawat i wciągnęła go do środka, zupełnie ignorując chłodny dystans, z jakim zazwyczaj zwracał się do gości.
W apartamencie było duszno.
– Wspomniała pani, że pani chłopak nie żyje. – Lewandowski przeszedł przez niewielki pokój i nie pytając o pozwolenie, pchnął uchylone drzwi od łazienki.
Całkiem nagi młody brunet siedział na podłodze, w kałuży własnych wymiocin, i oparty plecami o wykafelkowaną ścianę, palił coś, co wyglądało na ręcznie skręconego papierosa.
– A jednak żyje! Żarcik taki, czaisz?! – Blondynka zaśmiała się chrapliwie i usiadła na obramowaniu wanny. – Ale zanim się porzygał, serio myślałam, że mi tu zszedł, taki zgon na podłodze przy kiblu zaliczył! – Włożyła do ust pasmo długich tlenionych włosów, które zaczęła przeżuwać, huśtając się przy tym w przód i w tył.
W końcu wstała, przeciągnęła się przed lustrem, poprawiła nieco zbyt ciasne czerwone stringi i zwilżonym śliną czubkiem palca zaczęła ścierać rozmazany tusz spod oczu.
– Dobrze się pan czuje? – zapytał Lewandowski, starając się ignorować otaczający go smrodek rzygowin i odbijający się w olbrzymim lustrze widok podskakujących przy każdym jej ruchu jędrnych i na jego oko podrasowanych chirurgicznie piersi dziewczyny.
– Tak, spoko. – Chłopak wzruszył ramionami, jeszcze raz się zaciągnął i zgasił niedopałek w leżącej na podłodze popielniczce. – Tylko trochę wypiłem… – Nagle w jego głosie pojawił się cień zażenowania.
Chyba zdał sobie sprawę, jak żałośnie musi wyglądać, tkwiąc nagim tyłkiem we własnych rzygach.
– Ktoś to dziś posprząta czy mamy spać w tym odorze? – Blondynka, która w przeciwieństwie do swojego towarzysza nie czuła się w żaden sposób zawstydzona, trąciła stopą leżący na podłodze mokry ręcznik i oblizała usta. – Dzwoniłam na dół z nadzieją, że wpadnie tu do nas ten przystojniaczek z recepcji, ale ty też jesteś niczego sobie – zauważyła, kokieteryjnie się uśmiechając.
– Cieszę się – mruknął Marcel i starając się nie wdepnąć w rozpościerającego się na łazienkowej podłodze pawia, wycofał się w stronę drzwi. – Zaraz przyślę do państwa pokojówkę.
– Czekaj, chwila. Już wychodzisz? – Dziewczyna, nie zważając na to, że w łazience siedzi jej facet, dopadła Lewandowskiego przy drzwiach i złapała go za rękę, którą przyłożyła do swojej nagiej piersi. – Może jeszcze zostaniesz? Mam ochotę na coś więcej, niż da mi dziś ten ciul. A ty mi wyglądasz na niezłego ogiera – szepnęła.
Marcel nerwowo przełknął ślinę i dość gwałtownym ruchem wyrwał rękę z jej uścisku.
– Życzę miłego pobytu – powiedział, wychodząc.
– Wszyscy jesteście tacy sami! Nie potraficie się bawić! Nudne, nijakie chujki z was! – krzyknęła w ślad za nim blondyna, niemal nago wychodząc z pokoju.
Zatrzymał się pośrodku korytarza i odwrócił w jej stronę.
– Proszę wejść do środka albo coś na siebie narzucić, bo będę musiał wezwać policję – powiedział Marcel.
Parsknęła śmiechem, odrzucając głowę do tyłu, zachwiała się, wpadła na ścianę i jeszcze głośniej się zaśmiała.
– Policję? Kurwa, prawie sikam ze strachu! CBŚ wezwij albo Jamesa Bonda! – rzuciła chrapliwym głosem, zanim posłała mu nienawistne, pełne urazy spojrzenie wzgardzonej primadonny