Hotel 69. Sonia Rosa

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hotel 69 - Sonia Rosa страница 5

Автор:
Серия:
Издательство:
Hotel 69 - Sonia Rosa

Скачать книгу

zasnąć, śniła, że puka do ich drzwi, a kiedy otwiera mu jego żona, zaciska palce na jej gardle i dusi krztuszącą się, siniejącą na twarzy Alicję, dopóki tamta nie wyda ostatniego tchnienia. Obudziła się zlana potem i bliska płaczu, w końcu wtuliła policzek w poduszkę i zaczęła bezgłośnie szlochać. Tak, czasem wyobrażała sobie, że robi krzywdę jego żonie. Że widzi ją idącą przez pasy i celowo przyspiesza, potrącając ją na przejściu. Że jedzie do należącej do nich kawiarni, łapie za jeden z noży i dźga rywalkę w brzuch, napawając się widokiem szkarłatu na jej jasnej sukience. Że stoi na peronie, tuż za jej plecami, i wpycha ją prosto pod nadjeżdżającą eskaemkę albo dosypuje do jej kawy truciznę. Wyobrażała sobie jej śmierć na wiele różnych sposób, ale wcale nie czuła się dzięki temu lepiej. Wręcz przeciwnie, czuła się jak ostatnia wywłoka, którą przecież była. Tak, od początku świetnie wiedziała, że uwodzi żonatego mężczyznę. Nie miała jednak pojęcia, jak wiele goryczy przyniesie jej coś, co z początku było wyłącznie czystą słodyczą.

      3.

      Pokój 308

      – Halo, recepcja? Słyszy mnie pan? Mój chłopak chyba nie żyje… – Damski głos w słuchawce brzmiał nieco bełkotliwie i mocno alarmująco jednocześnie. – Dzwonię z pokoju trzysta osiem.

      – Chyba nie żyje? – wyrwało się stojącemu za recepcyjnym kontuarem Igorowi Hoferowi, który jednocześnie skinął na idącego przestronnym korytarzem szefa ochrony, Marcela Lewandowskiego, i gestem dłoni przywołał go do siebie.

      – Słyszy mnie pan?! Słyszysz mnie, kurwa?! Mówię ci właśnie, że on chyba nie żyje! – dziewczyna histerycznie krzyknęła i na linii na krótką chwilę zapadła cisza.

      – Zaraz kogoś do pani poślę. Proszę zostać w pokoju. – Hofer sięgnął po jedną z niewielkich karteczek z wizerunkiem logo hotelu i zapisał na niej numer apartamentu. – Skocz tam i zobacz, co się dzieje – poprosił Marcela, byłego żołnierza służb powietrzno-desantowych, który w milczeniu przyglądał się rozmawiającemu przez telefon koledze.

      – Jakaś afera? – zainteresował się, kiedy Igor odłożył słuchawkę.

      – Laska twierdzi, że jej facet nie żyje, ale brzmi tak, jakby była mocno pijana albo naćpana.

      – Jedno nie wyklucza drugiego. – Marcel mrugnął do kumpla i ruszył w głąb korytarza.

      W windzie Lewandowski poprawił ciemnoszary krawat, przeczesał palcami gęste ciemne włosy i odchrząknął. Od rana bolało go gardło, a zatkane zatoki nie wróżyły niczego dobrego…

      Do 308 pukał ze trzy minuty, zanim łaskawie mu otworzono.

      – Dobry wieczór, szef ochrony hotelu Marcel Lewandowski. Czy mogę pani jakoś pomóc? – zapytał, starając się nie zerkać na zupełnie nagie, krągłe i pełne piersi młodej dziewczyny, która uchyliła drzwi od pokoju, ubrana jedynie w koronkowe stringi koloru soczystej czerwieni, z rozczochranymi włosami i rozmazanym pod oczyma tuszem. – To pani przed chwilą dzwoniła na dół? – upewnił się.

      – Tak, ja – powiedziała młoda blondynka, mierząc Lewandowskiego wzrokiem. – A przystojniaczek z recepcji gdzie? – zapytała, ani odrobinę niespeszona stanem, w jakim się znajduje.

      Ale sądząc po tym, ile musiała wypić, nie było chyba w tym nic dziwnego.

      – Za kontuarem. Jak mogę pomóc?

      – Wejdź, rozgość się. – Dziewczyna złapała Marcela za krawat i wciągnęła go do środka, zupełnie ignorując chłodny dystans, z jakim zazwyczaj zwracał się do gości.

      W apartamencie było duszno.

      – Wspomniała pani, że pani chłopak nie żyje. – Lewandowski przeszedł przez niewielki pokój i nie pytając o pozwolenie, pchnął uchylone drzwi od łazienki.

      Całkiem nagi młody brunet siedział na podłodze, w kałuży własnych wymiocin, i oparty plecami o wykafelkowaną ścianę, palił coś, co wyglądało na ręcznie skręconego papierosa.

      – A jednak żyje! Żarcik taki, czaisz?! – Blondynka zaśmiała się chrapliwie i usiadła na obramowaniu wanny. – Ale zanim się porzygał, serio myślałam, że mi tu zszedł, taki zgon na podłodze przy kiblu zaliczył! – Włożyła do ust pasmo długich tlenionych włosów, które zaczęła przeżuwać, huśtając się przy tym w przód i w tył.

      W końcu wstała, przeciągnęła się przed lustrem, poprawiła nieco zbyt ciasne czerwone stringi i zwilżonym śliną czubkiem palca zaczęła ścierać rozmazany tusz spod oczu.

      – Dobrze się pan czuje? – zapytał Lewandowski, starając się ignorować otaczający go smrodek rzygowin i odbijający się w olbrzymim lustrze widok podskakujących przy każdym jej ruchu jędrnych i na jego oko podrasowanych chirurgicznie piersi dziewczyny.

      – Tak, spoko. – Chłopak wzruszył ramionami, jeszcze raz się zaciągnął i zgasił niedopałek w leżącej na podłodze popielniczce. – Tylko trochę wypiłem… – Nagle w jego głosie pojawił się cień zażenowania.

      Chyba zdał sobie sprawę, jak żałośnie musi wyglądać, tkwiąc nagim tyłkiem we własnych rzygach.

      – Ktoś to dziś posprząta czy mamy spać w tym odorze? – Blondynka, która w przeciwieństwie do swojego towarzysza nie czuła się w żaden sposób zawstydzona, trąciła stopą leżący na podłodze mokry ręcznik i oblizała usta. – Dzwoniłam na dół z nadzieją, że wpadnie tu do nas ten przystojniaczek z recepcji, ale ty też jesteś niczego sobie – zauważyła, kokieteryjnie się uśmiechając.

      – Cieszę się – mruknął Marcel i starając się nie wdepnąć w rozpościerającego się na łazienkowej podłodze pawia, wycofał się w stronę drzwi. – Zaraz przyślę do państwa pokojówkę.

      – Czekaj, chwila. Już wychodzisz? – Dziewczyna, nie zważając na to, że w łazience siedzi jej facet, dopadła Lewandowskiego przy drzwiach i złapała go za rękę, którą przyłożyła do swojej nagiej piersi. – Może jeszcze zostaniesz? Mam ochotę na coś więcej, niż da mi dziś ten ciul. A ty mi wyglądasz na niezłego ogiera – szepnęła.

      Marcel nerwowo przełknął ślinę i dość gwałtownym ruchem wyrwał rękę z jej uścisku.

      – Życzę miłego pobytu – powiedział, wychodząc.

      – Wszyscy jesteście tacy sami! Nie potraficie się bawić! Nudne, nijakie chujki z was! – krzyknęła w ślad za nim blondyna, niemal nago wychodząc z pokoju.

      Zatrzymał się pośrodku korytarza i odwrócił w jej stronę.

      – Proszę wejść do środka albo coś na siebie narzucić, bo będę musiał wezwać policję – powiedział Marcel.

      Parsknęła śmiechem, odrzucając głowę do tyłu, zachwiała się, wpadła na ścianę i jeszcze głośniej się zaśmiała.

      – Policję? Kurwa, prawie sikam ze strachu! CBŚ wezwij albo Jamesa Bonda! – rzuciła chrapliwym głosem, zanim posłała mu nienawistne, pełne urazy spojrzenie wzgardzonej primadonny

Скачать книгу